Szkoła dobrego ducha

Krzysztof Błażyca

|

MGN 09/2007

publikacja 23.08.2007 13:59

Jest taka szkoła, gdzie razem uczą się dzieci rodziców chorych na trąd i ci, którzy z trędowatymi nie chcieli mieć nic wspólnego. Wymyślił ją polski misjonarz.

Szkoła dobrego ducha Jest taka szkoła, gdzie razem uczą się dzieci rodziców chorych na trąd i ci, którzy z trędowatymi nie chcieli mieć nic wspólnego fot. MONIKA ŁOBODA

W Indiach niektórzy wierzą, że trąd jest sprawką złych duchów. W Puri nad Zatoką Bengalską już tak nie jest. Złe duchy wygnano precz. Stało się to w 1983 roku, gdy ojciec Marian Żelazek otworzył szkołę dla dzieci rodziców okaleczonych trądem. Dotąd szkoły były dla nich zamknięte.

Królewska szkoła
Szkołę nazwano „Beatrix”, na cześć holenderskiej królowej, która wsparła dzieło ojca Mariana. Wkrótce okazało się, że to najlepsza szkoła w mieście. Wszyscy zaczęli posyłać tam swe dzieci. Nawet zdrowe rodziny. – W Indiach każdy rodzic marzy, by jego dziecko się uczyło – mówi misjonarka, Monika Łoboda. – Do katolickich szkół chodzą również dzieci wyznawców hinduizmu. Ludzie wiedzą, że w szkole katolickiej jest lepszy poziom. I wierzą, że gdzie jest krzyż, tam musi być coś dobrego. Do szkoły w Puri uczęszcza między innymi wnuczka najwyższego kapłana świątyni bóstwa Dżaganat. Ta świątynia to ważne dla hindusów sanktuarium w Puri.

Obiad na podłodze
Szkoła jest parterowa. Jednym korytarzem można obejść wszystkie klasy. W każdej klasie uczy się około 40 osób. W sumie w szkole jest około 600 uczniówi. Część mieszka w internacie. Pozostali przychodzą codziennie z rodzinnych domów. Czasem idą nawet 5 kilometrów, bo trędowaci mieszkają za miastem, na peryferiach. W internacie nie ma łóżek. Dzieci śpią na matach. – Na ścianach mają betonowe półki na walizki. To ich szafy – opowiada misjonarka Monika. Po lekcjach spotykają się w dużej sali z telewizorem. Nie ma tam ławek ani stołów. Ławki, a raczej długie ławy dla kilkunastu uczniów, są tylko w szkole. Sali z telewizorem nie można więc nazwać stołówką. Jest to coś w rodzaju jadalni, świetlicy. Codziennie na dziedzińcu – bo tam dostają jedzenie – słychać brzęk metalowych talerzyków. – Potem uczniowie siadają w rzędzie na podłodze w jadalni i jedzą ryż, curry. Po obiedzie sami zmywają i wieszają „zastawę” na ścianach. Wszystko jest urządzone, po hindusku – wyjaśnia Monika.

Niebieskie mundurki
Szkoła „Beatrix” znana jest nie tylko z dobrego poziomu nauczania, ale i z dyscypliny. Wszyscy noszą mundurki. Niebieskie. Obowiązkowym językiem nauczania jest hindi i orissa. Orissa to nazwa stanu, na terenie którego leży Puri. – Wielka wagę przywiązuje się też do wychowania patriotycznego. Hindusi to dumny naród – tłumaczy misjonarka. 30 kwietnia, w pierwszą rocznicę śmierci ojca Mariana Żelazka, w szkole odbyła się uroczystość. Odsłonięto popiersie misjonarza. Przyozdobiono je girlandami i płatkami kwiatów. Pomimo że w Indiach był wtedy czas wakacji, przyszła cała młodzież szkolna – wspomina brat Piotr Szewczuk. – Przyszli jeszcze następnego dnia. Zebrali się przed kapliczką ojca Mariana. Śpiewali, tańczyli. Dziękowali.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.