Płyń Santa Mario

Krzysztof Błażyca

|

MGN 10/2008

publikacja 24.09.2008 11:34

Słynny statek Krzysztofa Kolumba zacumował niedaleko Poznania. Można wejść na pokład, zamknąć oczy i płynąć... po falach wyobraźni

Krzysztof Kolumb dotarł do Ameryki w 1492 roku na pokładzie Santa Marii. Replikę okrętu od kilku miesięcy można oglądać w Puszczykowie niedaleko Poznania. Stoi w ogrodzie rodzinnego domu Arkadego Fiedlera, słynnego podróżnika i pisarza. Oprowadzają nas synowie obieżyświata, Marek i Arkady Radosław Fiedlerowie.

Płyń Santa Mario   Repilka statku "Santa Maria" fot. HENRYK PRZONDZIONO Łupiną przez ocean
Podczas pierwszej wyprawy Kolumba, z Palos w Hiszpanii wypłynęły trzy statki: Santa Maria, Pinta i Ninia. Najsłynniejszy, Santa Maria, był trzymasztowym żaglowcem zwanym karaką. Wielkie i pojemne karaki były pierwszymi statkami w Europie, nadającymi się do oceanicznych podróży. Pinta i Ninia były karawelami, czyli żaglowcami jednopokładowymi. – Kolumb wybrał na statek admiralski Santa Marię, bo ona miała kajutę – tłumaczy pan Arkady, syn Arkadego Fiedlera. Wchodzimy do kajuty. Nie jest zbyt duża. Zresztą, cały statek ma zaledwie dwadzieścia sześć metrów długości i siedem metrów szerokości. Maszt jest wysoki na dwadzieścia dwa metry. Taką łupiną żeglarz z Genui przemierzył ocean. Na pokład wchodzi grupa gimnazjalistów. – Wyobrażaliśmy sobie, że będzie tu więcej dział – mówią, nieco zawiedzeni chłopcy. – To nie był statek wojenny tylko handlowy – tłumaczy pan Arkady. Schodzimy do ładowni. Tu składano zapasy: ryby, suchary, suszone mięso, beczki z wodą. – W ostatnich tygodniach podróży jedzenie nie było już świeże. Do tego szalał szkorbut i ludziom wypadały zęby – opowiada pan Arkady. – A gdzie były hamaki, w których spała załoga? – pytają uczniowie.  – Spano gdzie popadnie, pomiędzy towarami. Marynarze zaczęli używać hamaków dopiero po tym, jak zobaczyli je u Indian.

Kolumb na pokładzie
Santa Maria nie wróciła już z Ameryki do Europy. Rozbiła się na Haiti. Z jej resztek zbudowano pierwszą osadę białego człowieka w Nowym Świecie, czyli na nowoodkrytym amerykańskim lądzie. Statek w Puszczykowie to pomysł pana Arkadego. – Gdy byłem z ojcem w Wenezueli, w Caracas zobaczyłem w parku karawelę – mówi. – Pomyślałem, że w naszym ogrodzie moglibyśmy postawić kopię statku Krzysztofa Kolumba. Najpierw powstał model w skali 1:20. Stoi w domu Fiedlerów na fortepianie. Potem zaczęto budować statek rzeczywistych rozmiarów. Powstawał cztery lata. – Musiał być dobrze zbudowany, by mógł przyjąć tysiące gości. A budowniczymi nie byli szkutnicy, ani nawet stolarze. To pasjonaci. – podkreśla pan Arkady. Do budowy zużyli sześć rodzajów drewna. – Maszty zrobili ze świerku, pokłady z modrzewia, żebra z jesionu i sosny, burty z topoli, bocianie gniazdo ważące 170 kg z dębu – wylicza pan Arkady. – Wykorzystali blisko dwa kilometry lin. Gdyby Santa Marię doszczelnić i obciążyć, mogłaby pływać. – Ale nie będzie – śmieje się pomysłodawca. – Nasza Santa Maria pływa na falach wyobraźni. Można wejść, zobaczyć, jak niewielkimi statkami przecierano morskie szlaki. Na świecie jest kilka kopii okrętu Kolumba. Ten z Puszczykowa jest jedynym w środkowowschodniej części Europy. Uroczystego „zwodowania” dokonał... Krzysztof Kolumb, książę de Veragua, potomek słynnego odkrywcy.

Skrzynie pełne zapachów
Dlaczego Santa Maria powstała właśnie przy domu rodzinnym Arkadego Fiedlera? – Nasz ojciec też podróżował statkami – wyjaśnia pan Arkady. – A pierwsze wyprawy odbywał właśnie do Ameryki. Czasem nawet pół roku trwała jego podróż. Przywoził potem wielkie skrzynie skarbów. Płyń Santa Mario   Krzysztof Kolumb (Cristóbal Colón), książę de Veragua, potomek słynnego odkrywcy. fot. PAP / REMIGIUSZ SIKORA Gdy je otwierał, w mieszkaniu unosił się zapach egzotyki. Dla nas, dorastających chłopców, było to jak przeniesienie w inną krainę – wspomina pan Marek. – Ojciec po każdej wyprawie pisał książki. Wydano je w 23 językach, w milionach egzemplarzy. – Ojciec był zafascynowany innymi kulturami. Zawsze chciał się czegoś nauczyć, dowiedzieć. Synowie pisarza też jeżdżą po świecie. Przywożą kolejne eksponaty do rodzinnego muzeum. – Jak ojciec, mieszkałem wśród Majów – mówi na pożegnanie pan Arkady – Uczyłem się od nich, żyłem jak oni. Ludzie to doceniali. Bo najważniejsze w podróży, to nie udawać ważniaka.

Krzysztof Kolumb
(Cristóbal Colón), książę de Veragua, potomek słynnego odkrywcy. Przecinał wstęgę podczas uroczystości otwarcia okrętu Santa Maria w Puszczykowie Widziałem kilka replik Santa Marii: w Barcelonie, Sewilli, w Nowym Jorku. Ta, w ogrodzie Fiedlerów zrobiła na mnie duże wrażenie.

Od razu pomyślałem, że to świetny pomysł. Teraz wiele dzieci i dorosłych, może zobaczyć, jak niewielki był statek, na którym mój przodek przemierzył ocean i odkrył Nowy Świat. Sam, gdy byłem chłopcem, marzyłem, by zostać żeglarzem.

Wiele czytałem. Dziś przemierzam świat jako oficer marynarki. I myślę, że Kolumbowi i jego ludziom bardzo trudno było dopłynąć do Ameryki na tak małym statku. A to znaczy, że dokonali naprawdę wielkiej rzeczy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.