sobota, 10 kwietnia, 2010r.

publikacja 10.04.2010 21:23

Hau, Przyjaciele!
Zaczęło się zwyczajnie. Wyszedłem z Panią na zakupy. Właśnie wracaliśmy, gdy zadzwoniła komórka. Byłem pewny, że ktoś z domowników przypomina, by coś tam jeszcze dokupić. Nagle słyszę, że Pani woła: "to niemożliwe, to straszne". Przestała na mnie zwracać uwagę, przyspieszyła kroku, a jednocześnie wciąż odbierała telefony i SMS-y. Szedłem tuż przy jej nodze. W domu zastaliśmy dzieci siedzące w piżamach przy telewizji. Wszyscy mieli przerażone miny. Przytuliłem się mocno do Pauliny. Wpadali sąsiedzi i padały wciąż te same słowa: że katastrofa, że nikt jej nie przeżył, że Katyń, że to niemożliwe. Podobno nawet prezenterzy płakali. Pani próbowała sprzątać, ale co chwilę siadała i słuchała wiadomości. Pan wyszedł kilka razy do piwnicy, gdzie zbiegli też chłopcy i tata Łukasza. Na zmianę rąbali drzewo, jakby w te mocne uderzenia siekiery chcieli włoży całą bezradność. Wieczorem cała rodzina poszła do katedry na ważną mszę. Nie protestowałem, bo dobrze czułem, że dzieją się ważne sprawy. Zresztą, dzisiaj nawet niebo płakało, deszcz zacinał, wicher wiał jak szalony. Dopiero po mszy wszyscy wrócili uspokojeni. Oglądali potem smutny film o Katyniu, a łzy Pauliny i Pani płynęły i płynęły...Cześć, Tobi


  • Poprzednie dni:.