Lekcje w pomniku

Piotr Sacha

|

MGN 06/2010

publikacja 06.05.2010 10:17

Tutaj padł już niejeden rekord. Bo przez rok w szkole w sumie pojawia się blisko 7 tysięcy uczniów. W dzienniku lekcyjnym lista nazwisk jest tak długa, że czasem już w maju brakuje wolnych kartek. Ale najbardziej rekordowa jest ilość zawieranych przyjaźni.

Lekcje w pomniku Zajęcia klas I–III fot. Jakub Szymczuk

W Warszawie przy alei Dzieci Polskich stoi niespotykany nigdzie pomnik. Jest ogromny. Wysoki na 10 pięter, upamiętnia dzieci, które cierpiały i zginęły podczas II wojny światowej. Ten pomnik to szpital – Instytut Pomnik Centrum Zdrowia Dziecka. Dzieci przebywają tu czasem kilka dni, czasem tydzień lub dwa. Ale bywa, że o wiele, wiele dłużej. Nie mają zaległości w nauce. W tym czasie stają się uczniami Zespołu Szkół Specjalnych nr 78 im. Ewy Szelburg-Zarembiny.

NIEBIESCY, RÓŻOWI I ŻÓŁCI
Sekretariat szkoły, cztery niewielkie sale lekcyjne, biblioteka i pokój dla nauczycieli znajduje się na jednym z 23 specjalistycznych szpitalnych oddziałów. Stąd 70 nauczycieli wyrusza na lekcje. Niektórzy zabierają ze sobą wózek. Wiozą na nim podręczniki. Aby dotrzeć na przykład na dziesiąte piętro, potrzeba dobrych 10 minut. W świetlicach bawią się przedszkolaki. A uczniowie spotykają się w czterech grupach: klasy od 1 do 3, od 4 do 6, gimnazjaliści i licealiści. Nawet całkiem maleńkie dzieci mają zajęcia wspomagające ich rozwój. W tej szkole szkolne fartuszki zakładają... nauczyciele. Wśród lekarzy w niebieskich i pielęgniarek w różowych strojach, nauczyciele wyróżniają się żółtymi fartuchami. – To bardzo przyjazny kolor – zaznaczają wychowawcy. Jeśli dzieci nie mogą wychodzić  z sali, nauczyciele przychodzą do nich. – Siadamy przy ich łóżku i rozmawiamy – uśmiechają się nauczyciele. – Uczymy, ale staramy się przede wszystkim odwrócić uwagę dziecka od jego choroby – mówi pani dyrektor Grażyna Michalczuk. – My po prostu z uczniami się zaprzyjaźniamy – dodaje.

CIOCIU, WUJKU!
– Cześć ciocia, cześć wujek! – Mateusz Lubiński wpada w objęcia kolejnych nauczycieli. Dziewięciolatek przebywa na oddziale onkologii. Zna wszystkich bardzo dobrze, bo uczy się tu z przerwami od trzech lat. – Nie chodzę do zwykłej szkoły, ale mam lekcje w domu. To dlatego, że mam niską odporność – tłumaczy Mateusz. – Nauczycieli nazywam wujkami i ciociami, bo znam ich na pamięć. Leżałem już na czterech oddziałach – mówi chłopiec. Mateusz ma na swoim koncie artykuł w szkolnej gazetce „Żaczek”. – Kiedyś odwiedził nas w szpitalu astronom. Po tym spotkaniu napisałem o kosmosie, o tym, że meteoryty spadają na planety – opowiada uczeń. Oprócz „Żaczka” szkoła wydaje jeszcze trzy inne gazetki – „Przedszkolaka”, „Uczniaka” i Relaksik”. Na szpitalnych korytarzach widać, co jest największą pasją uczniów. Kolorowe prace przykuwają wzrok wszystkich pracujących w szpitalu, rodziców i gości. Każdy powód jest dobry, by złapać za kredki, farby czy ołówek... Tematem obrazów staje się rocznica śmierci Jana Pawła II, Rok Fryderyka Chopina, święta, zmiana pór roku... Rysunki trafiają nie tylko na ściany korytarzy, ale i do świetlic, i do dwóch galerii – „Tęczowe okienko” i „Guma do żucia”. A nawet ilustrują kolejne wydania tomików poezji uczniów. 

DZIENNIKI Z DŁUUUUGĄ LISTĄ
Liczba uczniów wciąż się zmienia, bo zmienia się liczba pacjentów szpitala. Jednego dnia w lekcjach bierze udział czasem nawet 500 uczniów. Dzieci przyjeżdżają do Instytutu z całej Polski. Zdarza się więc, że w jednej grupie jest kilka różnych podręczników z tego samego przedmiotu. Dlatego bardzo ważne jest, by nauczyciel mógł poświęcić jak najwięcej czasu każdemu dziecku z osobna. – Grupki lekcyjne są małe, dlatego szybko można nadrobić zaległości – mówi Zuzanna Dąbrowska z piątej klasy. W Centrum Zdrowia Dziecka jest po raz pierwszy na turnusie rehabilitacyjnym. Na popołudniowe lekcje zabiera zeszyty i książki, które przywiozła ze sobą. Wróci do domu ze specjalnym zaświadczeniem i z ocenami, jakie tu zdobędzie. Te stopnie wpiszą potem do dziennika nauczyciele w szkole, do której Zuzia chodzi na co dzień. Dziennik w szkole szpitalnej wygląda podobnie jak w każdej innej. Poza jednym. Lista uczniów nie kończy się wraz z 20. czy 30. numerem. Wciąż pojawiają się na niej nowe nazwiska. Czasem jest ich tyle, że w maju brakuje już kartek.

WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE
Zdarza się tak, że dzieci uczniami Zespołu Szkół są od przedszkola aż do matury. Z powodu choroby muszą wracać co pewien czas do Instytutu. Zdają tu nawet swój egzamin gimnazjalny. Przyjeżdżają też dzieci tak bardzo ciężko chore, że nie wracają już do domu – umierają w szpitalu. – Pamiętam pierwszą śmierć mojej uczennicy – wspomina pani dyrektor. – Odchodziła, trzymając mnie za rękę. Prosiła, żebym nie wychodziła z sali. To było tuż po dniu nauczyciela. Dostałam od niej laurkę, czekoladkę i życzenia. – Na siódmym piętrze niebo styka się z ziemią. Tam znajduje się klinika onkologii – mówi katecheta Paweł Kocemba. – Początek mojej pracy w szpitalu był trudny. Podczas lekcji dziewczynka powiedziała mi, że widziała w nocy Pana Jezusa. Obiecał, że przyjdzie po nią. Niedługo potem umarła – wspomina pan Paweł. – Uczniowie lubią lekcje religii – dodaje. – „Pan Bóg jest przy tobie. Wszystko będzie dobrze” – mocno czują znaczenie takich słów – podkreśla katecheta. Codziennie przychodzi do dzieci z Najświętszym Sakramentem kapelan szpitala. – Tu Pan Bóg przechadza się korytarzami. Ja tylko chodzę Jego śladem. Czuję Jego błogosławieństwo – przyznaje katecheta. – Mali pacjenci nieraz uczą dorosłych, na czym polega prawdziwa wiara i prawdziwe zaufanie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.