Dzieci idą do nieba

Joanna  Kojda Joanna Kojda

publikacja 31.10.2025 10:25

Łączy je miłość do Boga i cierpienie w intencji grzeszników. W przyszłości mogą stać się świętymi.

 „Drogi Eucharystyczny Jezu, jestem bardzo, naprawdę bardzo szczęśliwa, że przyszedłeś do mojego serca. Nie wychodź już z mojego serca, pozostań zawsze, zawsze ze mną. Jezu, bardzo Cię kocham, chcę oddać się w Twoje ramiona, zrób ze mną co zechcesz” – modliła się zakochana w Jezusie 6-letnia Antonietta Meo.

Proszę o to, bym była święta

Była pogodną, energiczną i lubiącą postawić na swoim dziewczynką. Urodziła się 15 grudnia 1930 r. w zamożnej i pobożnej rzymskiej rodzinie. Najbliżsi nazywali ją Nennoliną.

Dzieci idą do nieba

Pewnego dnia w czasie zabawy stłukła sobie kolano, co dało początek medycznym powikłaniom. Zdiagnozowano u niej złośliwy nowotwór, tzw. kostniakomięsak. Dziewczynce amputowano nogę, nosiła protezę, która była ciężka. Z tego powodu wieczorami szybciej kładła się do snu. Właśnie wtedy zaczęła pisać listy do Jezusa. Lądowały one pod figurką Jezusa. Antonietta wierzyła, że Bóg przeczyta je w nocy. 

Dziewczynka pozostawiła po sobie 160 listów, jakie pisała do Pana Jezusa, Ducha Świętego i Maryi. Na początku dyktowała je mamie, później sama je zapisywała. Listy kończyła na ogół: „Moc pozdrowień i ucałowania od Twojej Antonietty”.

Jeden z listów trafił też do papieża Piusa XI, który do dziewczynki wysłał delegację z błogosławieństwem. Antonietta w  noc Bożego Narodzenia 1936 r. przystąpiła do Pierwszej Komunii świętej, a kilka miesięcy później do sakramentu bierzmowania. Zmarła 3 lipca 1937 r.

Już pięć lat później rozpoczął się jej proces beatyfikacyjny. 18 grudnia 2007 r. Benedykt XVI podpisał dekret uznający heroiczność cnót dziewczynki. Antonietta ma szansę stać się jedną z najmłodszych błogosławionych Kościoła katolickiego.

Choć listy Antonietty zawierają błędy gramatyczne, świadczą one o dojrzałości duchowej dziewczynki. „Jezu pierwszą i najważniejszą rzeczą, o którą Cię proszę, jest prośba o to, bym była święta. Chcę bardzo cierpieć, by wynagrodzić Ci za grzechy ludzi, szczególnie tych najbardziej złych. Chciałabym być palącą się dzień i noc przed tabernakulum lampką”  ­­– pisała niespełna rok przed śmiercią.

Cierpienia ofiarowała Panu Bogu za papieża, za Kościół, misjonarzy, pokój na świecie i zbawienie grzeszników. Często przy bolesnej zmianie opatrunku mawiała: „teraz jadę jako misjonarka do Afryki”.

Gdy przyszedł nawrót choroby prosiła, by modlić się nie o uzdrowienie, ale o spełnienie Bożej woli. Nennolina miała świadomość nadchodzącej śmierci. Pocieszała mamę, że już nie będzie cierpieć. Zmarła mając zaledwie 6,5 roku. Jej grób i pamiątki po niej znaleźć można w bazylice Świętego Krzyża z Jerozolimy w Rzymie.

Chcę być nauczycielem

„Niech cały mój ból będzie wyrazem miłości do Ciebie, Jezu” – modlił się 12-letni Włoch Silvio Dissegna. Urodził się 1 lipca 1967 r. w Moncalieri niedaleko Turynu we Włoszech. Uwielbiał piłkę nożną, był bardzo inteligentny, lubił szkołę, a w przyszłości planował zostać nauczycielem. „Gdy dorosnę, zostanę nauczycielem, gdyż lubię uczyć innych. Jednak wiem, że aby tak było, muszę już teraz sam nauczyć się wielu spraw, wysilać się dużo w nauce i przeczytać wiele książek” – mówił.

Dzieci idą do nieba

Od dziecka miał silną więź z Jezusem. Pogłębiła się po przyjęciu Pierwszej Komunii Świętej 7 września 1975 r.

Na święta w 1977 r. otrzymał maszynę do pisania. Zaraz napisał na niej: „Dziękuję ci, mamo, gdyż wydałaś mnie na świat, dałaś mi życie, które jest takie piękne! Ja mam tak wielką chęć do życia!”.

Na wiosnę 1978 r. zaczął odczuwać ciągły, silny ból w lewej nodze. Zdiagnozowano u niego raka kości. Swoją chorobę zawierzył woli Bożej i matczynej opiece Maryi.

