Bardzo potrzebni

Agata Puścikowska

|

MGN 06/2010

publikacja 06.05.2010 10:29

Gdy w sobotę 10 kwietnia rano, Kasia Roguszewska z Hufca Warszawa – Centrum ZHP, dowiedziała się o smoleńskiej tragedii, wzięła plecak, mundur, i pojechała do Warszawy. Ze wszystkich stron Polski, zjeżdżali harcerze. Na służbę.

Bardzo potrzebni Nawet małe zuchenki pomagały przed Pałacem Prezydenckim fot. PIOTR ŻYCIEŃSKI

Kasia, a właściwie Katarzyna Roguszewska jest studentką pierwszego roku pedagogiki. W ZHP działa od 10 lat. Najpierw w rodzinnych Łosicach jako zuchenka, potem harcerka. Z biegiem lat i zdobywanych harcerskich umiejętności, stała się instruktorem. Teraz nie biega już po lesie, jak dawniej, ale z innymi, dorosłymi harcerzami, spotykają się na wykładach. Ponieważ są studentami różnych kierunków, każdy dzieli się tym, co umie i lubi najbardziej. – Bo w harcerstwie chodzi o to – mówi Kasia – żeby dzielić się z ludźmi tym, co w nas najlepsze. Kasia, a właściwie Katarzyna Roguszewska jest studentką pierwszego roku pedagogiki. W ZHP działa od 10 lat. Najpierw w rodzinnych Łosicach jako zuchenka, potem harcerka. Z biegiem lat i zdobywanych harcerskich umiejętności, stała się instruktorem. Teraz nie biega już po lesie, jak dawniej, ale z innymi, dorosłymi harcerzami, spotykają się na wykładach. Ponieważ są studentami różnych kierunków, każdy dzieli się tym, co umie i lubi najbardziej. – Bo w harcerstwie chodzi o to – mówi Kasia – żeby dzielić się z ludźmi tym, co w nas najlepsze.

Podaj znicz, podaj!
Kasia do Warszawy przyjechała w chwili, gdy przed pałacem prezydenckim już były tłumy. Z biegiem godzin ludzi wciąż przybywało. Znicze usłały Krakowskie Przedmieście – paliły się wszędzie, blokując ruch. Rozgrzane – niebezpiecznie wybuchały. Harcerze z różnych stowarzyszeń zaczęli spontanicznie znicze sprzątać. Potem układali je w wydzielonych miejscach. A co wieczór, na terenie pałacu prezydenckiego, mieli odprawę: każdy chętny harcerz miał przydzielone zadanie. – Nawet najmłodsi pracowali. My, dorośli, zastępowaliśmy ich w nocy – opowiada Kasia. Proste, wydawałoby się, zadanie: zbieranie wypalonych zniczy i wyrzucanie ich do śmieci, po kilku godzinach pracy było naprawdę ciężkim wyzwaniem. Schyl się, podnieś (uważaj, żeby się nie oparzyć i nie oblać gorącym woskiem), wyrzuć. Schyl się, podnieś, wyrzuć... I tak w nieskończoność. Ogień z milionów świeczek zabierał tlen. Przez kilka początkowych dni trudno było o wodę czy coś ciepłego do jedzenia. Nawet najbardziej zahartowani czasem... mdleli. Gdy ktoś z tłumu rzucił: „Fajni jesteście”, „Podziwiamy was” – uśmiechali się tylko. Nie było czasu na rozmowy i podziękowania.

Zimna woda, ciepłe słowa
Harcerze miliony bukietów od ludzi zanieśli za pałacową bramę. Tuż przed oknami Sali Kolumnowej, gdzie ustawiono trumny prezydenckiej pary, ułożyli przepiękny, pachnący dywan. Przed pałacem, w kolejce, stali ludzie z całej Polski, by oddać parze prezydenckiej ostatni hołd. Wielu ludzi stało nawet 13, 14 godzin. Niektórym trzeba było wody, ciepłej kawy i... dobrego słowa. – Roznosiłam wodę – mówi Marysia Waszkiewicz. – Nalewaliśmy ją do plastikowych kubeczków i podawaliśmy chętnym. Niektórzy chcieli chwilę porozmawiać, usłyszeć pocieszenie, że dadzą radę. Marysia ma 13 lat. Jest skautką z 6. Drużyny Warszawskiej Hufca Warszawsko-Praskiego. Odkąd zapisała się do Związku Harcerstwa Katolickiego, słyszała na zbiórkach o tym, że trzeba być czujnym, że ojczyzna może jej potrzebować. Dziewczyny z jej drużyny mocno przeżywały i służbę przy pałacu, i na Torwarze, gdzie wprost z lotniska na Okęciu, przewożono ciała ofiar. – W środku było tyle trumien... – wspomina Marysia. – Starałyśmy się pomagać, ale i modliłyśmy się za zmarłych, i ich rodziny. Marysia wciągnęła też do harcerstwa jedną z młodszych sióstr, Antoninę. – Jesteśmy bardzo dumne, że nosimy mundur – mówią siostry. Zachęcają przyjaciół do wstąpienia do harcerstwa. – A kto nie powinien zostać harcerzem? – pytam. – Ten, kto lubi narzekać, kto jest nastawiony wyłącznie na zabawę – odpowiadają skautki. – Oczywiście mamy okazję do świetnej zabawy – dodają. – Gotowanie obiadu na ognisku, zbiórka w lesie, to wielka radość i dreszczyk emocji. Wspólne wyjazdy to wielka frajda. – Ale przede wszystkim rozwijamy siebie, pracujemy nad sobą – mówi Marysia. – Harcerze to ludzie gotowi do służby – dodaje Tosia. – A nie ciepłe kluchy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.