DZIECI AFRYKI - CZY KTOŚ USŁYSZY?

Jacek Rakowski MAfr

publikacja 24.08.2006 15:01

Życie w Afryce jest codzienną walką dla niemalże każdego, ale życie dziecka jest tym bardziej trudnym.

DZIECI AFRYKI - CZY KTOŚ USŁYSZY?

Wyobraź sobie dorastanie w świecie, w którym brakuje podstawowych rzeczy do życia: jedzenia, czystej wody, lekarstw, schronienia nad głową, bezpieczeństwa i nawet własnego łóżka. Ponadto, tu nie ma zabawek, nie ma lalek, nie ma piłki do grania, nie ma słodyczy; w najlepszym przypadku trzcinowa mata do spania. Szkoła, do której można by pójść byłaby czymś cudownym, drogą ucieczki z biedy, ale nie ma pieniędzy na opłacenie czesnego, więc siedzisz w domu i czekasz na cud, ale dla większości nie ma cudów, życie jest po prostu walką o przetrwanie, utrzymanie się przy życiu.
Śmierć nie jest ci obcą (20% dzieci afrykańskich umiera przed osiągnięciem 6 lat). Życie jest trudne, a poza tym, większość świata jest całkowicie nieświadoma twojego wołania, lub któregokolwiek z afrykańskich dzieci. Ważniejsze zdają się być brudne gierki lokalnych polityków i wydarzenia w nowym telewizyjnym realisty show. Dzieci z dalekiej Afryki należą do tych, którzy są pozbawieni głosu i potrzebują innych, aby w ich imieniu mówili.

Dorastanie w Afryce.
Dorastanie gdziekolwiek na świecie przynosi swoją porcję problemów, ale dorastanie w takim miejscu jak Wschodnia czy Podzwrotnikowa Afryka jest niewyobrażalnym wysiłkiem i walką. Wyobraź sobie, że jesteś afrykańskim dzieckiem… Masz szczęście, że w wieku 6 lat wciąż żyjesz, wielu z twoich kolegów i rówieśników zmarło z powodu takich rzeczy jak malaria, biegunka, niedożywienie i tym podobne uleczalne (!!!) choroby. Sam fakt tego, że oboje twoi rodzice wciąż żyją jest już cudem. Średnia długość życia mężczyzn w Podzwrotnikowej Afryce wynosi około 40 lat, a dla kobiet 42 lata (rzadko można spotkać pokrytą siwymi włosami głowę). Malaria jest wciąż zabójcą numer jeden, ale tuż za nią jest już AIDS. Gdziekolwiek nie pójdziesz możesz zobaczyć dowody zniszczenia, jakie AIDS dokonuje. Wejdź do jakiejkolwiek szkoły i zapytaj jak wiele spośród dzieci ma tylko jednego z rodziców, albo nie ma już żadnego z nich, a będziesz zaszokowany. W kraju takim jak Zambia, o populacji 11 milionów ludzi, jest aż milion sierot. AIDS, cichy zabójca przetacza się przez biura, wioski, banki, szkoły i urzędy administracji państwowej. Obecnie wielu spośród pracodawców odmawia udzielenia swoim pracownikom więcej niż jednego dnia w miesiącu na pogrzeb, ponieważ śmierć przychodzi tak często do rodziny. (Jednym z najbezpieczniejszych i pewnych zajęć jest robienie trumien -niestety nigdy nie ma problemu z kupcami).


Wyobraź sobie, że
…jesteś dzieckiem w Afryce, żyjącym w małej szopie, zrobionej z cegieł z błota wypalanych na słońcu, pokrytej starą blachą, która przecieka przy nawet najmniejszym deszczu. Pokój jest mały. Dom ma tylko ten jeden pokój. Gdy masz wyjątkowe szczęście może będziesz miał dwa pokoje. Nie ma kuchni, masz kuchenkę na zewnątrz, taką na węgiel drzewny, który kosztuje około 7 US$ za worek, który niektórym wystarcza na cały miesiąc. Jeżeli nie masz pieniędzy znajdziesz gdzieś trochę chrustu, aby na nim gotować.
Łazienka to małe ogrodzenie z trzciny na końcu ścieżki, dzielone przez wiele rodzin. Za wynajem takiego domu w większych miastach trzeba zapłacić od 20 do 30 US$, a znajdują się one w tych częściach miast, które popularnie nazywamy slumsami. Wspólny dochód twoich rodziców to tylko około 70 US$. Ojciec pracuje jako nocny stróż dla bogatej rodziny, od 7 wieczorem do 7 rano. Mama wychodzi o 6:30 rano do pracy jako pomoc domowa u jakichś białych ludzi z Europy.

