Przyjaciele od zawsze

Piotr Sacha

|

MGN 09/2010

publikacja 19.08.2010 16:08

Jak kaczki puszczane kamykiem po wodzie z prędkością 100 km na godzinę pędzą obok siebie czerwone łódki Marcina i Michała

Przyjaciele od zawsze Michał (z lewej) z mistrzostw Europy przywiózł złoto, a Marcin – brąz fot. HENRYK PRZONDZIONO

Bliźniacy Marcin i Michał Gembiakowie z Poznania każdą wolną wiosenną chwilę spędzali w ciasnym garażu. Budowali łódkę motorową. Skorupę łodzi przywiózł im z Estonii tata. Resztę zaprojektowali i wykonali sami. 25 lipca w Kijowie 25-letni bracia szaleli z radości. Na łódce wykonanej w garażu Michał zwyciężał w Motorowodnych Mistrzostwach Europy w klasie T-550.

THE BEST OF
Michał właściwie obronił tytuł mistrza Europy zdobyty przed rokiem. Marcin, starszy o... 8 minut, wywalczył brąz. – Razem ścigamy się od 16 lat – mówią bliźniacy. – Ale na zawodach nigdy sobie nie przeszkadzamy. Staramy się, aby ten, kto lepiej przygotował sprzęt, nie tracił szans na zwycięstwo – zapewniają. Nad pojazdem Michała pracowali ponad trzy miesiące. – Zrobiliśmy łódź the best of – żartują. – Częściowo skopiowaliśmy ją z poprzednich łodzi. Częściowo unowocześniliśmy – wyjaśniają. Kierownicę na przykład wzięli z gokarta. Reszta to ich dzieło. – Kolumna kierownicza, siedzisko, sterociągi, komora wypornościowa... – wymieniają. – Brat pracuje w aptece, więc jest perfekcjonistą. Jeśli jakaś część nie była idealna, zaczynaliśmy od początku – śmieje się Marcin. – Przecież chodziło o nasze bezpieczeństwo – dopowiada poważnie Michał. Łódź bliźniaków z zawodnikiem i paliwem po wyścigu waży 267 kg. To spory sukces. Im łódź jest lżejsza, tym większą osiąga prędkość. A zgodnie z regulaminem nie może ważyć mniej niż  265 kg.

ŁÓDKI, PAINTBALL, NARTY
– Nie lubimy siedzieć przed telewizorem – mówi Marcin. Gdy tylko bliźniacy mają wolną chwilę, ruszają z domu. W klubie KS Posnania trenują na łodziach. Grają w paintball i jeżdżą na nartach wodnych. Do niedawna wszędzie razem: do przedszkola, do szkoły, do liceum. – Rozdzieliły nas dopiero studia – uśmiecha się Marcin, który wybrał Akademię Wychowania Fizycznego. Michał skończył farmację i pracuje w aptece. Przygoda ze sportem motorowodnym zaczęła się, gdy chłopcy mieli 9 lat. Sporo czasu spędzali wtedy nad okolicznym jeziorem Rusałka. – Nie było tam strefy ciszy, więc mogliśmy podglądać popisy motorowodniaków – wspominają. Trening w klubie zaczynali od ścigania się na skuterach z prędkością 30 km na godz. Szybko jednak przesiedli się na łódki klasy młodzieżowej. Z licencją sportową otrzymali numery 30 i 31. Mają je do dziś. – Na początku tata brał nas na barana i wnosił na łodzie – śmieją się.

GROŹNE BĄCZKI
A mama? – Tylko trzy razy oglądała zawody i chyba już nie przyjdzie na nasz wyścig – mówią bracia. – Dlatego, że za drugim razem widziała wypadek Michała, którego przy pełnej szybkości wyrzuciła w górę fala. Za trzecim razem mama stała przy pomoście, gdy kończyłem wyścig – opowiada Marcin. – Zamiast przepłynąć metę, pofrunąłem nad linią, robiąc niepełne salto. Nasza dyscyplina nie jest zbyt bezpieczna – przyznaje Marcin. – Ale nigdy nie stawialiśmy sportu wyżej niż zdrowia – dodaje. Mniej doświadczeni zawodnicy czasem „strzelają bączki”. To znaczy, że ich łódka obraca się o 180 stopni. – To bardzo niebezpieczne – wyjaśnia Michał. – Gdy jedna łódź się obróci, inne rozbiegają się, robiąc pióropusze wody. Fale oraz dźwięk łodzi motorowej to zmora dla wędkarzy. – Robimy przez chwilę hałas. Ale wędkarze nie zdają sobie sprawy, że wtłaczamy też sporo powietrza do wody, dzięki czemu ryby lepiej biorą – przekonuje Marcin.

ŻUŻEL NA WODZIE
Motorowodniacy z pełną prędkością wchodzą w zakręty. Podobnie jak w żużlu – skręcają w lewo. – Przyzwyczailiśmy się już trochę do tej prędkości – stwierdzają. Dlatego myślimy, żeby w przyszłości startować w innej kategorii, a łódź zmienić na szybszą. Ale taka łódź kosztuje aż 100 tys. złotych. Na razie Marcin i Michał przygotowują się do kolejnych zawodów. Najbliższe będą już 4 i 5 września w Zbąszynie, gdzie bliźniacy powalczą o mistrzostwo świata. – Zwykle jest tak, że albo razem stajemy na podium, albo nie staje na nim żaden z nas – śmieje się Marcin. – Wygrana w wyścigu to dopiero połowa sukcesu – mówi dwukrotny mistrz Europy. – Po ostatnim okrążeniu łódka wędruje na kontrolę techniczną. Zawodnicy rozbierają silnik w drobny mak, a specjaliści sprawdzają, czy wszystko jest zgodne z regulaminem – dodaje Michał. – Zbudujecie teraz łódź dla Marcina? – pytam. – Nie, ponieważ mam całkiem dobry silnik i niezłą łódkę – odpowiada starszy z bliźniaków. – Potrzebuję tylko odpowiedniej śruby napędowej. Poszukiwania trwają.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.