W głębi ziemi

Krzysztof Błażyca

|

MGN 01/2009

publikacja 15.12.2008 11:18

Przez 700 lat wydobyto tu siedem i pół miliona metrów sześciennych soli. Podziemne korytarze liczą ponad 300 km. Wieliczka – jedyne takie miejsce na świece…

W głębi ziemi Piekielna jazda była bardzo niebezpieczna. Górnicy, zjeżdżając, modlili się śpiewem „Salve Regina” fot. ROMEK KOSZOWSKI

Trzy i pół tysiąca lat temu na terenach Wieliczki znaleziono źródła solankowe. Z czasem ludzie zaczęli pogłębiać źródła i natrafili na sól kamienną. Kopalnia powstała w XIII w. Do końca II wojny światowej solne podziemia dostępne były dla nielicznych. Gdy w 1493 r. Wieliczkę zwiedzał Mikołaj Kopernik, potrzebował zgody samego króla. Obecnie odwiedza ją 1,5 mln turystów rocznie. Przewodnicy mówią nawet po japońsku. Nas oprowadza Ryszard Młyński, który pracę w kopalni w Wieliczce rozpoczął jeszcze jako nastolatek. – Pracował tu też mój dziadek i ojciec – uśmiecha się, prowadząc w stronę szybu.

PIEKIELNA JAZDA
Najpierw trzeba zejść 65 metrów szybem Daniłowicza, wydrążonym w 1635 roku. Potem trasa prowadzi wąskimi korytarzami przez przestronne sale, kaplice i podziemne jeziora, aż na poziom 135 metrów – w sumie 4 km. Dawniej górnicy zjeżdżali w dół na szlągach, które zaczepiali o linę nośną. – Nazywali to piekielną jazdą – mówi pan Ryszard. – Opuszczali się w zupełną ciemność. Mieli tylko kaganek łojowy, który dostarczał światła na około 6 godzin. Jeśli górnik źle wyliczył ilość potrzebnego łoju, musiał czekać w ciemnościach tak długo, aż go znajdą. Dziś w kopalni w ciepłym półmroku dziarsko maszerują nawet przedszkolaki. Korytarze podtrzymują drewniane stele pobielone wapnem, by odbijały światło. – Drzewo nie wymaga konserwacji, jak gąbka wchłania słone powietrze, które je konserwuje – tłumaczy pan Ryszard. – Poza tym drzewo jest zabezpieczeniem. Jak coś się dzieje, to trzeszczy.

PODZIEMNY KOŚCIÓŁ
Ściany wielickiej kopalni liczą 13,5 mln lat. – Kiedyś szumiało tu Morze Mioceńskie. Tropikalny klimat sprzyjał krystalizowaniu się soli – tłumaczy przewodnik. Jej warstwy układały się w zależności od ruchów tektonicznych. – Najzdrowsza jest sól zielona – mówi pan Ryszard. – Ma wszystko, co potrzebne dla organizmu: magnez, potas, wapń. Naturalną ozdobą kopalni są „solne kalafiory”, czyli kryształki soli, które powstają po odparowaniu wody solnej. W kaplicy Świętego Krzyża stoją figury Matki Bożej i Pana Jezusa wykonane z drewna lipowego. Nie odnawiano ich od 350 lat. – To kolejny dowód, że drzewo w kopalni soli się nie psuje – wskazuje pan Ryszard. Dochodzimy do kaplicy Świętej Kingi. – To największy na świecie podziemny kościół – mówi przewodnik. – Wydobyto stąd ręcznie około 20 tysięcy ton soli. W każdą niedzielę odprawiana tu jest Msza święta.

SMOK W KOPALNI
Soli szukali tak zwani piecowi. Opukiwali ściany, a gdy „zadźwięczały”, to oznaczało, że trafi li na sól. Wtedy do akcji wkraczali stolnicy. Wbijali w ścianę kliny i odspajali bryłę soli. Obrobione na kształt walca bryły solne nazywano bałwanami. Takie bałwany ważyły około 760 kg. Potem za pomocą drągów tak zwani walacze wtaczali bryły do szybów, a stamtąd wywożono je na powierzchnię. Miałką sól ładowano do beczek. Początkowo beczki noszono w rękach, ale potem zbudowano szlafy, czyli sanie, i wpychano na nie beczkę. Duża beczka ważyła 520 kg, mała połowę mniej. Potem w kopalni pojawiły się wózki, a w 1620 roku na dół zjechały konie. – Konie były małe, by mogły się poruszać po wąskich chodnikach. Bardzo dbano o nie, bo nie wyjeżdżały na powierzchnię. Opiekowali się nimi trybarze – opowiada pan Ryszard. – Z nami pracował koń o imieniu Smok. Przez 22 lata nie wyjechał na powierzchnię. Ostatni koń opuścił kopalnię w 2002 roku. Wtedy już od pięćdziesięciu lat pod ziemią jeździł elektrowóz Karliczek ciągnący 12 wózków.

NA BUNGEE POD ZIEMIĘ
Po dwóch godzinach wędrówki dochodzimy do najwyższego, 36-metrowego, wyrobiska kopalni. W czasie okupacji Niemcy produkowali tu części samolotowe. W 2000 roku śmiałek skoczył tu na bungee (bandżi), ktoś inny wystartował balonem. Oba wydarzenia odnotowano w Księdze Rekordów Guinnessa. Tu kończy się trasa spacerowa. Można jeszcze zejść na ostatni poziom – do muzeum – a tam: stalaktyty, stalagmity, stalagnaty, i historia Wieliczki od a do z.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.