Jesteś dwunastoletnią dziewczynką, i teraz jesteś sama w domu, prawie sama. Ojciec może spać przez kilka godzin, ale zaraz wyjdzie do centrum w poszukiwaniu jakiegoś extra zajęcia i dodatkowych dochodów dla rodziny. Dlaczego nie jesteś w szkole? No cóż, odpowiedź jest prosta, dziewczynka nie potrzebuje szkoły, ona musi tylko zająć się domem, znaleźć męża, kiedy jest nieco starsza, mieć dzieci, założyć rodzinę, gotować, może pracować gdzieś jako pomoc domowa, albo w restauracji, ale, po co inwestować w dziewczynę – wielu pomyśli. (W większości przypadków dziewczynki nie są posyłane do szkoły ze względów ekonomicznych, zazwyczaj pierworodny syn będzie tym, który zostanie wysłany do szkoły, o ile znajdą się na to pieniądze Twój najstarszy brat wyszedł o 7:00 rano, musiał zabrać ze sobą rolkę papieru toaletowego, bo wczoraj był już ukarany za nieposiadanie takowej. Musiał też zabrać nową miotłę do zamiatania w klasie i na boisku po lekcjach.

Szkoła jest droga.
Wprawdzie szkoła podstawowa (od 1 do 7 klasy) jest w Zambii bezpłatna, ale za to rodzice muszą znaleźć pieniądze na wszystkie „inne” obowiązkowe opłaty, jak Komitet Rodzicielski, fundusz budowlany, extra to i tamto… Ponadto powszechne są „ukryte” koszty, o których nikt nie mówi. Klasy to bardzo często małe pomieszczenia wypchane ponad możliwości od 80 do 100 uczniami. To też miało się zmienić, ale jakoś jeszcze nie teraz. Mama musiała zapłacić nauczycielowi extra pieniądze, tak, aby twój brat mógł siedzieć w jednym z pierwszych rzędów, gdzie mógłby lepiej słyszeć i lepiej się nauczyć. Trzeba też było zapłacić, aby prace domowe były sprawdzone i poprawione, i jeszcze za dodatkową pomoc zwaną korepetycjami, jako przygotowanie do egzaminu w 7 klasie.

To właśnie, dlatego tylko najstarszy brat chodzi do szkoły, podczas gdy pozostali włóczą się dookoła w oczekiwaniu dnia, kiedy to może któryś z wujków lub któraś z ciotek będą mogli dołożyć cokolwiek do ich edukacji. Bo to tak właśnie wygląda w Afryce, żadna rodzina nie może sama z siebie znaleźć środków potrzebnych do wykształcenia dzieci, do tego w większości przypadków potrzeba połączonych sił całej „szerszej” rodziny.

Codziennie twoim zajęciem jest
zatroszczenie się młodszym rodzeństwem. Zrobić pranie w dwóch plastikowych miskach, do których wodę musiałaś wcześniej przynieść w pięciolitrowych baniakach. Nie tylko pranie, gotowanie też do ciebie należy. Nie musisz jednak martwić się o to, jakie mięso upieczesz, bo na taki rarytas są pieniądze tylko kilka razy w miesiącu. Sklep jest zaraz za rogiem, ale nie możesz tam poprosić o jakieś ścinki czy resztki, bierzesz to, co jest i to w tej samej cenie. Nie, nie musisz zawracać sobie głowy startym, twardym mięsem, które i tak całe pokryte jest muchami. Żywe kurczaki można kupić na targu, ale są drogie i kosztują około 15 zł (5 US$). Kupuje się je tylko na specjalne okazje, i to do ciebie należy ich zabicie, oskubanie i wypatroszenie, jeżeli nie ma w pobliżu twoich braci. Głównym pożywieniem w Zambii jest Nshima, gęsta papka z mąki kukurydzianej, razem z jakimiś ugotowanymi liśćmi fasolki lub innych warzyw. Każdego wieczoru kupujesz mleko w małym plastikowym woreczku. Sprzedawane jest w przydrożnych kioskach i jeśli uda ci się wydobyć jedno ze spodu, to może będzie jeszcze chłodne. Chleb kupujesz w tych samych kioskach, których jest pełno przy każdej drodze. Gdy robi się ciemno, małe olejne lampki oświetlają ich stoiska.

Ryż też jest dostępny,
ale najpierw musisz z niego wybrać wszystkie małe kamienie, którymi jest naszpikowany, a w dodatku jest drogi. Można tez kupić ziemniaki do zjedzenia z gulaszem, który może czasami się pojawi, ale ostatecznie wszystko sprowadza się i zależy od tego ile macie w domu pieniędzy.

