Żeby wszyscy byli Fu

Krzysztof Błażyca

|

MGN 05/2008

publikacja 14.04.2008 11:03

Chińczycy wierzyli, że ich państwo leży w środku świata. Dziś są w centrum uwagi świata. Na chińskich stadionach odbędzie się olimpiada, tak jak dotychczas egzekucje.

Żeby wszyscy byli Fu Św. Franciszek Ksawery planował misje w Chinach

 

Chińczycy wynaleźli proch, zbudowali Wielki Mur, stworzyli cesarstwo, które przetrwało dwa tysiące lat. Dziś produkują zabawki i „chińskie” zupki. Wysyłają to na cały świat. Nie mają wszystkiego. Wciąż brakuje im Chrystusa. W Chinach wykonuje się najwięcej wyroków śmierci na świecie. Ludzie rozstrzeliwani są na stadionach na oczach gapiów. W szpitalach pozbawia się życia noworodki i dzieci nienarodzone. – To państwo niechrześcijańskie – tłumaczą misjonarze. – Łatwiej jest wybielić Etiopczyka, niż zjednać Chiny dla Chrystusa – mówili pierwsi misjonarze. Misja wciąż trwa. Zaczęli ją Franciszek Ksawery, Mateusz Ricci, Józef Freinademetz.
 
Zaczął od środka
Pełen ducha i rozwagi – tak pisano o św. Franciszku Ksawerym. Był przyjacielem Ignacego Loyoli – założyciela zgromadzenia jezuitów. Rok po zatwierdzeniu zakonu – w 1540 roku Franciszek wyruszył na misje do Azji. Najpierw jako wysłannik królewski i reprezentant papieża znalazł się w Indiach. Głosił Ewangelię, opiekował się chorymi i... czynił cuda. Potrafił uciszyć burzę. Wskrzesił umarłą dziewczynkę, która od trzech dni spoczywała w grobie. Z Indii święty udał się do Japonii, gdzie władca przyjął misjonarza, ale bez entuzjazmu. – Co to za nauka, skoro nie słyszano o niej w Chinach? – powątpiewał. Chiny były wtedy potęgą, „środkiem” azjatyckiego świata. – Wobec tego muszę jechać do Chin – postanowił Ksawery. W XVI w. Chińczycy byli wrogo nastawieni do Europejczyków. To nie zniechęciło Franciszka. Był misjonarzem. Jego tarczą była wiara. Niestety, kapitan statku, którym Franciszek płynął do Chin, nie był już tak odważny. Bał się kar i śmierci, które czekały śmiałków wpływających na chińskie wody. Franciszek wynajął więc niewielką dżonkę i na jej pokładzie dotarł do wyspy Sancian, w pobliżu Chin. Tam wyczerpany podróżą i klimatem rozchorował się i zmarł w 1552 roku. 
 
Europejski Chińczyk
Kilkadziesiąt lat po śmierci Ksawerego granicę Chin przekroczył Mateusz Ricci. Jemu się powiodło. Spędził w Chinach 27 lat. Żaden Europejczyk nie jest tak znany Chińczykom jak Li-ma-teu, jak nazwano Ricciego. Był z niego prawdziwy „europejski Chińczyk”. Z niezwykłą łatwością uczył się chińskiego języka i zwyczajów. Chcąc rozumieć Chińczyków, poznawał konfucjanizm – starożytną naukę o harmonii, ładzie i porządku życia. Ricci pół żartem, pół serio nazywał siebie „zachodnim konfucjanistą”. Spotkał się z cesarzem. Podarował mu nieznany tam zegar, teleskop i stworzoną przez siebie mapę świata. – Teleskop i zegar podobają nam się, ale mapa jest błędna. Chiny nie są umieszczone w centrum świata – zwrócił uwagę władca. Ricci cieszył się poważaniem na cesarskim dworze. Chodził ubrany w szaty chińskiego mandaryna. Prowadził uczone dysputy z konfucjańskimi mędrcami. Rozumiał, że aby przekazać Chińczykom Ewangelię, musi to zrobić w chińskim stylu. W jego ślady poszli kolejni jezuici. Pięć lat po śmierci Ricciego papież zgodził się na przetłumaczenie Biblii na chiński. Jezuitom pozwolono też na odprawianie Mszy po chińsku, z nakrytymi głowami. Odkryta głowa oznaczała w Chinach brak szacunku. Nie wszyscy rozumieli jezuitów. Uważano, że przesadzają, że stają się „za bardzo chińscy”. Ich misje zlikwidowano w 1770 r., ale ziarno wiary zostało zasiane. 
Szczęśliwy Fu
Św. Józef Freinademetz, werbista, już jako chłopak chciał zostać misjonarzem Chin. Rodzice, a potem jego parafianie próbowali mu wybić ten pomysł z głowy. – Pozwólcie mi jechać na misje z radością. Jeśli odmówicie, to i tak pojadę. Ale smutny – przekonywał. W końcu stanął na chińskiej ziemi. Przyjął chińskie imię Fu, czyli – szczęśliwy. Początki były trudne. W XIX wieku w Europie religie niechrześcijańskie uważano za dzieło szatana. Ksiądz Józef też uważał, że religijne budowle Chińczyków to „świątynie diabła”. Dopiero gdy dobrze ich poznał, zrozumiał, jakie to  niesprawiedliwe. – Uważajcie na uprzedzenia – pisał w listach. – Ci prości ludzie mają dobre obyczaje i są uprzejmi (...) Możemy dotrzeć do ich serc jedynie dobrocią, niosąc swój krzyż. (...) Kocham Chiny i Chińczyków. Jestem gotowy umrzeć za nich tysiąc razy. W 1899 wybuchło tzw. powstanie bokserów. Zaczęły się ataki na obcokrajowców. Uważano, że są narzędziem europejskich mocarstw i zagrażają chińskiej kulturze. Pogróżki nie ominęły też księdza Józefa. – Zabić obcego diabła! – wołano za nim. Misjonarz nie zrażał się pogróżkami. W końcu jednak dopadli go, pobili, wysmarowali odchodami i wlekli po ulicach. Ojciec Fu nawet wtedy mówił prześladowcom o miłości Jezusa. – Dlaczego nie mam ofiarować siebie? – pytał współbraci, którzy radzili, by uciekał z zagrożonych terenów. Gdy w Chinach wybuchł tyfus, ksiądz Józef pomagał ludziom. Zmarł na tę chorobę 20 stycznia 1908 r
 
Ogień i tortury
Od zakończenia II wojny światowej w Chinach panuje komunizm. Prześladowani są chrześcijanie i wyznawcy innych religii. Podczas rewolucji kulturalnej podpalano świątynie, atakowano mnichów, siostry zakonne i misjonarzy. Wielu trafiło do obozów pracy. Byli torturowani i zabijani. Chrześcijanie nadal są prześladowani. W grudniu 2007 wtrącono do więzienia 270 pastorów za to, że zbierali się na czytanie Biblii. Zarzucono im udział w nielegalnym zgromadzeniu. Państwo, chcąc kontrolować religię, stworzyło kościół państwowy. Obok niego istnieje „podziemny” Kościół katolicki. Jest on nielegalny. 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.