Nastolatki też mogą

Jarosław Dudała

|

MGN 06/2009

publikacja 30.04.2009 17:56

Licencję pilota można mieć prędzej niż prawo jazdy!

Nastolatki też mogą Szybowiec Bocian nad budową autostrady A-1. Za sterami uczeń pilot Mateusz Anioł fot. ROMEK KOSZOWSKI

Lotnisko sportowe na katowickim Muchowcu. 18-letnia Marta Madej wsiada za stery czteromiejscowej Cessny 172. Obok niej tata Janusz. Z fotoreporterem ładujemy się na tylne fotele. Zakładamy słuchawki z mikrofonami. One tłumią warkot silnika i pozwalają porozumiewać się wewnątrz maszyny. Miejsca jest mniej więcej tyle, co w małym Fiacie. – Od śmigła! – woła pan Janusz jak w dawnych czasach, gdy piloci ostrzegali w ten sposób przed uruchomieniem silnika. Dziś robi się to raczej z tradycji i dla fasonu niż z potrzeby. Samolot toczy się na początek pasa startowego.

Uwaga, turbulencje!
Mike Whisky, startuję na kierunku 05! – mówi do radia pan Janusz. Pełny gaz i już po chwili samolot odrywa się od ziemi. Gdzieś nad Szopienicami tata oddaje Marcie stery. Dziewczyna nie ma jeszcze licencji pilota, ale ukończyła już pełny kurs. W ramach szkolenia może już latać samodzielnie. Niebo jest bezchmurne. Świeci słońce. Nagrzane powietrze odrywając się od powierzchni ziemi, powoduje turbulencje. Niewielki samolot trzęsie się jak jeep na wybojach. - Znajomi zawsze pytają, czy się boję – mówi przez słuchawki Marta. – Bardziej boję się egzaminu na prawo jazdy. Tyle się o tym nasłuchałam... – wzdycha. - Jeśli ktoś się boi latania, to moja mama. Na początku była bardzo przeciwna. Bała się o mnie, jak każda mama. Ale tata ją przekonał. No i leciała już ze mną - uśmiecha się dziewczyna.

15-letni piloci
Cessna jakieś 500-600 metrów nad ziemią leci z prędkością około 170 km/godz. Przelatujemy nad katowickim Spodkiem, Stadionem Śląskim. - Latanie jest łatwe mówi Marta - łatwiejsze niż jazda samochodem. Ale żeby latać, trzeba się najpierw dużo nauczyć – przyznaje. Kurs teoretyczny na licencję samolotowego pilota turystycznego, czyli PPL(A), to 156 godzin zajęć z 10 przedmiotów. Między innymi: ogólna wiedza o samolocie, prawo lotnicze, nawigacja, meteorologia, łączność, ogólne bezpieczeństwo lotów. Potem egzamin i... można siadać za sterami. Najpierw 35 godzin lotów z instruktorem, potem 10 godzin lotów samodzielnych. Ale żeby wystartować samodzielnie, trzeba mieć ukończone 16 lat. Choć jest już propozycja, by zmienić prawo lotnicze i obniżyć granicę wieku do 15 lat. Do tego są jeszcze wymagania zdrowotne, ale niewielkie. W lataniu nie przeszkadza na przykład noszenie okularów. Chyba że to naprawdę poważna wada wzroku albo problemy z rozróżnianiem kolorów. Lekkie skrzywienie kręgosłupa to też nie problem. Teoretycznie dyskwalifikuje widoczne kalectwo, ale na świecie i w Polsce są niepełnosprawni piloci, którzy latają, i to całkiem nieźle. Co jeszcze może zdyskwalifikować? Padaczka albo paraliżujący strach, który może sprawić, że kandydat na pilota jakby kamienieje za sterami.

Sport drogi, ale
… Lecimy nad domem Marty w katowickich Panewnikach, nad Podlesiem, kierujemy się na centrum Gliwic. - Chciałabym kiedyś pracować jako pilot w liniach lotniczych – mówi Marta. – A jak u ciebie z angielskim? – pytam. – Dla zawodowego pilota angielski nie może być językiem obcym... – Hm, nie jest to dla mnie język obcy – uśmiecha się Marta. Na razie marzy o pierwszym samodzielnym locie zagranicznym. – Już wiem, dokąd polecę – ożywia się. – Do Paryża. Kocham to miasto. Wracamy. Widzimy już kopułę katowickiej katedry i naszą redakcję. Po godzinie lotu Cessna ląduje na Muchowcu. Fajny sport, myślę sobie, tylko że drogi. Zdobycie licencji pilota turystycznego kosztuje w sumie około 25 tys. zł. Świadectwo kwalifikacji, które pozwala latać na samolotach ultralekkich, to koszt 13 tys. zł. Najtaniej można zrobić licencję szybowcową. Młodzież płaci około 4 tys. zł, dorośli około 7 tys. zł.