Przyszłość
nie wygląda dla ciebie zbyt kolorowo. Słyszysz ludzi mówiących o tym, że wszystko powoli się poprawia, ale ty jakoś tych zmian nie możesz zauważyć. Malaria wciąż cię odwiedza regularnie, wciąż musisz uważać, aby nie zachorować na biegunkę lub czająca się za rogiem cholerę, a w miarę jak stajesz się kobietą, zaczyna ujawniać się ten „ukryty” problem Afryki. Twój wujek zaczął przychodzić do ciebie i mówić o różnych rzeczach. Sugerował tez abyś go odwiedziła i nauczyła się jak być kobietą. Tak, dla ciebie sprawy nie mają się ku lepszemu.

Byłoby miło nauczyć się pisania i czytania, ale to się może nigdy nie zdarzyć, właściwie niewielu jest takich w twojej rodzinie, którzy to potrafią. Istnieją tylko dwie drogi do opuszczenia slumsu, w którym żyjesz. Jedna to zdobycie wykształcenia, a druga to ta, która poszła twoja ciotka Chanda – sprzedając siebie mężczyznom, białym i Hindusom, którzy mają wystarczającą ilość pieniędzy, aby mogli zabrać cię jako „swoją dziewczynę”. Ale to nie jest droga, o której uczyłaś się w swoim kościele, tym, co jest niedaleko twojego domu, gdzie mówią o świętości, prawym życiu i o tym, że wiara w Boga pozwala patrzeć w przyszłość z nadzieją. Miałaś nadzieję, wiele nadziei, modliłaś się wiele, ale jakoś nie widzisz tej jaśniejszej przyszłości; Bóg pewnie jest zajęty jakimiś ważniejszymi sprawami w innej części świata.

Lubisz chodzić na targowisko,
gdzie widzisz rzeczy na sprzedaż, nie żebyś mogła sobie na wiele pozwolić, już dużo czasu upłynęło od dnia, kiedy ostatnio dostałaś nową sukienkę, a proszek do prania i palące słońce już dawno wypłukały z niej kolory i świeżość, które kiedyś w tam były.

Sięgasz, aby się podrapać po nodze i zauważasz, że znów zadomowiło się tam kilka nowych wszy podskórnych, i najwyższy czasy, aby je stamtąd wydobyć, ale ponieważ nie ma pieniędzy na doktora…, zresztą mama potrafi zrobić to całkiem nieźle nożem.
Zabawa, (…) razem z innymi dziećmi chodziłaś bawić się nieopodal tego miejsca gdzie mężczyźni wspólnie piją bimber, który niektóre z kobiet przygotowały. Tam mogłaś tańczyć do dźwięku bębnów, razem z innymi dziewczętami. Lubiłaś to, i każdy się dołączał, a starsi rozmawiali o tym, co to wczoraj było, co dzisiaj jest i jutro będzie, wciąż wyczekując tego cudu, który pozwoliłby im wyrwać się ze slumsów.

Coś nowego się wydarzyło,
o czym ostatnio słyszałaś. Podobno jakaś organizacja z Wielkiej Brytanii otworzyła jakieś małe biuro na skraju slumsu i zapisywała dzieci do szkoły bez żadnych opłat. Zapewniali też mundurki szkolne, książki, transport i nawet trochę jedzenia. Wszystko byłoby płacone przez jakąś rodzinę z daleka, nazywa się to sponsoringiem. Może, ale tylko może, była to prawda i ktoś rzeczywiście troszczy się losem dziecka takiego jak ty.
Może gdzieś jednak istnieje jakieś inne życie, może jest jakaś szansa, jakieś otwarte drzwi do nadziei. Może, ktoś rzeczywiście się interesuje.

Możesz pomóc
Prawda jest taka, że ty i ja możemy sprawić, że coś w życiu dzieci z Afryki zmieni się na lepsze. Możesz tam pojechać, tak jak ja, i pracować z nimi i dla nich, albo możesz wesprzeć materialnie, którąś z osób lub organizacji, która zrobi to w twoim imieniu. Ale jest w tym jeden haczyk. Często tylko niewielka porcja tego, co ofiarowałeś trafia do dziecka, które rzeczywiście tej pomocy potrzebuje. Należy, więc pytać o to jak wiele z ofiarowanych przez ciebie pieniędzy jest przeznaczana na realną pomoc? Jak wiele z tego jest zużyte na administrację, reklamy, pozyskiwanie ofiarodawców, itp.