Niewyjaśniona tajemnica

Adam Śliwa

|

MGN 11/2010

publikacja 15.10.2010 10:56

Kwatera Hitlera, fabryka broni czy laboratorium? Co naprawdę Niemcy chcieli wybudować podczas II wojny światowej na Dolnym Śląsku?

Niewyjaśniona tajemnica Wartownia, ekspozycja broni fot. TOMASZ JODŁOWSKI

Wchodzimy do ciemnego, wilgotnego korytarza, zabezpieczonego drewnianymi palami. Po kilkunastu metrach docieramy do wybetonowanej wartowni. Wejścia strzeże karabin maszynowy. Tak zaczyna się trasa wycieczki do jednej z pozostałości po największej operacji górniczo-budowlanej III Rzeszy. Kompleksu „Riese”, czyli „Olbrzym”.

NIEDOKOŃCZONY PLAN
Budowę rozpoczęto w 1943 roku w Górach Sowich w okolicy Głuszycy. Teren idealny: daleko od działań wojennych, dość gęsta sieć kolejowa, wokół góry gnejsowe, czyli skała wytrzymała i twarda. Poza tym Niemcy byli pewni, że Dolny Śląsk – obojętnie, kto wygra wojnę – pozostanie w ich granicach. Budowano kilka obiektów, zwanych dziś „Włodarz”, „Osówka”, „Jugowice Górne – Jawornik”, „Soboń”, „Sokolec – Gontowa”, „Rzeczka” zwiedzana przez nas, a także podziemia pod zamkiem Książ. Prace prowadzono z ogromnym rozmachem, ale nigdy ich nie ukończono. Wykonano zaledwie ok. 15 proc. prac. Z tego, co zostało, trudno domyślać się, jakie plany mieli Niemcy. – To tak, jakby z fundamentów zgadywać, jak będzie wyglądał dom, albo ile będzie miał pięter – tłumaczy Dariusz Tomalkiewicz, przewodnik po Muzeum Sztolni Walimskich. Przychodził tu jako dziecko, z ciekawości, dla zabawy. Dziś razem z Sowiogórską Grupą Poszukiwawczą stara się dotrzeć do tajemnic „Riese” skrywanych gdzieś pod ziemią.

ZASTYGŁY CEMENT
Idziemy dalej. Po ścianach korytarza ścieka woda. Na lewo komora, w której leżą zardzewiałe narzędzia i wagoniki kolejowe, w ścianach przygotowane otwory, czekające na ładunek wybuchowy. Sztolnie drążono, wysadzając skały. Na zewnątrz kruszono je w specjalnych kruszarkach. Pokruszonych skał używano do budowy dróg, nasypów kolejowych, a po wojnie do odbudowywania Warszawy. Obok kruszarek stały kompresory, wtłaczające powietrze do tuneli specjalnymi rurami, i wielkie betoniarki. Wydrążona komora miała być wybetonowana, miała w niej być elektryczność i może nawet ogrzewanie. O takich planach świadczą tysiące worków z zastygłym cementem leżące w leśnych składach. Na końcu tunelu skręcamy w lewo. Nagle gaśnie światło. Słychać ponury pomruk bombowców, włącza się awaryjne czerwone oświetlenie. Krzyki, dym i huk bomb. Odruchowo schylam głowę. Po chwili wszystko wraca do normy. To tylko krótka symulacja nalotu bombowego. – Ludzie lepiej zapamiętują coś, co działa na emocje – tłumaczy przewodnik. – Taki kompleks był nie do zniszczenia dla ówczesnych bombowców.

TAJEMNICZY STRAŻNIK
Czy miała to być kolejna kwatera Hitlera? Być może. Ale po co w takim razie budowę prowadzono do maja 1945 roku, kiedy wojska radzieckie zdobywały już Berlin? Przecież nikt nie miał złudzeń, że tej wojny już nie da się wygrać. Teoria kwatery Hitlera wiąże się z tajemniczym Anthonem Dolmusem, Austriakiem, inżynierem, niemieckim oficerem, który brał udział w budowie tego kompleksu. Po wojnie pozostał w Głuszycy i pracował nawet dla polskich komunistycznych władz. Bardzo chętnie pokazywał podziemia, udzielał wywiadów, tłumaczył, że miała to być kwatera Führera. W 1960 roku zniknął bez śladu. Prawdopodobnie wyjechał do Niemiec. Przypuszcza się, że Dolmus był strażnikiem tajemnic i pokazywał w Górach Sowich tylko to, co chciał. Miał wprowadzić w błąd polskie władze i amatorów poszukiwań. Innym logicznym wytłumaczeniem przeznaczenia tych obiektów byłyby podziemne fabryki, ale i tego nie da się udowodnić, bo nie ma dokumentacji, a ludzka pamięć jest zawodna. Możliwe, że obie teorie są prawdziwe i pod zamkiem Książ miała być kwatera Hitlera, a w Górach Sowich fabryki produkcji na przykład rakiet V-2. Co pewien czas ukazują się książki o tym, że w podziemnych laboratoriach produkowano bombę atomową, statki powietrzne przypominające UFO, ale to wszystko tylko domysły, których nie da się potwierdzić.

WIELKIE CMENTARZYSKO
Spacerując wąskim korytarzem, docieramy do dużej hali. Na zboczu widać robotników w niebieskich, brudnych pasiakach. Hałas pneumatycznego świdra jest nie do zniesienia. Po chwili gasną światła. W miejscu robotników pojawiają się znicze. – Przy drążeniu tuneli w niewolniczych warunkach pracowali i ginęli więźniowie obozu koncentracyjnego Gross-Rosen – opowiada Dariusz Tomalkiewicz. – Turyści widzą poszczególnych ludzi, znikających w mroku sztolni. Ten sposób upamiętnienia więźniów trafi a do turystów bardziej niż liczby. Dziś znamy prawdopodobnie tylko 30 proc. podziemi. Wciąż trwają badania zarówno polskich naukowców i pasjonatów, jak i badaczy z zagranicy. Góry Sowie zawsze przyciągały poszukiwaczy skarbów. Szukano tu bursztynowej komnaty, złota z wrocławskich banków, tajnych laboratoriów, konwoju ciężarówek z dziełami sztuki, który wjechał w góry i zniknął. Kto wie, może skarby i zagadki III Rzeszy wciąż czekają na swego odkrywcę.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.