poniedziałek, 29 stycznia, 2007 r.

publikacja 28.01.2007 21:45

Hau, Internauci!
Miałem szczęście! Coś niesamowitego! Z naszego stromego dachu runęła lawina! Zwały śniegu spadły kilka centymetrów ode mnie. Huk był potężny. Rozpłaszczyłem się na brzuchu. Paulina narobiła krzyku, bo myślała, że mnie zasypało. Pan i Kuba wzięli łopaty. A mi humor zaraz wrócił, bo przecież lubię śnieg! Szczególnie węszyć w miękkim puchu. Dokopać się do fascynujących zapachów. Dopiero gdy temperatura spada poniżej minus dziesięć, przestaję się czuć komfortowo. Ze zdziwieniem obserwuję wtedy sztywniejące łapy. Potem czuję, że nie zrobię już ani jednego kroku. Chociaż wstydzę się koszmarnie, muszę prosić, by mnie wzięto na ręce. Dobrze, że taka sytuacja zdarzyła się tym roku tylko raz! A skoro za kilka dni zostanie rozebrana choinka, znikną śliczne światełka, to pewnie i wielkich mrozów już nie będzie. Postanowiłem, że rodzinę będę przepuszczał w drzwiach, by mieć pewność, że lawina mnie więcej nie zaatakuje. Nie jestem tchórzem. Tu chodzi o mój niski wzrost. Cześć. Tobi.