Trąbimy dla Pana

Piotr Sacha

|

MGN 11/2009

publikacja 20.10.2009 14:42

W swojej szkole muzycznej grają klasyczny repertuar. W „Trąbkach” dają czadu... na Bożą chwałę.

Trąbimy dla Pana Granie w zespole to dobra odskocznia od mozolnych ćwiczeń w szkole muzycznej. Od lewej: Angelika, Adrianna, Zosia, Teresa, Krysia, pan Adam, Kinga i Agata. fot. KRZYSZTOF KUSZ

W zespole najmłodsza jest 12-letnia Kinga, a najstarsza, Tereska ma 20 lat. Razem z nimi gra jeszcze siódemka nastolatków i pan Adam. Każdy tu łapie za jakiś instrument, bo ich zasada numer jeden brzmi: gramy 100 procent live, żadnych podkładów dźwiękowych. Brakuje im, co prawda trąbki, ale za to nazywają się Trąbki Jerycha.

Jerycho w Bytomiu
„Halo!” to tytuł ich debiutanckiej płyty, która właśnie trafia do sklepów. Od powstania zespołu do premiery albumu minęło... 9 lat. Był Wielki Piątek, 2000 rok. W kościele Podwyższenia Krzyża Świętego w Bytomiu spotkała się przy Bożym grobie grupka przyjaciół. Ktoś przypomniał, że niedługo pracujący w parafii ojciec Henryk obchodzi 25-lecie kapłaństwa. – Może nasze dzieci zaśpiewają coś dla niego... – padła propozycja. Zaśpiewały. Na tapetę wzięły jedną z piosenek Arki Noego. Tak dobrze wypadły, że zaczęły się regularnie spotykać z instrumentami. – Jedną nogą jesteśmy w Bytomiu, a drugą w Chorzowie, skąd pochodzi część naszego składu – opowiada Adam Kleiman, który prowadzi zespół. – Wiele się zmieniło przez te dziewięć lat. Mamy nawet swój fanklub – dodaje. – Wystarczy, że nasi rodzice przyjdą na koncert, to już jest niezły fanklub – śmieją się dzieci.

Mury runą
Na koncertach Trąbek słychać gitary, bas, klarnet, skrzypce, akordeon, djembe i perkusję. Za bębnami siedzi 12-letnia Krysia „Kiki” Kleiman. – Kiki zawsze lubiła w coś stukać lub czymś grzechotać. Dlatego w szkole muzycznej nie miała wątpliwości, że chce grać na perkusji – opowiada Adam Kleiman, tata Krysi. Kilka lat temu po jednym z koncertów do Krysi w szkole podeszła grupa uczennic. – Kiki, daj dziewczynce autograf – podpowiedziała jej starsza siostra. – Ale... ja... nie mam – zaczerwieniła się perkusistka. Podobnych, śmiesznych historyjek jest więcej. Teresa Kleiman gra na gitarze. Gdy tworzył się zespół, miała 11 lat. – Na początku grałam na flecie. Musiałam klęczeć na scenie, żeby dostosować się do wysokości mikrofonów pozostałych dzieci – śmieje się. – Co chcecie zburzyć? – pytam niespodziewanie młodych muzyków. Doskonale rozumieją. Pytanie związane jest z nazwą ich zespołu. W Starym Testamencie, w szóstym rozdziale Księgi Jozuego przeczytać można o tym, że miasto Jerycho zdobyli Izraelici. Na dźwięk trąb siedmiu kapłanów rozpadły się mury miasta. – My chcemy burzyć mury między ludźmi – odpowiada Agata Partyka, klarnecistka. – Chodzi o bariery, o uprzedzenia, które przeszkadzają zbliżyć się do drugiego człowieka – tłumaczy piętnastolatka.

Mama tańczy
Wszystkie piosenki powstają najpierw w głowie pana Adama Kleimana, który od początku prowadzi zespół. „Halo, Panie Boże” – największy przebój zespołu narodził się podczas kazania na... Pasterce. – Jeszcze tej samej nocy zapisałem te dźwięki – wspomina pan Adam. – Tata nagrywa czasem swoje melodie na dyktafon na przystanku czy w innych dziwnych miejscach. Później na wspólnej próbie każdy coś dokłada do tego od siebie – opowiada Zosia Kleiman, skrzypaczka. – Zosia ma świetny słuch. Wystarczy, że zagwiżdżę melodię, od razu bierze skrzypce i łapie temat, zapisuje nuty... to taki nasz mały muzyczny robocik – śmieje się tata. Pierwsze próby nowych piosenek bardzo często odbywają się w domu Kleimanów, gdzie mieszkają rodzice, ich cztery córki, dwa koty, pies i dwa kanarki. – Tylko mama nie muzykuje, ale za to tańczy – zdradzają dzieci. – To się zdarza, gdy zaczynamy coś podgrywać. Jest wtedy bardzo wesoło – śmieją się siostry Kleiman.

Z ziemi włoskiej do Polski
Przed rokiem Trąbki wybrały się w małe tournée po Europie. Odwiedzili Austrię, Włochy, Szwajcarię i Czechy. 17 dni i 11 koncertów. Wybierali się na festiwal zespołów religijnych do Włoch, ale zatrzymali się po drodze na kilka dodatkowych występów. Na portalu MySpace odnalazł ich pastor z maleńkiej miejscowości Lohn w Szwajcarii. – Będziecie we Włoszech? Wpadnijcie do nas na koncert – zaproponował. – Dzięki występom poznaliśmy mnóstwo ciekawych ludzi – mówią chórem dzieci. – Charles jest czarnoskórym pastorem pracującym w Finlandii, już za kołem podbiegunowym. Gdy usłyszał nas we Włoszech na festiwalu, od razu chciał kupić naszą koszulkę. Do dziś skejpujemy też z kapucynem z Monachium, który jest Hindusem – wymieniają.  Na co dzień prawie wszyscy uczą się w szkołach muzycznych. – Niektórzy moi rówieśnicy śmieją się pod nosem, gdy dowiadują się, że gram w zespole chrześcijańskim – stwierdza Agata. – Nie przeszkadza mi to, bo pamiętam, że gramy dla Boga – dodaje. – Zresztą bardzo wielu osobom podoba się to, co robimy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.