Zakochanie

fragment powieści Karoliny Filipiak pt 'Gdy powraca nadzieja'

publikacja 05.06.2007 10:08

Nazajutrz zobaczyłam Michała rano w szatni przed lekcjami. Powiedział ”cześć”, po czym gdzieś znikł. Nawet nie wiedział, jak miło wspominałam wczorajszą dyskotekę. Tak naprawdę to tylko dzięki niemu odzyskałam humor. I rozum, bo zapomniałam o Maćku na dobre.
Bo.... jakby to powiedzieć. Bo miejsce tamtej, starej miłości, zajęła nowa...

Szczerze mówiąc, po moim charakterze mogłam się tego spodziewać. Zodiakalne wagi już tak mają. Często zakochują się od pierwszego wejrzenia, nie wiedząc, czy druga strona jest obecnie w podobnym stanie.
Ale nic nie mogę na to poradzić. Serce nie sługa! Oczywiście „od pierwszego wejrzenia” w tym przypadku to przenośnia.
Przecież znałam już wcześniej Michała, bo mieszka niedaleko i chodzi do tej samej szkoły co ja. Ale nigdy wcześniej nie widziałam w nim takiego przystojnego faceta! Kto by pomyślał, że on chodzi dopiero do pierwszej gimnazjum?! Chyba tylko ci, którzy to wiedzą.
Dzień piętnasty lutego uważam więc za poczštek mojego szaleństwa. Bo tylko tak to można nazwać.
Nazajutrz sygnał puścił ma nieznajomy numer. Nie miałam go zapisanego w książce w telefonie. Nie wiedziałam więc, kto to był. Nie byłoby w tym nic dziwnego... Esemesowałam właśnie z Julką. Wysłałam jej ten numer i zapytałam, czy go zna. Nie...
Potem postanowiłam wysłać sms-a do Kuby Zegrzyńskiego. Na pewno ma numer Michała, a ja bardzo chciałam go znać. Z wiadomych powodów...
Kuba w sms-ie nazwał Michała bardzo śmiesznie, bo "Franio". I nic nie wskazywało na to, że chciał mu tym dokuczyć...
Franio to ksywa Michała!!! Ale dlaczego akurat „Franio”?
Ale, dobrze. Niech mówią na niego jakkolwiek. Dziwniejsze było to, czego
dowiedziałam się po chwili.
Kuba wysłał mi numer „Frania”. I okazało się, że ten nieznajomy dla mnie numer należał właśnie do niego!!! Jak mam to rozumieć? Że starał się o mój numer? Niby po co? Może też coś do mnie poczuł po tej dyskotece? Ale nie, to niemożliwe. Chłopcy przecież wolniej dojrzewają. A on ma dopiero czternaście lat...
A może aż czternaście lat? Poesemesowałam trochę z Michałem. Najbardziej
zdziwił mnie sms o treści:

Jestem Michał Szymczak. Zwia mnie też Franio.
Właśnie tłumaczę tekst na anglika. Zadzwoń do mnie i odtsrzeż twój numer.


Niby po co on chciał, żebym do niego zadzwoniła? Bo chyba nie po to, bym
pomogła mu tłumaczyć ten tekst?!
Nie zadzwoniłam do niego z dwóch powodów. Po pierwsze - zostało mi tylko
dwa złote na koncie, które musiało mi starczyć jeszcze na najbliższy tydzień.
I troszkę mnie zamurowało...

***

Potem gadałyśmy już tak, jak zwykle. O szkole, innych chłopakach, telefonach komórkowych.
Po około godzinie, gdy zaczęło się już ściemniać, postanowiłyśmy zrobić sobie krótki spacerek. Poszłyśmy w stronę górki.
- Patrz, tam mieszka ten twój Romeo! - Julia pokazała palcem w stronę białego, piętrowego domu w oddali. - Tam możesz kiedyś mieszkać.
Zachichotałyśmy. Nawet nie wiesz, jak bardzo chcę, żeby tak było - pomyślałam.


