Grzegorz I Wielki - sługa sług

Franciszek Kucharczak

|

MGN 02/2011

publikacja 14.01.2011 13:48

Grzegorz I wiedział, że bez Chrystusa nic nie zdziała. Dlatego zdziałał tak wiele.

Grzegorz I Wielki - sługa sług Obraz Cesarego Aretusi przedstawia widzenie Grzegorza Wielkiego, jakiego miał doznać podczas procesji pokutnej w czasie wielkiej zarazy. Ofi ary epidemii widać w głębi obrazu. Papież miał wówczas ujrzeć nad mauzoleum Hadriana anioła chowającego miecz (u góry obrazu), co zostało odczytane jako znak wysłuchania modlitw. REPRODUKCJA EAST NEWS/AKG-IMAGES

Na długo zapamiętano w Rzymie rok 590. Początkiem nieszczęść była wielka powódź. Tyber zalał wiele domostw. Jeszcze wody dobrze nie opadły, gdy rozszalała się epidemia dżumy, bodaj największa od założenia miasta. „Czarna śmierć” kosiła małych i wielkich tysiącami, Bez różnicy zaglądała do domów biedoty i do pałaców. Wśród jej ofiar był także papież Pelagiusz II. Na jego następcę wybrano Grzegorza, dawnego namiestnika Rzymu. Od czasu jednak, gdy sprawował władzę nad miastem, minęło wiele lat. Był jeszcze młodym człowiekiem, gdy zachwycił się zakonem św. Benedykta. Zapałał gorącym pragnieniem życia tylko dla Boga. Złożył więc najważniejszy w Italii urząd. Ze swojego wielkiego majątku ufundował sześć klasztorów na Sycylii, jeden w Rzymie, a i własny dom przebudował na klasztor. Resztę pieniędzy rozdał biednym. Kolejni papieże nie pozwolili mu jednak usunąć się z życia publicznego. Wykorzystywali jego wielkie zdolności. Pelagiusz II wysłał go nawet na 6 lat do Konstantynopola, jako swojego wysłannika na dwór cesarski. Ale i tam Grzegorz pozostał skromnym mnichem.

Wzmocnić okręt
Gdy obwołano go papieżem, wzbraniał się. Cóż jednak miał robić – zrozumiał, że przez ten wybór swoją wolę objawia mu Bóg. „Niegodny i słaby przejąłem stary i mocno skołatany falami okręt, w który ze wszystkich stron wdzierają się fale” – napisał potem. Ten „okręt” to Kościół, a „fale”, to rozmaite katastrofy, które obficie nawiedzały Italię w rodzącym się średniowieczu. Po dawnym imperium przewalały się barbarzyńskie ludy, pogłębiała się bieda, wygłodzoną ludność dziesiątkowały wojny. A teraz jeszcze ta straszliwa zaraza. Grzegorz I zaczął od tego, co najpilniejsze. W całym mieście zarządził modlitwy o ustanie epidemii.

Wyznaczył siedem kościołów, w których mieli modlić się ludzie różnych stanów. W oznaczonym czasie ze wszystkich tych świątyń wyruszyły procesje pokutne, kierując się do bazyliki Santa Maria Maggiore. Tam nowy papież wygłosił kazanie, przypominając słuchaczom, jak ważna jest modlitwa i pokuta. Wtedy to, jak głosi tradycja, Grzegorz miał ujrzeć nad ogromnym mauzoleum Hadriana (dziś znanym jako Zamek Anioła) postać anioła, chowającego do pochwy skrwawiony miecz. Powszechnie odebrano ten znak jako zapowiedź końca zarazy. Dżuma rzeczywiście ustała, a ludzie zrozumieli, że nowy następca św. Piotra jest Bożym człowiekiem. On sam z kolei nie chciał być władcą. Sam siebie nazwał sługą sług Bożych. Odtąd tymi słowami (po łacinie Servus Servorum Dei) będą się podpisywać wszyscy kolejni papieże.

Anglowie aniołowie
Mimo niechęci do życia „na świeczniku”, Grzegorz okazał się znakomitym organizatorem. Wiele się zmieniło na dworze papieskim. Wokół niego pojawili się mnisi, zarząd nad posiadłościami Kościoła objęli nowi, znający się na rzeczy ludzie, którzy musieli mu regularnie składać raporty o wydatkach i dochodach. Zawsze przy tym dbał, żeby nikt z poddanych nie był uciskany i wyzyskiwany. Dzięki dobremu gospodarowaniu znalazły się pieniądze na pomoc dla biednej ludności Rzymu i okolic. Ludzie otrzymywali żywność ze spichrzy kościelnych. Opieka nad ludem Rzymu była właściwie zadaniem cesarza, ale ten, siedząc w dalekim Konstantynopolu, dawno już stracił panowanie nad tym, co działo się w dawnej stolicy. Nie był już nawet w stanie zapewnić Rzymianom ochrony przed najazdami barbarzyńców.

A kolejne chmury już się zbierały. Do Rzymu zbliżali się dzicy Longobardowie, którzy już wcześniej opanowali północną część Italii. W 592 roku oblegli miasto. Papież Grzegorz podjął z nimi rozmowy. Zdołał przekonać najeźdźców do odstąpienia od oblężenia. Zadowolili się wypłatą okupu. Kilka lat później doprowadził do zakończenia trwającej w Italii wojny z Longobardami. Widać było, że papieża szanują zarówno Rzymianie, jak i barbarzyńcy. I to nie tylko Longobardowie. Za czasów Grzegorza chrzest przyjął władca Franków, Chlodwig. Papież wysłał też przeora swojego klasztoru, Augustyna, i 40 mnichów do Anglii. Kazał im szanować zwyczaje tych, którzy mieli być nawróceni. „Są Anglikami, niech się staną aniołami” – powiedział. Misja bardzo się udała. Kilka lat później Augustyn już był biskupem Canterbury.

Grzegorz Wielki Grzegorz Wielki
Pisma trwają

Cała chrześcijańska Europa ceniła Grzegorza. Teksty jego kazań i pisane przez niego listy pasterskie były czytane w kościołach i rozważane jeszcze długo po jego śmierci. „Nawet jeśli prawda może spowodować zgorszenie, lepiej dopuścić do zgorszenia niż wyrzec się prawdy” – powiedział w jednej z homilii.

Do dzisiaj zachowało się ponad 800 pism papieża. Grzegorz uporządkował liturgię, nadał mszałowi formę, jaka obowiązuje do dziś. Gdy umierał w marcu 604 roku, okręt Kościoła trzymał się mocno. Duża w tym zasługa papieża. Nic dziwnego, że nadano mu przydomek Wielki.

Św. Grzegorz I Wielki (590–604)
Urodził się około 540 roku w Rzymie. W wieku 30 lat był już pretorem (namiestnikiem) Rzymu. Po złożeniu urzędu został mnichem i oddał się modlitwie. Doceniany przez kolejnych papieży, został w końcu wybrany na biskupa Rzymu. Ocalił miasto przed najazdem Longobardów, przyniósł Italii pokój. Zreformował liturgię, rozwinął misje w zachodniej Europie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.