Słynny statek Krzysztofa Kolumba zacumował niedaleko Poznania. Można wejść na pokład, zamknąć oczy i płynąć... po falach wyobraźni
Krzysztof Kolumb dotarł do Ameryki w 1492 roku na pokładzie Santa Marii. Replikę okrętu od kilku miesięcy można oglądać w Puszczykowie niedaleko Poznania. Stoi w ogrodzie rodzinnego domu Arkadego Fiedlera, słynnego podróżnika i pisarza. Oprowadzają nas synowie obieżyświata, Marek i Arkady Radosław Fiedlerowie.
Repilka statku "Santa Maria"
fot. HENRYK PRZONDZIONO
Łupiną przez ocean
Podczas pierwszej wyprawy Kolumba, z Palos w Hiszpanii wypłynęły trzy statki: Santa Maria, Pinta i Ninia. Najsłynniejszy, Santa Maria, był trzymasztowym żaglowcem zwanym karaką. Wielkie i pojemne karaki były pierwszymi statkami w Europie, nadającymi się do oceanicznych podróży. Pinta i Ninia były karawelami, czyli żaglowcami jednopokładowymi. – Kolumb wybrał na statek admiralski Santa Marię, bo ona miała kajutę – tłumaczy pan Arkady, syn Arkadego Fiedlera. Wchodzimy do kajuty. Nie jest zbyt duża. Zresztą, cały statek ma zaledwie dwadzieścia sześć metrów długości i siedem metrów szerokości. Maszt jest wysoki na dwadzieścia dwa metry. Taką łupiną żeglarz z Genui przemierzył ocean. Na pokład wchodzi grupa gimnazjalistów. – Wyobrażaliśmy sobie, że będzie tu więcej dział – mówią, nieco zawiedzeni chłopcy. – To nie był statek wojenny tylko handlowy – tłumaczy pan Arkady. Schodzimy do ładowni. Tu składano zapasy: ryby, suchary, suszone mięso, beczki z wodą. – W ostatnich tygodniach podróży jedzenie nie było już świeże. Do tego szalał szkorbut i ludziom wypadały zęby – opowiada pan Arkady. – A gdzie były hamaki, w których spała załoga? – pytają uczniowie. – Spano gdzie popadnie, pomiędzy towarami. Marynarze zaczęli używać hamaków dopiero po tym, jak zobaczyli je u Indian.
Kolumb na pokładzie
Santa Maria nie wróciła już z Ameryki do Europy. Rozbiła się na Haiti. Z jej resztek zbudowano pierwszą osadę białego człowieka w Nowym Świecie, czyli na nowoodkrytym amerykańskim lądzie. Statek w Puszczykowie to pomysł pana Arkadego. – Gdy byłem z ojcem w Wenezueli, w Caracas zobaczyłem w parku karawelę – mówi. – Pomyślałem, że w naszym ogrodzie moglibyśmy postawić kopię statku Krzysztofa Kolumba. Najpierw powstał model w skali 1:20. Stoi w domu Fiedlerów na fortepianie. Potem zaczęto budować statek rzeczywistych rozmiarów. Powstawał cztery lata. – Musiał być dobrze zbudowany, by mógł przyjąć tysiące gości. A budowniczymi nie byli szkutnicy, ani nawet stolarze. To pasjonaci. – podkreśla pan Arkady. Do budowy zużyli sześć rodzajów drewna. – Maszty zrobili ze świerku, pokłady z modrzewia, żebra z jesionu i sosny, burty z topoli, bocianie gniazdo ważące 170 kg z dębu – wylicza pan Arkady. – Wykorzystali blisko dwa kilometry lin. Gdyby Santa Marię doszczelnić i obciążyć, mogłaby pływać. – Ale nie będzie – śmieje się pomysłodawca. – Nasza Santa Maria pływa na falach wyobraźni. Można wejść, zobaczyć, jak niewielkimi statkami przecierano morskie szlaki. Na świecie jest kilka kopii okrętu Kolumba. Ten z Puszczykowa jest jedynym w środkowowschodniej części Europy. Uroczystego „zwodowania” dokonał... Krzysztof Kolumb, książę de Veragua, potomek słynnego odkrywcy.
Skrzynie pełne zapachów
Dlaczego Santa Maria powstała właśnie przy domu rodzinnym Arkadego Fiedlera? – Nasz ojciec też podróżował statkami – wyjaśnia pan Arkady. – A pierwsze wyprawy odbywał właśnie do Ameryki. Czasem nawet pół roku trwała jego podróż. Przywoził potem wielkie skrzynie skarbów.
Krzysztof Kolumb (Cristóbal Colón), książę de Veragua, potomek słynnego odkrywcy.
fot. PAP / REMIGIUSZ SIKORA
Gdy je otwierał, w mieszkaniu unosił się zapach egzotyki. Dla nas, dorastających chłopców, było to jak przeniesienie w inną krainę – wspomina pan Marek. – Ojciec po każdej wyprawie pisał książki. Wydano je w 23 językach, w milionach egzemplarzy. – Ojciec był zafascynowany innymi kulturami. Zawsze chciał się czegoś nauczyć, dowiedzieć. Synowie pisarza też jeżdżą po świecie. Przywożą kolejne eksponaty do rodzinnego muzeum. – Jak ojciec, mieszkałem wśród Majów – mówi na pożegnanie pan Arkady – Uczyłem się od nich, żyłem jak oni. Ludzie to doceniali. Bo najważniejsze w podróży, to nie udawać ważniaka.
Krzysztof Kolumb
(Cristóbal Colón), książę de Veragua, potomek słynnego odkrywcy. Przecinał wstęgę podczas uroczystości otwarcia okrętu Santa Maria w Puszczykowie Widziałem kilka replik Santa Marii: w Barcelonie, Sewilli, w Nowym Jorku. Ta, w ogrodzie Fiedlerów zrobiła na mnie duże wrażenie.
Od razu pomyślałem, że to świetny pomysł. Teraz wiele dzieci i dorosłych, może zobaczyć, jak niewielki był statek, na którym mój przodek przemierzył ocean i odkrył Nowy Świat. Sam, gdy byłem chłopcem, marzyłem, by zostać żeglarzem.
Wiele czytałem. Dziś przemierzam świat jako oficer marynarki. I myślę, że Kolumbowi i jego ludziom bardzo trudno było dopłynąć do Ameryki na tak małym statku. A to znaczy, że dokonali naprawdę wielkiej rzeczy.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.