Kosiarze z Konstancina

Krzysztof Błażyca

|

MGN 07-08/2008

publikacja 29.05.2008 09:51

Szkółek piłkarskich jest w Polsce dużo. Ale taka, którą prowadzi gwiazda polskiego futbolu, jest tylko jedna.

Pod okiem Romana Koseckiego, kiedyś kapitana polskiej reprezentacji w piłce nożnej, zdobywcy 19 bramek, trenuje dziś ponad stu chłopaków. Jedni mają osiem lat, inni osiemnaście. Wszyscy marzą o piłkarskiej karierze. Dla niektórych Międzyszkolny Uczniowski Klub Sportowy „Kosa” Konstancin jest furtką do sportowego świata. 

Jaki ojciec, taki syn
Pan Roman zaprasza do trenerskiego biura. Na ścianach kolorowe koszulki, szaliki, medale, dyplomy, piłkarskie fotografie. W kilku rzędach błyszczy kilkadziesiąt pucharów. – Wszystkie zdobyte przez naszych chłopców – wyjaśnia trener dumny z podopiecznych. – Najstarszą grupę prowadzę od 2000 roku – opowiada. – Treningi zaczęliśmy, zanim jeszcze powstała „Kosa”. Chłopcy mieli wtedy po dziewięć lat. Dziś niektórzy mają już spore osiągnięcia. Dla mnie to też duża lekcja – przyznaje Kosecki. – Treningi najmłodszych to głównie gry i zabawy, ale dla starszych nie ma „zmiłuj się”. Dostają wycisk. Nasi chłopcy mają spore szanse, by odnieść sukcesy. Muszą tylko sumiennie pracować – dodaje trener. Jakub, syn Romana Koseckiego, gra już w Młodzieżowej Reprezentacji Polski. Wie, że niełatwo dorównać ojcu. – Choć parę razy udało mi się już ograć tatę – cieszy się. Wrócił właśnie z turnieju na Słowacji, gdzie strzelił zwycięską bramkę. Teraz przygotowuje się do meczu z Finlandią. – Postaram się dać z siebie wszystko. Będę się jeszcze bardziej przykładał podczas treningu – zapewnia. Jakub to niejedyna piłkarska perła „Kosy”. – Mamy tu Mariusza Buczka, który dziesięciokrotnie grał w reprezentacji – wymienia Kosecki. – Jest Maciek Wesołowski, który pół roku grał w Hiszpanii w pierwszoligowej Meridzie. Jest też Kamil Kiełbiewski, którym jest zainteresowana Korona Kielce.

Komitet Oszalałych Rodziców
Rocznik 1998/99 to też obiecujący narybek. – Ich gra jest czysta, widać ich emocje i zaangażowanie – mówi trener Sebastian Szymański. – Dużo ludzi przychodzi na mecze młodzików – dodaje. Emocje i zaangażowanie udzielają się też rodzicom na trybunach. Trenerzy nazywają ich KOR, czyli Komitet Oszalałych Rodziców. – Ale muszą się pilnować, bo dziecko patrzy i słyszy – śmieje się Kosecki. – Nasi chłopcy oprócz gry uczą się również kibicowania. Zaczyna się trening. Na boisko wchodzą kolejno: Bruno, Gregor, Marwin, Łukasz... W piłkę grają codziennie. W szkole nie ma lepszych od nich. – Ja jestem najlepszy od szóstej klasy – chwali się Marwin, pomocnik obrony. – Marwin ma bardzo oryginalny styl dryblingu, czyli kiwania się – tłumaczy trener Szymański. Bruno jest bramkarzem. – Najwięcej kłopotu sprawiają mi wysokie piłki – przyznaje. – Często nade mną przelatują.

Trudna selekcja
– Panowie, ręce i kolana wysoko, bardzo wysoko! – krzyczy trener podczas ćwiczeń z drabinką. – Skaczemy! Raz, dwa, raz, dwa! Nie spieszymy się! Po co się spieszysz? O, teraz lepiej, widzisz? Podczas treningu taktycznego kosiarze uczą się rozgrywania pod kątem ustawienia na meczach. Znają swoich przeciwników i uczą się ich taktyki. – Do futbolu trzeba mieć talent – mówi trener Szymański. – Iskra Boża jest potrzebna wszędzie. Choć mam kolegę, który nigdy nie był wybitny, a gra w ekstraklasie – przyznaje. – Kiedy my kończyliśmy trening, on zostawał i jeszcze robił rundki. Do wszystkiego można dojść mozolną pracą – dodaje. Chłopcy muszą się bardzo starać, jeśli chcą zostać w drużynie. Zostają najlepsi. – Selekcja jest dla nich trudna. Czasem nawet rodzice dzwonią: „Panie trenerze, pan ma na nich wpływ, może pan coś zaradzi?”. Bo chłopcy nie tylko biegają za piłką. Mówią trenerowi o swoich problemach, o szkole. Czasem trenerzy dają szansę i proponują chłopcom na przykład treningi z młodszym rocznikiem. Ale niektórym trzeba podziękować. W kolejce już czekają następni, którzy marzą, by grać jak Ronaldo, Totti czy Romos..

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.