Uwaga, słoń na drodze

Krzysztof Błażyca

|

MGN 11/2010

publikacja 15.10.2010 10:38

W buszu człowiek jest gościem. Zwierzęta są u siebie.

Uwaga, słoń na drodze Na drodze z Nfue samochody mijają się ze słoniami fot. KRZYSZTOF BŁAŻYCA

Safari w dolinie rzeki Luangwa może być wspaniałą przygodą. Rezerwaty przyrody są tu najlepsze w całej Afryce – przekonuje strażniczka jednego z nich. Ale bywa, że safari kończy się tragicznie, gdy ludzie łamią zasady. Pierwszą zasadę: zwierzęta mają pierwszeństwo na drodze. Drugą zasadę: nie opuszczaj samochodu. No i człowiek wjeżdża na własne ryzyko.

STRACH PRZED KŁUSOWNIKIEM
Strażnicy Parku Narodowego Luambe w mundurach koloru khaki i z karabinami u boku wyglądają jak partyzanci. Dickens i Muningo pracują w buszu od lat. Dorastali tu. Znają wszystkie ścieżki. To nasi przewodnicy. – Zwierząt nie trzeba się bać – zapewnia Dickens. – Najgorsi są kłusownicy. Raz w miesiącu obaj robią pieszy obchód. – Zabieramy wtedy jedzenie, wodę uzupełniamy po drodze. Śpimy w buszu, w namiotach. To fajna praca – przekonują. Rozmowę przerywa nam trzask łamanych gałęzi. Zatrzymujemy pick-upa, naszą terenówkę. – To słonie – szepcze Dickens i dla bezpieczeństwa przeładowuje karabin. Na drogę wychodzi z lasu gromada olbrzymów. Są z nimi młode. Samiec obraca się w naszą stronę. Mierzy nas spojrzeniem. – Musimy poczekać aż przejdą. Inaczej mogą zaatakować – ostrzega strażnik. Słoń przybliża się kilka metrów. Macha potężnymi uszami. To znak, że jest zdenerwowany. Na szczęście po chwili stado znika pośród drzew. Czekamy jeszcze chwilę. Wciąż słychać pękające gałęzie. Godzinę później docieramy nad urwisty brzeg rzeki Luangwa. Koryto do połowy jest wyschnięte. Zbliża się pora sucha. W bajorach leniwie taplają się stada hipopotamów. Wyczuwają naszą obecność. Niespokojnie porykują. Za naszymi plecami wydzierają się pawiany. Busz rozbrzmiewa różnymi odgłosami.

NAJGORSZE SĄ PAWIANY
Na terenie parku Luambe, we wsi Lumimba, znajduje się katolicka misja Ojców Białych. Pracuje tu trzech misjonarzy. Jednym z nich jest Polak o. Paweł Mazurek. Do najbliższego miasta misjonarzemuszą jechać ponad 400 km. – Ale po co tam jeździć? Tu mamy jak u Pana Boga za piecem – śmieje się ojciec Paweł, niosąc z kurnika świeże jajka. – Kłopoty są tylko z pawianami. To szkodniki, niszczą nam upraw. Misjonarze objeżdżają swoich parafi an w 18 stacjach misyjnych. Gdy droga jest nieprzejezdna, idą na piechotę. – Przyszedł raz chłopak – opowiada ojciec Paweł – i mówi, że tata jest chory i prosi o sakramenty. Zabieram więc Pana Jezusa, plecak i idziemy godzinę przez busz. Przy rzece pytam, czy są w niej krokodyle. Zapewnia, że nie. Wody po pas. Podwijam więc nogawki i idę wpław. Do wioski dotarłem bez butów – śmieje się misjonarz. Ludzie w wioskach uprawiają kukurydzę, ryż i bawełnę. – Niestety, nie ma miesiąca, by zwierzę nie wyrządziło szkody – mówi ojciec Paweł. – Trzy tygodnie temu lew porwał 12-letniego chłopca, gdy siedział sobie przy ognisku. W wiosce Mukasanga słonie i hipopotamy przechadzają się między chatami ludzi. – Bywają bardzo kłopotliwe – mówi misjonarz. – Spałem raz w chacie, gdy słoń przyszedł do wsi. Zniszczył wszystko. Ludzie odstraszali go, waląc w garnki i krzycząc. – Niedawno słoń zabił turystkę – dodaje. – Wysiadła z samochodu, by go sfotografować i zwierzę zaatakowało.

SŁONIE ASFALTOWE
W Zambii najwięcej słoni żyje w Parku Narodowym South Luangwa. Wjeżdżamy od strony osady Mfue. Miasteczko wyglądające jak z westernu oddziela od parku rzeka Luangwa. Za nią na powierzchni 9050 km kwadratowych rozpościera się królestwo dzikiej przyrody. Mieszka tu 60 gatunków zwierząt i ponad 400 gatunków ptaków. Już przed bramą parku skaczą stada małp. Przekraczając rzekę, od razu napotykamy impale. Stoją przy drodze, jakby przyzwyczaiły się do ludzi. Podobnie zebry, bez strachu gapią się w obiektywy aparatów. Kudu i guźce trzymają dystans. Słoni natomiast nic nie odstraszy. To my bardziej mamy się na baczności. W parku nie wolno jechać szybciej niż 40 km/h. Szukamy legowisk lwów. Podobno jest ich tu najwięcej w całej Afryce. Mijamy stary baobab i dojeżdżamy do zielonej doliny. Pasą się tu stada antylop. W dali, na piaszczystym dnie wyschniętej rzeki, walczą słonie. Potężne krokodyle nieruchomo oczekują kolejnej ofi ary. Wjeżdżamy głęboko w busz. Lwów nie widać. Pewnie schowały się w wysokich trawach... Wracamy, by zdążyć przed zmrokiem. Słonie chyba nas lubią. Poza granicami parku spotykamy kolejne dwa. Idą po... asfalcie. I kto komu teraz stanął na drodze?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.