Biskup z nosem do góry

Agata Puścikowska

|

MGN 03/2007

publikacja 29.01.2007 14:32

Rozmowa z księdzem biskupem Antonim Długoszem, Kawalerem Orderu Uśmiechu

Biskup z nosem do góry Kapituła nadaje biskupowi Antoniemu Długoszowi tytuł Kawalera Orderu Uśmiechu. fot. JACEK ZAWADZKI

Jakie dzieciństwo miał biskup zwany „biskupem od dzieci”?
– Spokojne i radosne. Ja, mama, tata i dwóch braci bliźniaków, młodszych ode mnie o pięć lat. Do tego dziadkowie i przez jakiś czas – młodsza kuzynka. Taka tradycyjna rodzina wielopokoleniowa. Mama prowadziła dom, zawsze czekała na nas, gdy wracaliśmy ze szkoły. Ważna była dla mnie wiara rodziców. Uczyli nas modlitwy, tego, że Msza św. była nie tylko obowiązkiem, ale i radością… A z sąsiadami z ulicy wszyscyśmy się znali i pomagali sobie.

Idylla prawie. I nie bił się Ksiądz Biskup z braćmi czy chłopakami z sąsiedztwa?
– Cóż, chłopaki jak to chłopaki. Czasem nawet się buntowałem – bo musiałem pomagać mamie i opiekować się braćmi. Wymyśliłem więc sposób i po prostu ich ze sobą zabierałem. I to się opłaciło, bo do tej pory mamy ze sobą bardzo silny kontakt. Młodsi bracia są moimi przyjaciółmi. Razem spędzamy każdą Wigilię i pierwszy dzień świąt wielkanocnych. Kiedyś takie zjazdy organizowała moja mama, a teraz moja bratowa. Ja awansowałem na „dziadunia” dla moich małych kuzynów. „Dziadku” mówią też do mnie inne znajome dzieci.

A moja córka mówi o Księdzu Biskupie: „ksiądz, któly tańcy”…
– Wszystko się zgadza. I „dziaduniem” jestem, i tańczącym księdzem. A do tego pracuję w Domu Pomocy dla dzieci upośledzonych w Częstochowie oraz wśród narkomanów. Można powiedzieć, że jestem księdzem pracującym, co żadnej pracy się nie boi. Nie jestem jedynie aktorem, a proszę sobie wyobrazić, że niektórzy tak właśnie myślą. A ja na planie „Ziarna” jestem sobą i właśnie nie gram. I podczas kręcenia programu jestem zwykłym księdzem katechetą.

Oj, chyba niezwykłym. Katechetą-biskupem, który tańczy, śpiewa, a ostatnio nawet nagrał płytę!
– Ale piosenkarzem nie jestem (śmiech). Do tego nie mam głosu. Śpiewam, bo lubię, A z dziećmi w ten sposób łatwiej chwalić Pana. A jeśli chodzi o pracę w „Ziarnie”, to przyznam się, że i osoby pracujące na planie, i dzieci muszą mieć do mnie anielską cierpliwość! Przecież ja ciągle zapominam tekstu! Musimy kilkakrotnie powtarzać to samo ujęcie. Czasem – oczywiście gdy tekst na to pozwala – mówię własnymi słowami. Ale większość scenariusza i tak muszę „wkuć”. Jak byłem młody, to uczyłem się szybko. A teraz… Cóż, latka lecą.

Pewnie lecą, ale Ksiądz Biskup ma doskonałą formę. Niejeden nastolatek miałby problem…
– Staram się dbać o kondycję, to fakt. Kiedyś uwielbiałem jazdę na łyżwach. Teraz, o ile czas pozwoli, gimnastykuję się. No i zdrowo się odżywiam. Sam gotuję sobie obiady – jeśli mam oczywiście czas. Robię dobry barszcz czerwony na leśnych grzybach i rosół. I mięsa mi dobrze wychodzą, choć z mięsami to większy kłopot.

Czyli jeszcze jedno wcielenie biskupa Długosza: ksiądz-kucharz… Lubi Ksiądz Biskup gospodarzyć we własnym domu?
– Bardzo lubię. W domu też odpoczywam. Oglądam filmy, słucham muzyki. Bardzo lubię przedwojenne klasyczne tanga. Jeśli chodzi o film, to wybieram obyczajowe, takie z życia wzięte. Nie lubię science fiction. Po co to komu? Życie jest zbyt ciekawe, żeby szukać dziwacznych, nieprawdziwych wrażeń. W domu też wieczorami piszę, gotuję, spotykam się z przyjaciółmi. Dobrze jest mieć dom.

