Tata ratownik

Piotr Sacha

|

MGN 04/2010

publikacja 15.03.2010 13:35

Na ekranie telewizora pojawia się po dobranocce. Mówi wtedy o tym, co ważnego wydarzyło się na świecie. Całkiem niedawno jego życie wisiało na włosku.

Tata ratownik Dzięki wytrwałym ćwiczeniom Krzysztof Ziemiec znów występuje w telewizji fot. TVP/EAST NEWS/IRENEUSZ SOBIESZCZUK

W niedzielny poranek 22 czerwca 2008 roku Krzysztof i Danuta Ziemcowie myśleli o nadchodzącym urlopie. – Jeszcze tylko cztery dni i wyjeżdżamy na wakacje – cieszyła się trójka ich dzieci: siedmioletnia Mania, sześcioletnia Ola i dwuletni Franio. Wieczorem, w jednej chwili, życie całej rodziny wywróciło się do góry nogami. Ich mieszkanie stanęło w płomieniach. Pan Krzysztof bez wahania wszedł w ogień, aby ratować dzieci i żonę. Po niespełna dwóch latach rozmawiamy w redakcji telewizyjnych Wiadomości. Dzięki długim i trudnym ćwiczeniom, popularny prezenter wrócił do zdrowia i znów może prezentować Polakom to, co dzieje się w kraju i za granicą.

NIE JESTEM BOHATEREM
Niektórzy nazywają go bohaterem. Pan Krzysztof kręci głową: – Nie jestem bohaterem – mówi. – Bohaterowie to ci, co ginęli w katowniach gestapo, nie wydając swoich kolegów. Ja nie zrobiłem nic nadzwyczajnego. Cieszę się tylko, że nie sparaliżował mnie wtedy strach. Po wypadku Krzysztof Ziemiec był w bardzo ciężkim stanie. Czterdzieści procent swojego ciała miał poparzone. – W szpitalu wciąż się modliłem. Czasem sam, a czasem razem z tymi, którzy mnie odwiedzali – wspomina. – Od znajomego dostałem obrazek z modlitwą przez wstawiennictwo Jana Pawła II. Pomogło. Przez dwa tygodnie lekarze walczyli o jego życie.  Pan Krzysztof miał 40 stopni gorączki. Nie działał na niego żaden lek. – W którymś momencie, właśnie podczas modlitwy, wszystko się zmieniło. Jakby ręką odjął – przypomina sobie prezenter.  Do pana Krzysztofa docierały też sygnały od ludzi, którzy modlili się za niego, między innymi na pielgrzymkach w Fatimie czy Rzymie. Z esemesa od nieznajomego księdza dowiedział się, że pamięta o nim grupa pielgrzymów wędrująca po Turcji śladami św. Pawła. Stan zdrowia poprawiał się, ale piekielny ból nie minął tak szybko.

LISTY
Któregoś dnia obolały pan Krzysztof leżał w łóżku w swoim domu. Obok położył się mały Franek. – Tato, musiałeś wejść w ten ogień? Nie mogłeś przejść obok? – zapytał poważnie trzylatek. – Musiałem, żeby wszystko skończyło się dobrze – usłyszał odpowiedź. Rodzinną tragedię mocno przeżyły Marianna i Ola. Ciało pana Krzysztofa było tak bardzo poparzone, że córki przez pewien czas bały się jego wyglądu. Do tej pory, gdy słyszą w telewizji o pożarze, wciąż jeszcze robi im się słabo. Kilka lat temu w jednym z wywiadów prezenter wyznał, że dziękuje Bogu za to, że jego rodzinę omijają poważne choroby i wypadki. – Czy od tamtego czasu coś się zmieniło w pana kontaktach z Bogiem? – pytam. – Tamten wypadek tylko umocnił moją wiarę – mówi pan Krzysztof. – Ufam, że wszystko, co mnie spotyka, ma jakiś sens. Ludzie z poważnymi problemami piszą do pana Krzysztofa, bo dał im nadzieję. „Jeśli panu się udało, to mi też się uda” – czyta czasem w listach.

TATA, ŁADNY KRAWAT!
Co kilka tygodni pan Krzysztof Ziemiec musi jeszcze naświetlać najbardziej poparzone miejsca na ciele. Czeka go też operacja dłoni, żeby bez kłopotu mógł nią poruszać. – To, że wróciłem do normalnego życia, to mój wielki sukces – mówi. Ogromnej odporności na stres nauczyła go praca. Zanim trafi ł do telewizji, pracował w radiu. Później w TVN 24, w telewizyjnej Jedynce i Dwójce, i TV Puls. Od świąt Bożego Narodzenia znów prowadzi Wiadomości. Rano odprowadza dzieci do przedszkola i szkoły. Potem wsiada do metra, by zdążyć na dziewiątą do redakcji. Jeśli prowadzi główne wydanie Wiadomości, dyżur kończy dopiero wieczorem. Ale w ciągu dnia wraca czasem do domu, by pomóc żonie i pobyć z dziećmi. – Gdy około 21 otwieram drzwi, słyszę: „Tata, tata! Ale miałeś ładny krawat!” – śmieje się prezenter. – Prędko się rozbieram i jeszcze przed snem czytam dzieciom kilka bajek – dodaje. Mania, Ola i Franek po dobranocce zostają przed telewizorem, aby zobaczyć na ekranie tatę. Później dopytują o dinozaury, hulające śnieżyce i inne reporterskie materiały, które zwróciły ich uwagę. – Wypadek uzmysłowił mi, że wszystko, co zbudowałem, jest bardzo kruche – mówi pan Krzysztof. – Dlatego każdego dnia staram się nadrabiać zaległości rodzinne. Nie czekam z tym na weekend.

SZKLANKA Z KORKIEM
Rodzina Ziemców zawsze wyjeżdża w piątkę. Niedawno podczas ferii zimowych po dłuższej przerwie znów jeździli razem na nartach. A gdy tylko robi się cieplej, ruszają na działkę, za miasto. – Dziewczynki już teraz dopytują, kiedy zabiorę je na ryby – śmieje się tata. W domu każde z dzieci ma własną szklankę, w której zbiera... korki po winie. Gdy któreś z maluchów zrobi coś dobrego, otrzymuje od rodziców jeden korek. Jeśli coś przeskrobie, musi korek zwrócić. Gdy szklanka się zapełni, razem wychodzą do sklepu i dziecko wybiera dla siebie jedną zabawkę. Krzysztof i Danuta Ziemcowie starają się być wymagającymi rodzicami. – Ja zacząłem pracować nad swoim charakterem, gdy wstąpiłem do harcerstwa – mówi prezenter. – To było w piątej klasie podstawówki.  Niedawno Marianna zapytała tatę, czy może pościć. Stanęło na tym, że przez kilka tygodni odmówi sobie słodyczy. – Nasze dzieci zaczynają rozumieć, że nie można mieć wszystkiego – dodaje pan Krzysztof. – Że również trzeba umieć z pewnych rzeczy rezygnować. Nie tylko brać, ale również dawać.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.