1612 - listopad. Moskwa Polacy w Moskwie

Franciszek Kucharczak

publikacja 30.08.2006 10:43

1612 - listopad. Moskwa Polacy w Moskwie


Polscy żołnierze wyglądali jak cienie. Szaty o wypłowiałej barwie wisiały na nich jak na szkieletach, bo też wiele się od szkieletów nie różnili. Kiedy nie było już nadziei na odsiecz, otwarli bramy Kremla

Był taki czas, gdy Polacy zajęli Moskwę. Przyszli tam z hetmanem Żółkiewskim. Mieli czekać na syna polskiego króla Zygmunta III, królewicza Władysława, bo część co znakomitszych Rosjan uznała go za swojego cara. Siedem tysięcy żołnierzy rozlokowało się na Kremlu i w otoczonych murami dzielnicach. Różnie patrzyli na nich mieszkańcy stolicy. Jedni się z nimi bratali, handlowali, inni patrzeli na nich wilkiem. Dowódca garnizonu, Aleksander Gosiewski, krótko trzymał swoich podwładnych. Niejedna głowa spadła, ale i tak nie udało się zachować spokoju. Raz po raz w mieście wybuchały zamieszki, zwłaszcza że z prowincji zbliżało się pospolite ruszenie – wojsko złożone z Rosjan i Kozaków, którzy nie chcieli cara z Polski. Zanim podeszli pod mury, zajścia zamieniły się w masakrę na ulicach. „Zabito tego dnia Moskwy w samym Kitajgrodzie (jednej z dzielnic) do sześci albo siedmi tysięcy” – pisał jeden ze świadków.

Mało brakło
Wkrótce pod miastem rozlokowało się kilkanaście tysięcy Rosjan i Kozaków i zaczęło się oblężenie. Pospolite ruszenie było skłócone, więc dawało się nieraz zdobyć żywność z zewnątrz. Rok później do stolicy nadeszło 14 tysięcy żołnierzy drugiego pospolitego ruszenia. Zebrali je kupiec Minin i książę Pożarski.
Zaczął się szerzyć głód. Była jednak nadzieja, bo do Moskwy zbliżał się z niewielką odsieczą i żywnością sławny hetman Jan Karol Chodkiewicz.
„Gotujemy się na atak mocny, Pana Boga wziąwszy na pomoc, a posiłków żadnych” – zapisał hetman. 31 sierpnia siedem tysięcy jego żołnierzy stanęło pod Moskwą – wsławiona w wielu bitwach husaria, bitni Kozacy i świetnie wyszkolona piechota. Tylko że do oblężonych trzeba się było przebić przez miasto. 3 września ludzie Chodkiewicza przełamali obronę. Kozacy broniący tego odcinka uciekli w popłochu. Widać już było stojących na murach Kremla Polaków z garnizonu. Ziemia tu jednak była zryta okopami, więc trzeba było wyrównać teren dla wozów z żywnością. Gdy prace dobiegały końca, rozgromieni Kozacy pozbierali się i wrócili do walki. Zmęczeni i zdziesiątkowani Polacy Chodkiewicza nie wytrzymali ataku. Wielu padło w obronie taboru, reszta wycofała się poza miasto. Wozy wpadły w ręce Rosjan.

Zabić i zjeść
Wygłodzeni Polacy z rozpaczą patrzeli na wycofujące się wojska, ale wciąż mieli nadzieję, że na pomoc przybędzie sam król. Tego też obawiali się oblegający Rosjanie, dlatego wzmogli ostrzał dzielnic zajętych przez Polaków. Ci nie pozostawali dłużni. Wkrótce jednak „piechota, co ich było 600, poczęli psy i kotki jeść” – zapisał kupiec Bałyka. Niektórzy spuszczali za mury kosztowności, licząc, że kupią za to kawałek chleba. Niektórym się udawało, ale nieraz w koszu znajdowali kamienie. Wreszcie oszalali z głodu ludzie zaczęli polować wzajemnie na siebie, „tak, że piechota i Niemcy (wojsko najemne) zaczęli ludzi rżnąć i jeść”. Strach był po zmroku wychodzić samemu, a potem już i w dzień. Niektórzy wypadali z twierdzy i porywali oblegających, żeby ich zaraz zjeść, ale były i straszniejsze rzeczy. Dowódca Budziłło zapisał: „Truszkowski, porucznik piechotny, dwu synów swych zjadł, hajduk jeden także syna zjadł, drugi matkę (...). Kto kogo zmógł, ten tego zjadł”. Jeden żołnierz próbował poddać basztę, ale zdrada się wydała, więc skazano go na śmierć. Po egzekucji został zjedzony.
1 listopada Rosjanie przypuścili szturm na Kitajgród. Mimo strasznej sytuacji, Polacy bronili się zaciekle, ale zostali wyparci z dzielnicy. Teraz zajmowali tylko Kreml. Nie było już na co liczyć.

Rozpaczliwy koniec
3 listopada dowódca polskiego garnizonu zwołał naradę. „Poddajemy twierdzę” – zdecydowali obrońcy. Trzy dni później obie strony ustaliły warunki kapitulacji. Posłowie moskiewscy przysięgli na krzyż, że żołnierze zostaną żywi i będą dobrze traktowani. 7 listopada 1612 roku otwarła się brama Kremla. Zwycięzcy weszli do środka i podzielili jeńców. Jeden pułk przypadł księciu Pożarskiemu, a drugi Kozakom. Los tych drugich był opłakany. Przez kilka dni Kozacy pastwili się nad bezbronnymi, mordując ich powoli i na różne sposoby. Pozostali też mieli przed sobą niewesołą przyszłość. Wysłani grupami poza Moskwę, zostali częściowo wymordowani, częściowo zmarli z głodu i chorób. Jeden oddział ocalał, bo odbili go pozostający na służbie polskiej Kozacy. Wyjątkowi szczęściarze przetrwali niewolę. Po siedmiu latach Polska wymieniła ich na jeńców moskiewskich.
W Moskwie wybrano nowego cara Michaiła Romanowa, a Rosja zaczęła nabierać sił. Niecałe dwa wieki później sama zagarnęła polską stolicę i znaczną część naszego kraju. Od niedawna rocznica usunięcia Polaków z Kremla jest wielkim świętem państwowym Rosji.

(Mały Gość 11/2005)