Ziemia pełna duchów

Krzysztof Błażyca

|

MGN 04/2008

publikacja 06.03.2008 13:41

Mają swoje wierzenia i zasady. Boją się złych duchów. Pomocy szukają u Jezusa. Jeśli Go poznają.

Ziemia pełna duchów ARCHIWUM PRYWATNE

 

Położone w zachodniej Afryce Togo jest pięć razy mniejsze od Polski. Odległości nie mierzy się tam w kilometrach. Miarą jest czas potrzebny na dotarcie z jednego miejsca do drugiego. Ojciec Jerzy Gros, misjonarz werbista, spędził w Togo 20 lat. 
 
Zawsze od zera 
Prościej policzyć włosy na głowie niż mieszkańców tego afrykańskiego kraju. W Togo żyje prawdopodobnie około czterech milionów osób. W wioskach nie prowadzi się spisu urodzeń, nie ma też prądu, ani poczty. – Jeśli poczta jest, to już mówi się, że to miejscowość – tłumaczy misjonarz. – A jeśli gdzieś jest prąd, a na drodze położono asfalt, to już miejscowość większa. Na terenie naszej parafii jest pięćdziesiąt wiosek – opowiada. – Na placówki misyjne jedziemy około czterech godzin. Misjonarze tworzą parafię przez wiele lat, potem „oddają” ją biskupowi miejsca i idą dalej. Tak na przykład było z parafią Basar, w której pracował ojciec Jurek. – Dziś to już duża miejska parafia – opowiada misjonarz. – Z Basar poszliśmy sto kilometrów w głąb buszu. Tam dotąd nigdy nie było księdza. I znów zaczynaliśmy od zera. Pierwsi misjonarze, którzy wylądowali w Togo w 1892 r., nie korzystali z udogodnień dzisiejszej techniki, a ich ślady widać do dziś – dodaje z podziwem ojciec Gros. 
 
Plemienne zasady 
W Togo żyje ponad czterdzieści plemion. Najliczniejsi są Ewe i Kabre. Najciekawsi Konkomba, duże, wojownicze plemię. – Są bardzo dobrze zorganizowani i mają swoje zasady – opowiada misjonarz. – Nie mogą na przykład z wojny wracać z żadną zdobyczą. Gdy otoczą wioskę wroga, mówią: „Kto nie chce umrzeć, może wyjść”. Gdy już wioskę zdobędą, nie ruszają niczego. Ten, który coś zabierze, zginie. – Tak wierzą? – pytam. – Nie „tak wierzą”, tylko tak jest! – prostuje misjonarz. – Znam przypadek, że ktoś zabrał zdobycz i w następnej walce zginął. Konkomba do dziś używają łuków z zatrutymi strzałami. Są niezawodne. Gdy w XIX wieku Niemcy kolonizowali ich ziemie, łuki skutecznie odpierały intruzów z Europy. Niemcy, nie mogąc pokonać Konkomba, zorganizowali szpital i obiecali szczepienia. Zamiast tego wszystkim chłopcom odcięli kciuki, by nie mogli strzelać z łuków. I tak pokonali Konkomba. – Ludzi z tego plemienia trudno nawrócić – mówi ojciec Jerzy. – Są bardzo przywiązani do swoich wierzeń i tradycji. Ale ci, którzy przyjmują Pana Jezusa, stają się bardzo dobrymi chrześcijanami. Szanuję ich kulturę i wierzenia – mówi misjonarz. – Gdy uczyłem ich, że nie wolno kraść, zabijać, że trzeba szanować rodziców, okazało się, że oni to wszystko znają. Przypomniało mi się wtedy, co Pan Bóg kiedyś powiedział: „Wypiszę moje przykazania w waszych sercach”. 
 
Zapłata za żonę 
Togijczycy mieszkający na wsi, nie specjalnie wiedzą, w którym roku się urodzili. Wiedzą natomiast, w jakim dniu tygodnia, bo... takie noszą imiona: Piątek, Środa, Poniedziałek. – Od najmłodszych lat uczą się obowiązków domowych – mówi ojciec Gros. – Niektóre dzieci, gdy trochę dorosną, pracują obowiązkowo na polu swojego nauczyciela, dlatego że nauczyciele w Togo nie dostają pieniędzy za swoją pracę. Gdyby dzieci nie pomagały nauczycielowi, on nie miałby czasu ich uczyć – tłumaczy misjonarz. Praca jest dla nich bardzo ważna. Chłopak, który chce się ożenić, przez cztery lata musi pracować na polu rodziców swej wybranki. Jeśli nie „odrobi” małżeństwa, za żonę musi zapłacić. A jeśli zwleka z zapłatą, to rodzice zabierają mu żonę. – Chłopcy więc bardzo się starają – mówi ojciec Jurek. – Bo w Togo, jak w innych krajach Afryki, rodzina jest najważniejsza. 
 
Pyton i kajmany 
Kto chce być blisko tubylców, musi jeść to, co oni. Pewnego razu ojciec Jerzy upolował pytona. Miał trzy metry dwadzieścia centymetrów długości. – Wąż jest smaczny – zapewnia ojciec Jurek. – Smakuje jak cielęcina z rybą. Kajmany też są dobre, choć trochę nieapetycznie wyglądają, gdy podają je z łapkami. Ale ogon jest smaczny – śmieje się misjonarz. – Nasze europejskie organizmy nigdy jednak nie przystosują się do tamtych warunków – dodaje. – Trzeba zachować umiar w egzotycznym jedzeniu. Afrykańczycy to rozumieją. Nie możemy na przykład pić wody z rzeki. Oni mogą. Jeśli więc biały chce zostać w Afryce, musi przestrzegać higieny. Według miejscowych wierzeń, w wodzie żyje Mami Wata – bóstwo o ciele syreny, które porywa ludzi. – Ludzie wierzą, że złe duchy wpływają na ich życie – przyznaje misjonarz. – Boją się złych mocy i szukają pomocy u Pana Jezusa. Nasza religia ma ich wyzwolić z tego lęku. Ale tego nie da się uczynić w jednym pokoleniu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.