sobota, 18 października, 2008r.

publikacja 14.10.2008 11:57

Hau, Przyjaciele!
Oj, oj, coś się złego stało. Paulina wróciła z zebrania marianek wściekła, rzuciła się do sprzątania jak lwica. Mama żażartowała, by nie tarła tak mocno szyb, bo je wybije. Na to dziewczyna z jeszcze większą pasją machała ścierkami. Gdy chwyciła odkurzacz, to wybiegłem do ogrodu, bo w towarzystwie takiej rozeźlonej Pauliny może być niebezpiecznie. Gdy złośliwie szczekałem na przechodniów, nagle Jadzia otworzyła okno i zwymyślała mnie, że skupić się nie można, gdy "ten kundel szczeka". Pani Maria chyba to słyszała, bo spokojnie wyszła i zaprosiła mnie do zmiatania liści. A przecież była umowa, że w tym roku za liście odpowiadają dzieci. Wczoraj grabili je Kuba i Łukasz. Niestety, rano każdy centymetr chodnika był zasypany kolorowym, szeleszczącym dywanem. Pani Maria dobrze wiedziała, że po chwili zejdą do niej, ociągając się i mrucząc coś pod nosem, obrażone dziewczyny. Machały ze złością miotłami, a sąsiadka opowiedziała im jakąś dziwną baśń o Górze Przebaczenia. Następnie odeszła, a wtedy ja rzuciłem się na nie, liżąc je po rękach, zapraszając do zabawy. Gdy to nie pomogło, wskoczyłem na usypaną stertę liści i rozkopałem je w mgnieniu oka. Rzuciły na mnie z wrzaskiem, a ja pędem do następnej sterty. Zwyciężyłem, bo zaczęły się śmiać. A tam gdzie śmiech, nie ma obrażania. Dopięlismy z panią Marią tego, że przyjaciółki pogodziły się. Cześć. Tobi.


  • Poprzednie dni:.