Szopka żywa, nie lukrowana

Gabriela Szulik

|

MGN 12/2007

publikacja 15.11.2007 16:41

Zwyczaj stawiania szopki narodził się w naszym domu dość wcześnie. Wtedy chyba, gdy mieliśmy tylko dwoje czy troje dzieci – Ryszard Montusiewicz próbuje znaleźć początek rodzinnej tradycji.

Szopka żywa, nie lukrowana W rodzinie Montusiewiczów stajenka każdego roku jest inna fot. ARCHIWUM RODZINNE

Najpierw usłyszeliśmy o tym na katechezach przed Bożym Narodzeniem w ramach spotkań neokatechumenatu. Potem, któregoś razu byliśmy we Włoszech, w Porto San Giorgio, i tam, w kościele parafialnym widzieliśmy piękną szopkę. Wiele postaci się ruszało, płynęła woda i coś się świeciło. Pod wpływem tamtych katechez i tego, co zobaczyli, w rodzinie Montusiewiczów zaczęto robić szopki. Dzieci bardzo się tym pasjonowały. Za każdym razem powstawała inna szopka.

– Jedyny kłopot był zawsze z figurkami – wspomina Ryszard. – Kiedyś dostaliśmy komplet figurek od nieznanego nam niemieckiego księdza. W 1989 roku, kiedy wracaliśmy do domu z Włoch przez Austrię, już przed samą granicą z Czechosłowacją na stacji benzynowej kupiliśmy komplet małych figurek. Dzieci do dziś pamiętają ten prezent, bo niektóre elementy mamy w domu do tej pory. – U nas nie wyciąga się z pudełka gotowej szopki – zapewnia Ryszard.

– To nie jest lukrowana dekoracja, której nie wolno dotykać. Szopka każdego roku jest inna Pomysł zawsze miały dzieci. Na przykład któregoś razu Marcin z Markiem zrobili na kartonie panoramę Betlejem. Powycinali okienka, zakleili kolorowym papierem. Z tyłu przyczepili lampki i Betlejem świeciło. W innym roku jeden z synów do ogniska podłączył czerwoną lampkę, żeby pasterze siedzieli przy palącym się ogniu. Gdy mieszkali w Izraelu, jednego roku starsi synowie zebrali kamienie, skleili je cementem i wybudowali małe wzgórza z grotami. Innym razem wykorzystali fragment korzenia fikusa.

– Tworzenie szopki bardzo skupia dzieci – mówi Ryszard. – Najmłodsze przyglądają się starszym, a gdy dorastają już do takiego wieku, że same mogą majsterkować, włączają się do pracy. Zgłaszają swój pomysł. Czasem nawet kłócą się o koncepcje (śmiech). W domu Ryszarda i Lucyny Montusiewiczów szopka to miejsce, które żyje, w którym coś się dzieje. W Wigilię Bożego Narodzenia na stole z sianem przykrytym białym obrusem leżą opłatki i figurka Dzieciątka Jezus.

– Zanim usiądziemy do wieczerzy – opowiada Ryszard – najmłodsze dziecko przenosi figurkę do szopki. Potem dochodzą różne zwierzęta. Natomiast Trzech Króli wprowadzamy dopiero 6 stycznia albo w wigilię tego dnia podczas uroczystej kolacji. Szopka zawsze wzbudza zainteresowanie gości. – W naszym domu jest ważniejsza od choinki – mówi Ryszard. Myślę, że św. Franciszek miał naprawdę Bożą intuicję, tworząc szopkę.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.