KRÓLOWA ABIRE I PRZYJACIELE

ks. Łukasz Kobielus SMA

publikacja 12.07.2006 15:38

Abire zwolniła kroku i śląc mi nieustannie promienie dziecięcego szczęścia zatrzymała się, a reszta małych uczniów spoglądała na nią chichocząc i wytykając palcami... Któreś z dzieci zwróciło się do niej po imieniu i wtedy dowiedziałem się, że jest Królową, Królową Uśmiechu - „Abire” w języku tutejszego plemienia Kabije znaczy „Królowa”.

Abire ma 9 lat, urodziła się - jak większość tutejszych dzieci - „przez przypadek”, bynajmniej tak kwalifikuje to wydarzenie jej ojciec, niewidomy kaleka dotknięty od dzieciństwa chorobą Heinego-Medina.

W towarzystwie innych dzieci, z uśmiechem na twarzy, maszerowała szybkim krokiem w kierunku swojego domu. Z uśmiechem, gdyż z pewnością cieszył ją fakt, że zajęcia w tym dniu już się skończyły - Abire nie lubi szkoły, bo klasowe urwisy naśmiewają się z jej ojca, a to odbiera jej wszelką ochotę do nauki. Zresztą w domu ma wystarczająco dużo pracy, aby zapełnić wolne popołudnia. Ojciec nie posiada żadnego zawodu, ale mimo trwałego kalectwa wyuczył się wyplatać sznurki z trzciny. To zajęcie zapewnia mu parę groszy, za które przynajmniej raz w miesiącu może kupić dla córeczki kawałek ryby. Odkąd opuściła go żona, kuchnią zajmuje się mała Abire. Dlatego to ta mała dziewczynka musi radzić sobie z obowiązkami, które nierzadko ją przerastają. Jedynie od czasu do czasu przychodzi do „Betlejem” (naszej parafialnej kaplicy), siada na kamieniu, otwiera swój jedyny, już mocno przybrudzony zeszyt, i usiłuje nadrobić szkolne zaległości.

Tamtego popołudnia zwróciła moją uwagę serdecznym uśmiechem. Właśnie takim, jaki często gości na twarzach dzieci z kartek pocztowych czy kalendarzy. Ten słoneczny uśmiech trwał przynajmniej kilka długich chwil. Początkowo wydawało mi się, że jest to odpowiedź na moje spojrzenie w kierunku całej grupki dzieciaków - ale okazało się, że ten radosny wyraz twarzy został mi ofiarowany zupełnie bezinteresownie, tak po prostu, za darmo. Do tej pory nie wiem, dlaczego tego dnia zostałem wyróżniony.

Zwolniła kroku i śląc mi nieustannie promienie dziecięcego szczęścia zatrzymała się, a reszta małych uczniów spoglądała na nią chichocząc i wytykając palcami... Któreś z dzieci zwróciło się do niej po imieniu i wtedy dowiedziałem się, że jest Królową, Królową Uśmiechu - „Abire” w języku tutejszego plemienia Kabije znaczy „Królowa”. Potem ktoś jeszcze dodał, że to córka niewidomego Józefa, że jest głupia i że mieszka obok parafialnego przedszkola. Te złośliwe uwagi wcale nie zgasiły jej radości. Wręcz przeciwnie - ku zdumieniu swoich rówieśników podeszła do mnie i z onieśmieleniem cichutko pozdrowiła „Bonjour mon Pere”. Tak oto nawiązała się moja kolejna znajomość z najmłodszymi mieszkańcami naszej misyjnej parafii w Saude.

Od owego dnia Abire i jej pogodny uśmiech na stałe utkwiły w moim sercu. Z czasem zauważyłem, że oprócz anielskiej życzliwości Pan Bóg obdarował ją również innymi talentami. Abire rzeczywiście nie jest intelektualnie uzdolnionym dzieckiem, ale posiada niesamowitą wyobraźnię, której owoce chętnie utrwala kredkami w szkolnym zeszycie. Jej rysunki to prawdziwe opowiadania, prawie jak pismo obrazkowe. Przedstawia w nich poranne przygotowania do szkoły, prace w polu, rodzeństwo sprzeczające się o to, które z nich jest najwyższe itp. Ja również znalazłem się w jej obrazkowych historyjkach: narysowała mnie podczas rozdawaniu lekarstw w misyjnej aptece i w drodze na niedzielną Mszę Św. Te rysunki są dla mnie bezcenne.

Abire z pewnością jest wyjątkowym dzieckiem i wiele takich wyjątkowych dzieci zdążyłem już poznać na naszym misyjnym podwórku. Trudno wszystkie wymienić...

Jules ma zaledwie 8 lat, ale w przeciwieństwie do swoich rówieśników, a nawet i starszych dzieci, doskonale radzi sobie z językiem francuskim. Elodi to urodzona tancerka i wystrzałowa opiekunka dla młodszego rodzeństwa. Starszy od nich Hodabaldo okazuje się złotą rączką, gdy trzeba zreperować latarkę.

Większość z nich podobnie jak Abire dorasta w rodzinach niepełnych. I mimo, iż Afryka słynie z poczucia rodzinnej solidarności, to jednak coraz rzadziej wyraża się ona w stosunku do „dzieci niczyich”. A tych wciąż przybywa...

Abire z pewnością jest wyjątkowym dzieckiem i wiele takich wyjątkowych dzieci zdążyłem już poznać na naszym misyjnym podwórku. Trudno wszystkie wymienić...

Jules ma zaledwie 8 lat, ale w przeciwieństwie do swoich rówieśników, a nawet i starszych dzieci, doskonale radzi sobie z językiem francuskim. Elodi to urodzona tancerka i wystrzałowa opiekunka dla młodszego rodzeństwa. Starszy od nich Hodabaldo okazuje się złotą rączką, gdy trzeba zreperować latarkę.

Większość z nich podobnie jak Abire dorasta w rodzinach niepełnych. I mimo, iż Afryka słynie z poczucia rodzinnej solidarności, to jednak coraz rzadziej wyraża się ona w stosunku do „dzieci niczyich”. A tych wciąż przybywa...


(www.sma.pl)