1415, 6 lipca - Konstancja. Z weselem umrę

Franciszek Kucharczak

publikacja 30.08.2006 10:26

1415, 6 lipca - Konstancja. Z weselem umrę



Mieszkańcy Konstancji zbiegli się oglądać rzadkie widowisko. – Heretyka będą palić! – rozchodziła się w tłumie wieść. W bramie pokazał się orszak wiodący skazańca. Z daleka widać było papierową mitrę na jego głowie. Wymalowano na niej diabły i napis „herezjarcha”. Tak nazywano ludzi, którzy głosili rzeczy sprzeczne z nauką Kościoła.

Skazaniec nazywał się Jan Hus. Był księdzem i wykładowcą na uniwersytecie w Pradze. Ongiś, w tamtejszej kaplicy Betlejemskiej, głosił po czesku kazania, a że był gorliwym kapłanem i świetnym mówcą, słuchaczy miał wielu.
Mistrz Jan wołał, że źle się dzieje w Kościele, że duchowni nie żyją według Ewangelii, że nie myślą o biednych. Nie on jeden to mówił, bo czas dla Kościoła rzeczywiście był trudny. Ludzie nie bardzo wiedzieli, kto właściwie kieruje Kościołem, bo skłóceni kardynałowie wybierali swoich „papieży”. W końcu prócz prawowitego papieża było jeszcze dwu antypapieży – bo tak nazywano uzurpatorów. Protest Jana Husa nie był więc niczym nadzwyczajnym. Problemy zaczęły się, gdy zetknął się z naukami Johna Wiclefa. Ten Anglik głosił, że w Komunii świętej nie ma prawdziwego Chrystusa, odrzucał sakrament pokuty i kult świętych. Hus przejął się tymi błędnymi naukami, choć niezupełnie się z nimi zgadzał. Arcybiskup Pragi uznał jednak, że Hus głosi nauki niebezpieczne dla wiary, więc go wyklął. Ten jednak nie podporządkował się i dalej głosił kazania.

Wytłumacz się
Akurat trwał sobór w niemieckim mieście Konstancja. Zgromadzenie biskupów i innych możnych z całej Europy próbowało jakoś uporać się z problemem trzech jednocześnie rządzących papieży. Przy okazji zebrani zajęli się też naukami Jana Husa. – Niech się stawi przed nami i wytłumaczy – orzekli. Rządzący cesarz Zygmunt dał Husowi „list żelazny”, czyli zapewnienie, że nie zostanie aresztowany. Mistrz z Pragi udał się więc do Konstancji. Tam – wbrew cesarskiemu słowu – został pojmany i zamknięty w celi. Zebrała się komisja, która zaczęła go przesłuchiwać. Hus odpierał zarzuty o głoszenie fałszywych nauk Wiclefa. – Przyjąłem z jego pism tylko to, w czym przypominał zasady Ewangelii – tłumaczył. W pismach Husa znalazło się jednak stwierdzenie, że gdy duchowny zgrzeszy, przestaje być duchownym. To bardzo wzburzyło zebranych, nawet samego cesarza. – Gdzie on znajdzie człowieka bez grzechu? – oburzył się.
Zebrani zażądali od oskarżonego odwołania błędów. – Jak mogę odwoływać to, czego nie powiedziałem? – bronił się Hus. Chciał jeszcze raz wytłumaczyć nauki, do których się przyznał. Ale nie słuchano go, bo tak naprawdę wyrok z woli cesarza już zapadł.

Na stos
6 lipca 1415 roku Hus stanął przed soborem. Zaczęto odczytywać zarzuty. Oskarżony protestował, że przypisuje mu się słowa, których nie powiedział. Kazano mu milczeć, więc tylko się modlił. Potem jeden z biskupów zażądał od Husa odwołania nauk.
– Boję się to uczynić, aby nie być oszustem, nie urazić własnego sumienia i praw Bożych, i nie zgorszyć wiernych, których nauczałem – odparł. To oznaczało wyrok śmierci.
Cesarz skinął na jednego z książąt niemieckich. Ten wstał z pergaminem w ręku. – „Jan Hus z wyroku króla naszego najmiłościwszego i z rozkazu naszego jako heretyk ma być spalony” – odczytał.
Egzekucja odbyła się tego samego dnia za bramą miejską. – Z weselem dziś umrę za prawdę – powiedział Jan Hus. Stojąc na stosie, powtarzał, że duszę ma niewinną i śpiewał pobożne pieśni. Potem spośród płomieni słychać było już tylko jęk: „Jezu Chryste, Synu Boga żywego, zmiłuj się nade mną!”.

Skutki zbrodni
Cesarz Zygmunt bał się, że żywy Hus może spowodować kłopoty z Czechami. Okazało się, że martwy jest o wiele groźniejszy. Na wieść o losie mistrza Jana, wielu Czechów zerwało z Kościołem.Stworzyli własne wyznanie i zbrojny ruch, zwany husyckim. Okazali się też doskonałymi żołnierzami, którym przez całe dziesięciolecia nie mogły sprostać najpotężniejsze armie Europy.

Niektóre nauki Husa chyba rzeczywiście były błędne, ale jeszcze większym błędem było zwalczanie ich zbrodnią. A to, co zrobiono Janowi Husowi było zbrodnią. To jeden z powodów, dla których w Czechach dziś jest niewielu chrześcijan.
W 1999 roku papież Jan Paweł II powiedział: „Uważam za swój obowiązek wyrazić głębokie ubolewanie z powodu okrutnej śmierci zadanej Janowi Husowi oraz głębokiej rany, jaka w jej następstwie otwarła się w umysłach i sercach Czechów, stając się przyczyną konfliktów i podziałów”.

(Mały Gość 7-8/2005)