Dobrze, choć czasem, szczególnie gdy ma się naście lat, zupełnie się tego nie docenia…
– Tak, ale te bunty i dąsy mijają z czasem i przychodzi uspokojenie. Każdy z nas to przechodził, a dzisiejsi buntownicy, za czas jakiś będą się biedzić z własnymi dziećmi.

Co doradziłby Ksiądz Biskup takiemu buntownikowi?
– Za każdym razem gdy rosną ci rogi (przecież sam wiesz, kiedy tak się dzieje), zadaj sobie pytanie, jak byś reagował, gdyby twoje dziecko tak się zachowywało. Chciałbyś, żeby wracało zbyt późno do domu, piło alkohol, czy miało „towarzystwo”?

A rodzicom buntownika?
– Gdy dziecku wyrastają rogi – nie wiem nawet jak długie – trzeba przy nim być, nie wolno tracić z nim kontaktu. Bo czasem dziecko buntuje się dlatego, że chce zwrócić na siebie uwagę. Dlatego kochani rodzice (jeśli teraz to czytacie) nie gniewajcie się, tylko spróbujcie być maksymalnie wyrozumiali. Rodzicu i „buntowniku”! Zamieńcie się w myślach rolami, a potem długo, długo ze sobą rozmawiajcie.

Przy takim podejściu nic dziwnego, że dzieci przyznały Księdzu Biskupowi Order Uśmiechu…
– To wielka radość i wyróżnienie. Przyznaniem orderu dzieci powiedziały mi: jesteś naszym przyjacielem. Uznały, że moja praca dla nich ma sens. Dzień pasowania na kawalera był dniem szczególnie uroczystym i wzruszającym dla mnie. Do gmachu episkopatu, gdzie order otrzymałem, przybyli moi przyjaciele. Musiałem złożyć przysięgę, pasowano mnie pąsową różą, a potem wypiłem pucharek soku z cytryny.

I nie mógł się Ksiądz nawet skrzywić…
– Ano nie, bo wtedy cała ceremonia byłaby nieważna. Uśmiechnąłem się, nawet szczerze, bo po pierwsze lubię cytryny, a po drugie lubię dzieci.

Wręczenie orderu było chwilą radości, a co jest najtrudniejsze dla uśmiechniętego „biskupa od dzieci”?
– Nigdy nie uprzedzam się do ludzi. Czasem spotykają nas przykrości, przeżywamy złe chwile. Ale nie należy się tym załamywać. Chwile bólu i cierpienia to nie klęska. Gdy ktoś przychodzi do mnie załamany, mówię mu: Jezus cierpiał, a my mamy mieć lepiej? Głowa do góry! I sam też podnoszę głowę. Głowę i nos. Bo ja nos mam długi – i dlatego jestem Długosz. Jakbym miał krótki, to może wtedy bym się smucił. Ale wtedy byłbym Krótkosz.

Order Uśmiechu
to jedyne na świecie odznaczenie przyznawane dorosłym przez dzieci za serce, przyjaźń, dobroć i cierpliwość. Kapituła Orderu Uśmiechu dokładnie sprawdza kandydata. Kandydat musi być „czysty jak łza”. Musi być wielkim przyjacielem dzieci, musi je kochać i rozumieć, a jego praca musi być bezinteresowna. Spośród kandydatur nadesłanych przez dzieci Kapituła wybiera laureata, którego działalność w minionym roku przyniosła dzieciom najwięcej korzyści i radości.

Uroczysta ceremonia rozpoczyna się przyrzeczeniem, że kandydat do tytułu Kawalera Orderu Uśmiechu zawsze pozostanie „pogodnym i będzie radość dzieciom przynosić”. Następnie pasowany jest czerwoną różą i wypija pucharek z sokiem z cytryny. Jeśli się nie skrzywi, oficjalnie staje się Kawalerem Orderu Uśmiechu. 21 stycznia 2007 r. ten zaszczytny tytuł otrzymał biskup Antoni Długosz. Przed nim otrzymały go 843 osoby. Między innymi Jan Paweł II, Matka Teresa z Kalkuty, ks. Jan Twardowski. Jeśli chcesz wysłać wniosek lub więcej dowiedzieć się o orderze, wejdź na stronę: www.orderusmiechu.pl

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.