Kierowany kierowca

Franciszek Kucharczak

|

MGN 04/2008

publikacja 06.03.2008 13:31

Piotr Jaskiernia jeździ istnym smokiem na kołach. Chcesz zobaczyć, jak wygląda świat z okien jego ciężarówki? Wystukaj: www.totus-tuus.us. Dzięki kamerze umieszczonej w szoferce, możesz usiąść na siedzeniu pasażera i przemierzać Stany Zjednoczone wzdłuż i wszerz.

 Gdy w Polsce trwał stan wojenny, Piotr dostał azyl polityczny w USA. Był zachwycony Ameryką. – Na Googlach jest nawet film z 1986 roku, jak jeżdżę fordem mustangiem i palę gumy. Przerobiłem go, żeby miał 400 koni – opowiada, wpatrzony w szybko zmieniające się krajobrazy.

Kierowany kierowca   Piotr Jaskiernia jeździ istnym smokiem na kołach. fot. Archiwum prywatne Dziecko mi umiera 
W zasadzie nic mu nie brakowało – kochana i kochająca żona, praca, dom. Ale nie mieli dziecka. 10 lat po ślubie okazało się, że żona jest w ciąży. Dziewczynka urodziła się jednak o wiele za wcześnie. Ważyła 610 gramów. Tyle, co trzy kostki masła. Od razu ją ochrzczono. Otrzymała imiona Wiktoria Maria. – Miała 5 procent szans na przeżycie, a jak przeżyje, to miała 5 procent, że będzie zdrowa. Mogło jej się wszystko stać – opowiada Piotr. Ale Wiktoria urodziła się 2 lutego, w dniu Matki Bożej Gromnicznej. Piotr widział w tym znak nadziei. Z początku jednak nie mógł sobie znaleźć miejsca. Zauważył to kolega kierowca. Piotra irytował dotąd jego amerykański styl manifestowania wiary, jego ciężarówka oklejona krzyżami, tekstami z Biblii. Nie lubił tego. Ale gdy tamten dowiedział się, że córeczka Piotra co parę godzin dosłownie umiera, złapał go za rękę, drugą chwycił jakiegoś innego kierowcę i zaczął się modlić. Na parkingu, na głos. Nazajutrz powiedział: „Dzwoniłem do żony. Cały Kościół baptystów w Kentucky modli się za twoją córkę”.

Poszczę – pamiętam
Trzy miesiące później mała była operowana. Odkryto właśnie jakąś nową metodę operowania oczu. Wiktoria miała być jedną z pierwszych osób w Charlotte, które miały z niej skorzystać. Po operacji lekarz wyszedł i powiedział, że zoperowali tylko jedno oko, bo drugie... jakoś się wyleczyło. Lekarz nie rozumiał, co się stało. Ale Piotr rozumiał – był 3 maja, Królowej Polski. – To był dla mnie kwiatek od Maryi w dniu Jej święta. Wtedy przestałem się bać o Wiktorię – uśmiecha się. – Nie przestałem się modlić, ale przestałem się martwić. Mała wyszła ze szpitala w przeddzień uroczystości Wniebowzięcia Maryi Panny. Już wtedy Piotr obiecał Maryi, że w każdy piątek będzie pościł. W te dni nic nie jadł. Później ksiądz poradził mu, żeby ze względu na zdrowie coś jednak przegryzł. Jadł więc chleb i popijał wodą. Piotr nie bardzo chciał, żeby o tym pisać, ale ostatecznie dał się przekonać: teraz, w Wielkim Poście, woda i chleb to jego jedyny pokarm. Całe czterdzieści dni. – Poszcząc, nie da się zapomnieć o Bogu. Cały czas pamiętam, dlaczego poszczę – tłumaczy. Gdy przyjechał do swojego rodzinnego Krakowa, postanowił podziękować Matce Bożej za życie Wiktorii. Poszedł pieszo do Częstochowy. W pierwszy wieczór dotarł do Olkusza. Po Mszy w napotkanym kościele pytał ludzi o nocleg. Jakaś lekarka zaprosiła go do swojego domu. – Wygląda mi pan na ojca, który pielgrzymuje w intencji swojej córki – powiedziała.

