Delfiny pana Arkadego

fragment z książki A. Fiedlera "Wabiła nas Afryka Zachodnia"

publikacja 31.07.2006 14:44

„Delfiny pruły wodę niczym torpedy. Trzymały się zazwyczaj w grupkach po pięć, sześć sztuk, płynąc wachlarzem typowym dla kolarskich wyścigów.(...)

Co chwila – może na komendę? –wyskakiwały w powietrze tym swoim równym, cyrkowo sprawnym szykiem, błyskając w górze jaśniejszymi brzuchami.
Niebawem spostrzegliśmy, że jeden delfin wybijał się nad inne. Był to mistrz nad mistrze w akrobacji i jednocześnie arcykomiczny klown.
Wystrzeliwszy w górę z ucieszną miną fikał w powietrzu brawurowego koziołka lub czasem dla odmiany, będąc już w powietrzu, sunął prostopadle do rzeki, muskając ją tylko płetwą ogonową. Pozostałe delfiny, jakby nie chcąc być gorsze, łatwo wyprzedzały nasz statek i chętnie a odważnie nurkowały pod jego dziobem. Już Brehm pisał o delfinach, że „to stworzenia w wysokim stopniu towarzyskie i nader skore do igraszek” (...) Marynarze śledzili delfiny jakoś po swojemu rozrzewnieni. W pewnej chwili jeden zawołał: „Cholernie lubię delfiny!”


„A za co pan je tak lubi?” spytaliśmy go, ubawieni takim gorącym wyznaniem. „Za to, że lubią nas ludzi” odparł z przekonaniem. (..) ”Lubię delfiny także za to, że już nie jeden raz uratowały tonących w morzu ludzi. Sam widziałem taką historię. To było w zatoce Rio de Janeiro. Staliśmy wtedy na redzie...”
Motorzysta opowiadał z przejęciem. Wypadek zdarzył się na pasażerskim statku, czekającym na wejście do portu. Wypadła z niego do wody kilkuletnia dziewczynka. Początkowo nikt tego nie zauważył. Dziewczynka utonęłaby więc niechybnie, gdyby nie delfiny w zatoce. Dużą gromadą podpłynęły do niej, szamocącej siew wodzie, i zaczęły się bawić nią jak piłką, podtrzymując nosami nad powierzchnią wody. Dopiero wówczas marynarze na pasażerskim statku usłyszeli krzyki dziecka, więc czym prędzej rzucili na wodę obok dziewczynki koło ratunkowe, następnie spuścili szalupę. Dzięki delfinom uratowali pechową ofiarę. Była zdrowa i cała, nieco tylko przerażona i z kilkoma sińcami na ciele od przyjaznych, delfinowych nosów. „Ale czy delfiny ratowały ją świadomie?” powątpiewała Beata, patrząc na motorzystę. Marynarz zawahał się. „No... myślę, że tak. Tak, tak!” powtórzył już pewniej. „W każdym razie” wtrąciłem „miała dziewuszka podwójne szczęście. Były pod ręką delfiny, a nie było żadnego rekina” „Rekina?” zdziwił się motorzysta „Tam, gdzie delfiny? Nigdy! Rekin boi się delfinów, jak diabeł świeconej wody. Rekin choć, to żarłoczna i niebezpieczna bestia, nie da rady delfinom, bo trzymają się one zawsze w dużych stadach i lepiej pływają. Bywały przypadki, że jakiś nierozgarnięty, zadufany w swe zębiska rekin, zanadto zbliżał się do delfinów, i wtedy musiał wiać jak niepyszny. Szybkie delfiny, błyskawicznie otaczały napastnika i ze wszystkich stron atakowały go równocześnie swymi twardymi nosami., które w tym wypadku były jak młoty. Mogłyby rekina znokautować” (...)


„Nie wydaje się państwu, że delfiny swą słynną inteligencję i pogodę ducha, zawdzięczają awanturniczej wręcz przeszłości?” „Może tak, może nie” byliśmy niepewni „No to pomówmy” zaproponował motorzysta i spojrzał na marynarza pokładowego. „Michał mógłby nam przypomnieć ciekawe wiadomości o pochodzeniu delfinów. Czytał ostatnio na ten temat.” Zatem posłuchajcie” nie dał się prosić Michał i zaczął opowiadać.
„Delfiny, przed milionami lat nie były, jak obecnie, delfinami, lecz najprawdziwszymi rybami. Ale rybami, którym chyba za ciasno było w wodzie. Chcąc więc jakby przewietrzyć się po szerokim świecie” mówił obrazowo marynarz „puściły ongiś kantem rodzime oceany, i zwąchawszy się z lądem zamieszkały na nim. Owe ryby, przodkowie dzisiejszych delfinów, zmieniwszy parafię, zmieniały rzecz jasna i skórę. Pod wpływem nowych warunków na ziemi przeistaczały się kolejno w płazy, gady, a wreszcie w ssaki. Lecz potem, jakby nabrykawszy się do syta na ziemi, zatęskniły na powrót do „ojczyzny łona”, i niczym synowie marnotrawni wróciły do wody. Wróciły już nie jako ryby, ale jako ssaki. Z czasem ssaki te przybrały w wodzie wygląd delfinów.” „Podtrzymuję mą teorię” odezwał się po chwili motorzysta Paweł „że ta lądowa eskapada wyszła delfinom na korzyść. Od swych przodków, otrzaskanych po świecie, nabrały inteligencji i życiowych doświadczeń. (...) Jednak wróciwszy do morza już nie umiały jak ryby oddychać powietrzem rozpuszczonym w wodzie. (...) Za to znacznie lepiej niż ryby nauczyły się pływać. Gdyby nie były tak zwinne i szybkie w pływaniu, to nie mogłyby sobie robić ulubionego papu z różnych sardeli, śledzi, czy latających ryb”

Amerykański autor, Thomas R. Henry w swej książce The strangest things in the world opisuje pewne współczesne ryby, żyjące w rzekach i jeziorach Syjamu, które, jak onegdaj protoplaści delfinów, wychodzą dziś na ląd. „Ryby te, z wyglądu zbliżone do okoni, osiągnęły stadium, w którym aby żyć, muszą oddychać powietrzem atmosferycznym. Należą do grupy ryb, mających dodatkowy narząd, tak zwany błędnikowy, umieszczony w jamie ponad skrzelami, za pomocą którego pobierają tlen bezpośrednio z atmosfery. Same skrzela już im nie wystarczają do utrzymania się przy życiu. Ryby owe – paradoksalnie! – utopiłyby się, gdyby przebywały zbyt długo tylko w wodzie”
Nasuwa się pytanie: czyżby zapowiedź nowych delfinów? Z odpowiedzią trochę poczekajmy, bagatela, kilka milionów lat”

Polecam całą książkę!!! - KaBe

ZWIERZ SIĘ
(w tytule maila napisz "zwierze-nia"