Ministrant-iluzjonista

Adam Śliwa

|

MGN 11/2010

publikacja 15.10.2010 11:00

W programie „Mam Talent” dostał 3xTAK. W życiu Tomka tych „tak” jest znacznie więcej.

Ministrant-iluzjonista Tomek instruuje młodszych ministrantów swojej parafii fot. HENRYK PRZONDZIONO

Przygoda z iluzją zaczęła się, gdy Tomek dostał zestaw „Małego magika”. Miał wtedy 7 lat. Pierwszy raz występował w salce parafi alnej. Później zaczęły się warsztaty dla dzieci, pokazy na festynach. W tym roku wystąpił w programie „Mam talent”. Po programie od razu pojechał na rekolekcje ministranckie.

WYZNANIE WIARY W TELEWIZJI
Tomek nigdy nie ukrywał, że od dziecka był ministrantem i że teraz jest animatorem młodszych kolegów w parafi i. W kwestionariuszu, jaki musiał wypełnić przed programem telewizyjnym, też o tym napisał w rubryce: „Czym się zajmujesz, czym się interesujesz?”. Pewnie dlatego przed występem Kuba Wojewódzki zapytał wprost: „Wierzysz w Boga?”. – Tak! – Tomek ani przez chwilę się nie zawahał. Niektórzy mówili potem, że to było najkrótsze i prawdziwe wyznanie wiary w telewizji. Tomek nie przestał być ministrantem ani w szkole średniej ani teraz, gdy jest już studentem. – Początkowo trudno było pogodzić wszystkie zainteresowania i różne zajęcia – przyznaje Tomek – ale… wystarczy wszystko dobrze zaplanować. Rozpoznawany – nie tylko w Katowicach, gdzie mieszka – stał się dzięki występowi w programie „Mam Talent”. – Decyzja była spontaniczna – opowiada – i trochę w tajemnicy przed rodzicami – dodaje. – Bo nie bardzo zgadzali się na mój udział w programie.

SPRYTNY TRIK
Do występu z pojawiającymi się coraz to nowymi butelkami Tomek przygotowywał się prawie 5 tygodni. – Najtrudniej było zaplanować, kiedy co ma się dziać, jaka butelka ma się pokazać – opowiada. – Reszta to już były tylko ćwiczenia. Na castingu i przed programem poznałem mnóstwo ludzi z niesamowitymi talentami. Ktoś tańczył, ktoś grał, ktoś inny śpiewał. Ale przyszła w końcu chwila, że trzeba było się zaprezentować. Oczywiście, że to był największy stres Tomek bał się przede wszystkim tego, żeby prowadzący nie przerwali jego występu. Bo na początku sztuczki Tomek zwykle niby się myli. Na szczęście wszystko się udało, a werdykt brzmiał: 3 x TAK. – Byłem tak przejęty, że nie pamiętam, o czym rozmawiałem z jury, ale najlepsze – śmieje się – były ich miny, kiedy myśleli, że się pomyliłem. Po występie właściwie od razu pojechał na rekolekcje ministranckie. Był tak szczęśliwy, że kolegom trudno było z nim wytrzymać.

MARZENIE WERONIKI
Po programie młody iluzjonista dostał mnóstwo gratulacji, a nawet propozycji. Cieszy się, bo lubi zaskakiwać innych. Zapraszają go w różne miejsca. Przed występem w dziecięcym szpitalu onkologicznym i w domu dziecka miał chyba największą tremę. – Nie wiedziałem, czym najlepiej zainteresować dzieci, jak zareagują – opowiada Tomek. Okazało się, że już po pierwszej sztuczce wszyscy dobrze się bawili i interesowało ich tylko to, co będzie dalej. Uśmiech tych małych, bardzo ciężko chorych pacjentów, był bezcenny. Oddział dzieci chorych na nowotwory okazał się pełen radości. – Podobno mali pacjenci chętniej chodzą na rehabilitację, kiedy chcą szybciej nauczyć się jakiejś sztuczki – dodaje. Tomek co jakiś czas zapraszany jest do chorych dzieci. Kiedyś poznał 4-letnią Weronikę. Dziewczynka marzyła o tym, by przez jeden dzień być wróżką. W odpowiednim stroju podjechała karetą pod pałac w Świerklańcu, gdzie czekali na nią również przebrani goście. Pomogła jej w tym fundacja „Mam marzenie”, a z pomocą Tomka Weronika „czarowała” i świetnie się bawiła.

PRZED KONSULAMI I NA ULICY
Spotkania Tomka z dziećmi nie kończą się na jednorazowych występach. W domu dziecka na przykład stale pomaga dzieciom, nie tylko przy zadaniach domowych. Publiczność Tomka iluzjonisty jest bardzo zróżnicowana. – Miałem pokazy przed 13 konsulami, ale też występuję na ulicy, wśród dzieci z tak zwanego marginesu – mówi. – Moje sztuczki przeważnie budzą sympatię, ale też pozwalają znaleźć nić porozumienia z trudną młodzieżą. – Tacy zbuntowani chłopcy widzą, że ministrant jest fajny, że to nie tylko ktoś, kto służy przy ołtarzu, ale ma też swoje pasje – dodaje. – Zdarza się, że niektórzy z nich pomagają mi potem przy występach, na przykład w parafi i. Obsługują bardzo drogi sprzęt, uczą się odpowiedzialności, a bywa, że znajdują swoją drogę.

Iluzja to nie magia
To sztuka zmylenia widza przez różne triki. Najważniejsze są tu ćwiczenia i dobre pomysły. Magia natomiast to przekonanie, że za pomocą odpowiednich zaklęć i czynności można panować nad siłami nadprzyrodzonymi. Jest bardzo niebezpieczna, bo może się w to włączyć szatan.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.