Obecnie dwie rzeczy nie pozwalały mi zasnąć. Jedna to - rzecz jasna - miłość. Myślałam o Franiu niemalże bez przerwy. Dzień mijał za dniem, a z każdym z nich ja coraz bardziej go kochałam... Nie obchodziło mnie nawet to, że obaj - to znaczy on i jego młodszy o rok brat Tadek – są ministrantami. A konkretnie to, że ON nim jest, bo Tadek może sobie być, kim chce.
Wręcz przeciwko - podobało mi się to - szczególnie teraz, gdy ja jestem zakochana, a on nic o tym nie wie. Bo mogę mu przyglądać nie tylko w szkole i to z czterdziestopięcio minutowymi przerwami. Każdy wie, że to nie są tak naprawdę przerwy, ale lekcje. Ale na lekcjach go nie
widziałam, więc miałam niemiłe, lekcyjne przerwy. A druga sprawa, spędzająca mi sen z powiek, to ta jego oryginalna ksywa.
Skąd się ona wzięła? Domyślam się, że w klasie wołali na siebie, a to Marian, a to Stefan. a na niego ktoś zawołał Franek i tak mu już zostało...
Wiedziałam, ze nikt nie wytłumaczy mi tego tak dobrze, jak on sam. Jednak trochę bałam się zapytać go o to wprost. Mimo, iż nie powinnam, bo w przeciwnym razie on nigdy nie spojrzy na mnie tak, jakbym tego pragnęła.
Postanowiłam mu więc wysłać sms-a. I tak zrobiłam. Zapytałam w nim, skąd wzięła się jego oryginalna ksywa. Poprosiłam też przy okazji, by pozdrowił ode mnie nasza wspólną kuzynkę, Agnieszkę (ale bez obawy, Michał nie jest moim kuzynem! Tylko od strony Agnieszki, ale ona to tez już dla mnie siódma woda po kisielu, więc Michał tym bardziej.). Oto, co mi odpisał:


Czesc. Ksywa Franio pochodzi od mojego drugiego imienia. Agnieszke
pozdrowie. Nara


Postanowiłam o nic go już dziś nie pytać. I tak mógł pomyśleć, że się tym sposobem z niego wyśmiewam... Oby nie! A zresztą - wiedziałam już to, co chciałam wiedzieć, więc po co mi więcej? W sumie - chciałabym się jeszcze dowiedzieć, skąd pomysł jego rodziców na akurat TAKIE drugie imię? A nie jakieś inne, w miarę normalne? Ale zresztą - to też jest fajne! A nawet bardzo fajne! Ja nie mam w ogóle drugiego imienia, a to chyba gorsze niż nie mieć go w ogóle...[...]


Dwudziestego szóstego lutego (w niedzielę) poszłam na poranną mszę. Michał stał przy ołtarzu, a ja siedziałam na bocznych ławkach. Ale miałam widok!!! Nagapiłam się, więc może do jutra mi starczy... Wiem, że robię źle. Bo do kościoła nie powinno się chodzić po to, by gapić się na
przystojnego ministranta. Ale ja nie mogę inaczej. Oczywiście nie chodzę tylko dlatego. Uczestniczę też we mszy. Ale to jakoś tak dziwnie schodzi na drugi plan. Na pierwszy wysuwa się postać w białej komży i w czerwonej pelerynce... postaram się to jakoœ ograniczyć. Chociaż wiem, że tak całkiem się nie da...! [...]