Tyle modlitw?
Kiedyś był w Betlejem. Miał pomóc starszemu księdzu należącemu do tej samej grupy pielgrzymów wrócić do hotelu. Ksiądz siedział przed bazyliką Narodzenia Pańskiego i modlił się z brewiarza. – Ja siedziałem z drugiej strony i czekając, modliłem się na różańcu – wspomina Piotr. Wtedy postanowił uczynić różaniec swoim „brewiarzem” – każdego dnia odmówić wszystkie trzy (a dziś już cztery) części. Miał wrażenie, że Matka Boża o to prosi. Usłyszał o tym, gdy był w Medjugorie. Wtedy wydawało mu się to niemożliwe. A jednak okazało się możliwe. – Ale ja się źle modlę – mówi. – Nie potrafię się skupić. No klepię po prostu. Nawet mam do siebie o to pretensje, ale tak sobie myślę, że – jak to ktoś powiedział – „rzeczy warte zrobienia są warte zrobienia, choćby źle”.

Kierowany kierowca   Pojazd Piotra Jaskierni to Volvo VN 780, model 2006, kupiony w październiku 2005. roku. Ma silnik 500 KM i skrzynię 13-biegową. Dwa 500-litrowe zbiorniki paliwa, pneumatyczne zawieszenie wszystkich osi. Załadowany waży 36 ton, ma 23 metry długości. fot. PIOTR JASKIERNIA

Szansa dla nas
Zanim urodziła się Wiktoria, Piotr niespecjalnie przejmował się swoją wiarą. – Zawsze szukałem pretekstu, żeby „móc nie iść na Mszę i nie mieć grzechu”. Jeśli pracowałem w niedzielę, uważałem, że jestem usprawiedliwiony i nie muszę już iść na Mszę – śmieje się. Jest przekonany, że każdy chrześcijanin powinien świadomie się Bogu ofiarować. Choć raz w życiu. Może to być oddanie się Sercu Jezusowemu, może być inna forma. Gdy sam to zrobił, odczuł, że to wiele zmienia. Wtedy postanowił, że za wszelką cenę będzie się starał uczestniczyć we Mszy, gdy tylko będzie to możliwe. I okazało się, że – z jednym wyjątkiem – było możliwe zawsze. Czasami zdawało się, że już nic z tego nie będzie. – Raz jechałem do Nowego Jorku na lotnisko, późne niedzielne popołudnie, ja muszę się jeszcze rozładować, a wiem, że ostatnia Msza w okolicy jest o 17.00. – przypomina sobie. – Bez szans.

Do tego stoję w gigantycznym korku i nawet się nie przesuwamy do przodu Nagle zobaczyłem obok autostrady katolicki kościół i na parkingu samochody. Zaparkowałem na poboczu, przeskoczyłem przez płot i poszedłem zapytać, co się dzieje. Powiedziano mi, że miała być Msza o uzdrowienie, ale chyba i ksiądz utknął w tym korku, bo już dwie godziny się spóźnia. Nagle dzwonki i wchodzi ksiądz, bo wreszcie dotarł. Podobnych historii było wiele. A jednak pewnego razu Piotr kościoła nie znalazł. Bardzo to przeżył.

Nie rozumiał, czemu go „Bóg tak zawiódł”. Ale potem pojął, że i to było prezentem od Pana Boga. Dzięki temu zrozumiał, że możliwość bycia na Mszy jest darem dla nas, a nie łaską, którą my Bogu robimy. Że trzeba się modlić o możliwość bycia na Mszy. No i że trzeba się modlić o powołania kapłańskie, żeby miał ją kto odprawiać. – Może dlatego jestem kierowcą, żebym docierał do ludzi, do których nie docierają księża, oaza ani neokatechumenat. Którym do kościoła nie po drodze – zastanawia się Piotr. – Przecież Bóg nas wzywa tam, gdzie jesteśmy. A jeżeli coś się robi dla Pana Boga dlatego, że On nas do tego wzywa, to staje się przyjemnością

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.