Prawda po latach

Franciszek Kucharczak

|

MGN 05/2010

publikacja 31.03.2010 20:05

Przez pół wieku wyraz „Katyń” był w Polsce najbardziej zakazanym słowem. A jednocześnie – dziwna rzecz – wielu ludzi dobrze wiedziało, co to słowo oznacza.

Prawda po latach Replika wagonu, w którym przewożono polskich oficerów fot. Henryk Przondziono

Za czasów PRL uczniowie na lekcjach historii zadawali czasem nauczycielom kłopotliwe pytania w rodzaju: „Niech nam pan powie coś o Katyniu”. Mieli potem ubaw, patrząc, jak nauczyciel oblewa się zimnym potem i zaczyna „plątać się w zeznaniach”. Nic dziwnego – Polską, pod dyktando Moskwy, rządzili wtedy komuniści. A Moskwa – dokładniej Związek Sowiecki – była sprawcą strasznej zbrodni, której część wyszła na jaw w miejscowości Katyń.

MASOWE GROBY
Był lipcowy dzień 1942 roku. Grupa polskich robotników przymusowych pracowała dla Niemców nieopodal Smoleńska. Niemcy rok wcześniej zdobyli od Związku Sowieckiego te tereny. Okoliczni chłopi powiedzieli Polakom, że dwa lata wcześniej koło wsi Katyń działo się coś dziwnego. Całymi dniami tam i z powrotem jeździł autobus i było słychać strzały. Nikomu nie wolno było się tam zbliżać. Dziesięciu Polaków zaczęło kopać we wskazanym miejscu. Po godzinie pracy ich oczom ukazało się zielonkawe sukno munduru. Wykopali zwłoki dwóch polskich ofi cerów – majora i kapitana. Kiedy dowiedzieli się o tym Niemcy, sprowadzili międzynarodową komisję i zaczęli odsłaniać masowe groby. Chcieli pokazać światu, że nie tylko oni popełniają zbrodnie. Katyń był dowodem, że Sowieci nie przestrzegają nawet umów międzynarodowych w sprawie jeńców wojennych. Przez rok wydobyto ponad 4100 ciał, wśród nich zwłoki generałów Bohatyrewicza i Smorawińskiego. Prawie wszystkie ofi ary miały dziurę w czaszce po kuli wystrzelonej w potylicę. Nie było przy nich żadnych kosztowności, bo zabrali je oprawcy. Były za to dokumenty, zdjęcia i listy od rodziny. Jeden z zabitych miał przy sobie list od dziecka. „Tatusiu kochany! Najdroższy! Czemu nie wracasz? (...) Do szkoły teraz nie chodzę, bo zimno. Jak wrócisz, ucieszysz się na pewno, że mamy nowego pieska. Mamusia nazwała go Filuś”.

ZASYPAĆ FAKTY
Tak dowiedziano się prawdy, która miała na zawsze pozostać w grobie. Stało się jasne, dlaczego wiosną 1940 roku przestały przychodzić listy od kilkunastu tysięcy polskich ofi cerów, których pojmali sprzymierzeni z Niemcami Sowieci. Ale zwycięscy dotąd Niemcy zaczęli przegrywać. Związek Sowiecki, wsparty pomocą Ameryki, odzyskał utracone tereny, a potem wraz z zachodnimi aliantami doszczętnie zgniótł państwo Hitlera. Katyń i okolice wróciły we władanie Związku Sowieckiego, a Polska i sąsiednie kraje popadły w niewolę czerwonych władców z Kremla. Blady strach padł na każdego, kto znał prawdę o losie polskich ofi cerów. Kto mówił za dużo, ginął bez wieści. Polskimi patriotami zapełniły się groby, więzienia i katownie. Dla pewności Sowieci wymyślili bajkę o tym, że polskich ofi cerów zamordowali Niemcy.