Nazajutrz miała się odbyć kolejna dyskoteka - ale tym razem ostatkowa. Trochę smutno, że gdy zacznie się Wielki Post, nie będzie dyskotek. Ale będą za to Drogi Krzyżowe... Ministranci zazwyczaj na nie chodzą, bo idą za krzyżem. A Michał na pewno będzie, bo za jakiś czas (nie wiem dokładnie kiedy) będzie szedł do bierzmowania. A ci, którzy idą, muszą chodzić na każdą Drogę Krzyżową i w każda niedzielę pójść na dowolną mszę.
W niedzielę wieczorem po powrocie od dziadków podłączyłam moją komórkę pod ładowarkę. Chciałam wybrać sobie strój na jutrzejszą dyskotekę, więc podeszłam do szafy. Może wezmę te nowe dżinsy, by zaimponować Frankowi...?
Do pokoju jak szalony wpadł Darek. Nawet nie zauważyłam, że kręci się koło mojego telefonu... A on, niewiele myśląc, w kontaktach znalazł „Franio” i
wcisnął zieloną słuchawkę...
-Zostaw to, to nie twoje! - zarządziłam.
-Za późno, sygnał już poszedł. - Darka najwyraźniej to bawiło. -Musisz mu puszczać sygnały i pisać często sms-y, bo jakaś inna ci go sprzątnie sprzed nosa, Gośka!
-Niby tak, ale ja nie mogę mu się tak narzucać. To może go jeszcze bardziej odstraszyć - uściśliłam.
-Nieprawda! Jak nie będziesz nic robić, to będzie cię miał tylko i wyłącznie za koleżankę ze starszej klasy. I wtedy nie mów, że starszy brat ci nie doradzał.
Zamyśliłam się przez chwilkę nad jego słowami. W tym momencie telefon zaczął dzwonić. Na wyświetlaczu widniał napis: „Franio dzwoni”. Ale mój jak zwykle uparty braciszek ubzdurał sobie, że puści mu kolejny sygnał.
Już nie protestowałam.
Chwilę nie było odzewu. Za chwilę Franio przysłał mi sms-a:


Co chcesz? Nie mam czasu, gole się.


-Widzisz? Napisz mu coś, aż się o to prosi!
-Ale niby co ja mam mu napisać?
-To bardzo proste! Zamów sobie podświadomie wolnego na dyskotekę. On
zaczai! To działa! Mi tak już niejedna pisała!
-Patrzcie go, macho się znalazł! - zaœmiałam się (i oczywiście dostałam kuksańca) po czym sięgnęłam po telefon. - Dyktuj, co mam pisać, jeśli już jesteś taki doświadczony.
Wyrwał mi komórkę i zaczął pisać. Po chwili oddał mi ją.
-Może być? - zapytał.
-Powiedzmy - powiedziałam po przeczytaniu. - Muszę wprowadzić drobne poprawki.
-Ale ty głupia jesteś! Nic nie zmieniaj, tak jest dobrze! Zobaczysz - podziała! Michał złapie przynętę!
-Spoko, chciałam tylko dostawić buŸkę na końcu! - zrobiłam tak jak powiedziałam, po czym wysłałam wiadomość:


Ok, nie będę przeszkadzać. Ogól się tylko dokładnie. Nara ;-)


Odczekałam kilka minut (chciałam poczekać aż się ogoli, chociaż od początku wiedziałam, że z tym goleniem to żart!) po czym napisałam następną, tak jak poradził mi Darek. On sam gdzieś poszedł. Na szczęście teraz będę mogła sama pisać z Michałem, bez pomocy brata. Mimo, iż on mógł mi pomóc. Bardziej zna się na chłopakach, w końcu takiej jest płci! I tego
sms-a też wysłałam. Do Frania oczywiście.


Już po goleniu? Mam nadzieję, że się bardzo nie pozacinałeś, bo ciut śmiesznie byś wyglądał jutro na disco. Chyba, że nie idziesz, wiec jak? Dźwiękaj częściej! Pa :* ODP.


Nie musiałam długo czekać na odpowiedź:


Nie obawiaj się nie pozacinalem się. Musialem sie ogolic, bo caly zaroslem. Na disco ide, ale chory. Zarazilem się od siostry. Musze sie wyszalec przed Postem. Nara


Ale ja nie ustępowałam. W tej chwili, to znaczy, gdy on mi odpisuje miałam w nosie jakieś bajeczki z narzucaniem się. Wysłałam mu kolejną wiadomość o treści:


Też jestem trochę chora. Ale niedługo post, wiec... napij się mleka z miodem to Ci przejdzie. Ja zaraz tez będę je pić. Ani tez poradz.
Pozdro. Pa :)


Kurczę, po tych dzisiejszych sms-ach nie mogę się już doczekać jutra. I nawet nie dyskoteki (chociaż też, oczywiście). Chciałam go po prostu zobaczyć!