Sposobem po licencję
Jest jednak sposób na obniżenie kosztów. Licencję pilota można zdobyć w szkole. W liceum lotniczym w Dęblinie albo w klasach lotniczych w zwykłych liceach ogólnokształcących można zdobyć licencję pilota. Na razie takich klas lotniczych jest niewiele. Pierwsza powstała w Poznaniu, druga od tego roku szkolnego działa w Czerwionce-Leszczynach koło Rybnika. Od przyszłego roku klasy lotnicze mają wystartować także w Bytomiu i Bielsku-Białej. – Nasi uczniowie nie płacą za podstawowe szkolenie szybowcowe – mówi dyrektor szkoły w Czerwionce Leszczynach Piotr Buchta. – Płacą tylko wtedy, gdy na własną rękę chcą zdobywać dodatkowe uprawnienia. Z jego 16-letnimi podopiecznymi spotykamy się na lotnisku w Rybniku.

Najlepiej bez instruktora
Mateusz Anioł, Mateusz Błaszczyk i Józek Procek wytaczają właśnie szybowce z hangaru. Chwilę później dołącza do nich Radek Jan. – Ta klasa to dla mnie spełnienie marzeń – mówi Radek. Dostać się nie było zbyt trudno. Na początku było 40 chętnych. Część kandydatów odpadła na teście sprawności fizycznej i badaniach lekarskich. Przyjęto trzydziestu uczniów, z których tylko trzynastu chce uczyć się latać. Dla pozostałych to zwykła klasa z rozszerzoną matematyką, informatyką i geografią. – Nasz kurs szybowcowy zaczął się jeszcze podczas wakacji, w lipcu. Potem zaczęliśmy latać. Byliśmy na lotnisku od ósmej rano do ósmej wieczorem, niektórzy tu nawet nocowali – mówi Radek. – Jak się latało? – Świetnie. – A najlepiej bez instruktora – uśmiecha się Józek Procek, który już sporo wiedział o lotnictwie, bo zajmował się modelarstwem. Wszyscy chłopcy marzą o karierze pilota liniowego. – To dobry zawód – mówi Mateusz Anioł. – Ale mógłbym też latać powietrzną taksówką. Do tego jednak droga jeszcze daleka. Po wakacyjnym podstawowym kursie szybowcowym, w roku szkolnym chłopcy przychodzą na lotnisko w ramach zajęć kółka lotniczego. Tak też jest dzisiaj. Zanim jednak zasiądą za sterami, najpierw trzeba się do tego przygotować.

Dziewczyny patrzą
Jeden z chłopców pomaga mi założyć spadochron i zapiąć pasy w kabinie szybowca Puchacz. – W razie czego, najpierw trzeba otworzyć kabinę tymi czerwonymi uchwytami – wyjaśnia. – Potem odpiąć pasy i wyskoczyć. Dopiero potem można pociągnąć za linkę i otworzyć spadochron. Ale to nie będzie potrzebne – uśmiecha się. Pewnie, że nie będzie. Lecę przecież z doświadczonym instruktorem Romanem Kiełpikowskim. Z wysokości 500, 600 metrów patrzymy, jak startuje Wilga, samolot holujący szybowiec Bocian. W szybowcu siedzą instruktor Jan Pietrzykowski i uczeń pilot Mateusz Anioł. Kilka chwil później dwa białe ptaki z szeroko rozpostartymi skrzydłami krążą już nad rybnickim lotniskiem. Wszystko obserwują dziewczyny z klasy dziennikarskiej w tej samej szkole: Justyna Kołodziejczyk, Monika Bobrzyk i Aneta Malczyk. Imponują im latający koledzy. – W szkole widać, że są zachwyceni lataniem – przyznają.

Lepiej załóż pampersa
Jest jeszcze jeden, chyba najtańszy sposób, żeby sobie polatać. Wystarczy zostać skoczkiem spadochronowym. Za kurs trzeba zapłacić około 1 tys. zł. Wymagania zdrowotne – podobnie jak w przypadku pilotów turystycznych – niewielkie. Kurs teoretyczny trwa trzy weekendy. A potem się skacze. Mogą to być skoki z wysokości od 800 do 1200 metrów. Wtedy spadochron otwiera się tuż po skoku z samolotu. Inna możliwość kryje się pod angielskim skrótem AFF (Accelerated Free Fall). Najpierw zakładasz pampersa, potem w y wożą cię na wysokość czterech kilometrów nad ziemię. Skaczesz. Lecisz swobodnie 2 kilometry w dół rozpędzając się do około 200 km/godz. Teraz już rozumiesz, po co ten pampers... Dopiero po 40 sekundach, czyli na wysokości dwóch tysięcy metrów, otwierasz spadochron. Jeśli nie zrobisz tego sam, otworzy go specjalnie ustawiony automat. Opadanie na ziemię trwa 5–7 minut. Oczywiście pierwsze skoki odbywają się w towarzystwie instruktorów. Możliwy jest też skok w tandemie, to znaczy, że spada się na jednym spadochronie razem z doświadczonym skoczkiem.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.