KOT I TANIEC SZALEŃCÓW

Marcin Jakimowicz

publikacja 14.03.2008 15:41

Ależ ten pan Bóg ma pomysły. Dlaczego przysłał nam tego kota? - zastanawia się jedna z sióstr. Prosiła przecież o mleko, a nie o miauczące stworzenie.

Za chwilkę mamy z Adamem powiedzieć świadectwo dla uczniów gimnazjum. Teoretycznie przygotowują się do bierzmowania. Praktycznie czekają na mecz Ligi Mistrzów, który rusza tuż po nabożeństwie, na które ich spędzono. Bezradne katechetki biegają miedzy ławkami i chcą ratować sytuację. Powietrze aż gęste od ironii, śmiechów, kpin. A wszystko dzieje się w kościele. Nawet ci, którzy przyszli słuchać, nie przebiją się.

I co ja mam tym ludziom powiedzieć? Najchętniej zwiałbym stąd jak najdalej. I wtedy przypominam sobie słowa: Nie lękaj się ich, bym cię czasem nie napełnił lękiem przed nimi.
To kluczowe dla mnie zdanie. „Nie lękaj się ich, abym Cię nie napełnił lękiem”. Jak wiele zależy ode mnie! Jeśli otworzę moje serce na lęk, przegrałem. Bóg jednak podpowiada: otwórz je na moją obecność. Ona wypełni je szczelnie i wnet zobaczysz, że jesteś jak twierdza. Chodzi o jedną, krótką decyzję: wchodzę w lęk czy w relację z Bogiem. Zawierzenie jest jak skok w ciemność.
Zaczynamy. Adam zaczyna opowiadać o spotkaniu żywego Boga. I robi się cicho jak makiem zasiał. I tak jest do końca spotkania.

Taniec szaleńców
Rok temu pojechałem na spotkanie z młodzieżą gimnazjalną do małego miasteczka pod Krakowem. Na auli kilkaset osób. Zaczęliśmy rozmawiać o Kościele. Oni mówili: Roman Giertych, Liga Polskich Rodzin, Radio Maryja; ja łaska, bliskość, niebo. Wydawało się, że rozmawialiśmy o dwóch różnych Kościołach. Oni znali Kościół Onetu i Wirtualnej Polski, docierało do nich jedynie to, co wyświetliło się na komputerowym ekranie. Jak przekonać ich, że sam Jezus utożsamił się ze swym Kościołem? Tak, tak, z tym Kościołem, o którym czytają jedynie wówczas, gdy na jaw wyjdzie afera seksualna albo kolejny ksiądz powiesi sutannę na haku. – To my jesteśmy Kościołem – mówiłem, ale mój głos odbijał się od ściany. Przypomniała mi się opowieść cadyka Mosze Chaima: Pewien skrzypek grał kiedyś tak słodko, że wszyscy, którzy go słuchali, zaczęli tańczyć, a ktokolwiek znalazł się w zasięgu tej muzyki, wstępował w taneczny krąg. Drogą szedł głuchy, który nic nie słyszał, więc gdy na nich spojrzał, pomyślał, że to jacyś szaleńcy, którzy skaczą bez ładu i składu...
Gdy Szaweł pod Damaszkiem upadł na ziemię oślepiony jasnością z nieba usłyszał: „Dlaczego Mnie prześladujesz?”. „Kto jesteś, Panie?” – zawołał przerażony. „Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz” – usłyszał. A przecież Szaweł nie prześladował Jezusa, zamykał w więzieniach jedynie Jego uczniów. A jednak usłyszał wyraźnie: „Dlaczego mnie prześladujesz?”. Ta odpowiedź wyjaśnia bardzo wiele. Pokazuje Jezusa całkowicie utożsamiającego się z Kościołem. „Kto was dotyka, dotyka źrenicy mojego oka” – mówi Bóg.

Mleko
Trafiłem do wspólnoty Cenacolo w Bośni. Siedzę i z zapartym tchem słucham opowieści kilkunastu chłopaków. Nie mogą kupować jedzenia, a nigdy nie czuli się głodni. Kiedyś dla narkotyków zrobiliby wszystko, dziś o świcie rozpoczynają dzień z różańcem w ręku. – W czasie wojny w Bośni w sierocińcu prowadzonym przez siostry ze wspólnoty zabrakło mleka. Rozpoczęto szturm do nieba: tradycją było to, że prośby spisywano na karteczkach i wkładano za obraz św. Józefa. Tak było i tym razem. Prośba o mleko wylądowała za wizerunkiem Świętego. Następnego dnia do drzwi wspólnoty zapukał mężczyzna. – Przyniosłem wam kota – powiedział zaskoczonym kobietom – Acha. Nie potrzebujecie czegoś? Mleka? Zaraz wracam! Zostawił mniszkom miauczące stworzenie i odjechał. Wrócił z ogromną ilością mleka. We wspólnocie zaczęło się dziękczynienie. Za mleko i… kota. – Ależ ten Pan Bóg ma pomysły. Dlaczego przysłał nam tego zwierzaka? – zastanawiała się jedna z sióstr. Zajrzała dyskretnie za obraz Józefa. Okazało się, że przy liście z prośbą o mleko jej koleżanka ze wspólnoty dorysowała… kota, który chłeptał biały napój z miseczki. Tak, by Józef nie miał wątpliwości. Cały dom wspólnoty zatrząsł od śmiechu.