DOWÓD ZBRODNI
Aż minął ciemny czas komunizmu. Upadł Związek Sowiecki i jego zbrodnie zaczęły wychodzić na światło dnia. Rosyjski prezydent Jelcyn polecił ujawnić najtajniejszy z tajnych dokumentów komunistycznego państwa: „teczkę specjalną nr 1”. Z niej dowiedziano się, że Sowieci rozstrzelali i pogrzebali w kilku miejscach 21 857 Polaków. Większość z nich było ofi cerami Wojska Polskiego, policjantami, funkcjonariuszami służby więziennej i straży granicznej. Na notatce o zabiciu Polaków widnieją podpisy najważniejszych osób w Związku Sowieckim, z Józefem Stalinem na czele. Po ujawnieniu teczki rosyjscy prokuratorzy przesłuchali kilku żyjących jeszcze świadków i uczestników zbrodni. Każdy z nich twierdził, że nie przykładał ręki do zabicia Polaków. Niektórzy przyznali tylko, że brali udział w grzebaniu zwłok. Dmitrij  Tokariew, były szef kalinińskiego Zarządu NKWD, zeznał, że w piwnicy więzienia, którym zarządzał, rozstrzeliwaniem zajmowało się 30 osób. Ci ludzie sprawdzali nazwiska Polaków, po czym „wprowadzali do celi i strzelali w potylicę. (...) Widowisko to najwidoczniej było okropne, skoro Rubanow postradał zmysły, Pawłow – mój pierwszy zastępca – zastrzelił się, sam Błochin – zastrzelił się. Oto, co to wszystko znaczy” – mówił Tokariew.

PROBLEMY Z SUMIENIEM
Każdej nocy zabijano tam do 300 Polaków i chowano ich w Miednoje. Oprawcy dostawali dodatkowy przydział wódki, bo nawet tacy zwyrodnialcy mieli problemy z sumieniem i próbowali zalać je alkoholem. Za „dobrą pracę” otrzymywali też upominki. „Suchariewa nagrodzono pistoletem TT, z którego się potem zastrzelił” – zeznał Tokariew. Powiedział też, że słyszał, iż koło Smoleńska – czyli w Katyniu – „rozstrzeliwali na miejscu grzebania”. Zdarzyło się, że „tam jeden ze skazańców uciekał, usiłował uciec, krzyczał, ludzie słyszeli”. Strażnik z innego więzienia, Mitrofan Syromiatnikow pamiętał, że Polaków rozbierano do rewizji, a gdy ich zastrzelono, ich płaszczami owijano głowy. „Rozumiecie, żeby nie krwawiły”. Prokurator zapytał: „Jak się zachowywali, kiedy wiązano im ręce?”. „Nic nie mówili. Po prostu: wiemy, co chcą z nami zrobić”. „Przyjmowali śmierć z godnością?” „Tak”.

NOTATKI
Zeznania pozwoliły znaleźć nieznane wcześniej miejsca kaźni. Przeprowadzono tam ekshumacje. Znaleziono wiele drobiazgów: zdjęcia, naszywki, guziki z polskim orzełkiem, listy, a także zapiski. Wśród nich znalazła się notatka, której autor pisał prawie do samego końca i urwał w pół słowa. Jest częściowo nieczytelna: „17.04. O godz. 1-szej naszej 11-ej odjazd w kierunku Smoleńska. [...] południe [...] 5 ludzi [...] zakratowanym. Podobno mamy wysiadać w Smoleńsku. Stacje [...] Jelnia, Kołodnia, Smoleńsk. Godz. 17-ta za Smoleńskiem 5 [...] km [...] jest letnisko [...] ludzi 127 [...] przygotowano kar”.

PÓŹNA SPRAWIEDLIWOŚĆ
Kiedy komuniści mordowali swoje niewinne ofi ary, nie przypuszczali, że ich czyn kiedykolwiek wyjdzie na jaw. Nie spodziewali się, że po latach szczątki ofi ar zostaną godnie pochowane, że cześć oddadzą im najwyżsi dostojnicy niepodległej Polski, a nad mogiłami zagrzmią salwy honorowe Kompanii Reprezentacyjnej Wojska Polskiego. Kolejny raz okazało się, jak bardzo prawdziwe są słowa Jezusa: „Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw, ani nic tajemnego, co by się nie stało wiadome” (Łk 12,2).

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.