21 maja 1978 r., już na wózku inwalidzkim, otrzymał sakrament bierzmowania. Stan jego zdrowia coraz bardziej się pogarszał, bóle stawały się coraz silniejsze. W tym czasie poprosił o możliwość codziennego przyjmowania Komunii Świętej.

Odbył siedem podróży do Paryża na konsultacje medyczne i leczenie, jednak nic to nie pomogło. Swoje cierpienie każdego dnia ofiarował w konkretnej intencji. Modlił się za papieża, za Kościół, za kapłanów, czy o zbawienie grzeszników.

Całe cierpienie przyjął z uśmiechem, pocieszał rodziców i brata, dodawał odwagi lekarzom, którzy czuli się bezradni wobec jego choroby. – Wsiadaliśmy z Silviem do samolotu do Paryża, bo tam jeździliśmy na chemioterapię. Syn chwycił mnie za rękę. „Tato, jadę po raz trzeci upaść pod krzyżem, jak Jezus” – wspominał jego ojciec. – Płakałem całą podróż. A Silvio był spokojny. Między palcami przesuwał tylko paciorki różańca…


Wiosną 1979 r. jego zdrowie drastycznie się pogorszyło. Wkrótce stracił wzrok. Nie narzekał jednak na nic, prosił jedynie o codzienną Komunię Świętą. – Pod koniec ból był tak silny, że modlił się głośno: „Jezu, ratuj! Weź mnie do siebie, już nie dam rady!” – mówiła jego mama. – Trzymałam go za rękę. A Silvio powtarzał: „Mamo, Pan Jezus mnie bardzo kocha i zabierze do nieba”. Ta świadomość przynosiła mu ulgę.

Sakrament namaszczenia chorych otrzymał 24 września 1979 r., tego samego dnia zmarł. 8 lutego 1995 r. arcybiskup Turynu kard. Giovanni Saldarini otwarł proces beatyfikacyjny i kanonizacyjny na szczeblu diecezjalnym. W 2014 r. papież Franciszek podpisał dekret o heroiczności jego cnót.

Mogę odejść z aniołami?

Francuska Anna de Guignè ur. 25 kwietnia 1911 w Annecy-le-Vieux nie była grzecznym dzieckiem. Była cholerykiem. Kiedy na świat przyszedł jej brat, z zazdrości o niego, kopała go. Kiedy miała 3 lata, wybuchła I wojna światowa, w której zginął jej tata. Jego śmierć bardzo odmieniła dziewczynkę.

Dzieci idą do nieba

Zaczęła stawiać sobie drobne wyrzeczenia. „Och, nie robię z siebie męczennicy! Poprzestaję na rezygnacji z tego, co lubię, i akceptacji tego, co nie jest przyjemne. Są to malutkie ofiary, lecz wiem, że podobają się Bogu” – napisała. Głębokiej przemianie dziewczynki towarzyszyło niezwykłe zakochanie w Jezusie. Traktowała Go jak wielkiego przyjaciela. Szukała u Niego pociechy i ze wszystkich sił starała się postępować zgodnie z Jego wolą.

Na lekcjach religii zaskakiwała siostrę zakonną wiedzą i wiarą. Przystąpiła do wczesnej Komunii św. 26 marca 1917 r. w poniedziałek, w Wielkim Tygodniu. Powzięła wtedy postanowienie, by zawsze być posłuszną. Później, podczas krótkiej, śmiertelnej choroby Ania ofiarowała Zbawicielowi każdą godzinę swego cierpienia, prosząc o nawrócenie grzeszników. Już za swego życia wyprosiła nawrócenie niejednemu z nich. „Dla mojego Jezusa pragnę mieć serce czyste jak lilia” – mówiła.
W 1921 r. zachorowała na zapalenie opon mózgowych. Jej stan pogarszał się w szybkim tempie, lecz mimo ogromnego cierpienia znalazła dość siły, by powiedzieć: „Pragnę złożyć w ofierze moje cierpienie jak Jezus na krzyżu”.  

Anna umarła 14 stycznia 1922 roku. Jej ostatnie słowa, wypowiedziane do opiekującej się nią siostry brzmiały: „Siostro, mogę odejść z aniołami?”. „Oczywiście, kochanie”. „Och, dziękuję, siostro. Bardzo dziękuję!”. Chwilę wcześniej powiedziała mamie i rodzeństwu, że widzi swojego anioła stróża. Na 5 dni przed śmiercią miała wizję nieba.  Zmarła mając zaledwie 11 lat. 3 marca 1990 r. Jan Paweł II potwierdził heroiczność jej cnót.

Będę pasterzem dusz

„Dużo myślałem i tak bardzo się wstydziłem, że Chrystus obdarzył mnie miłością, a ja obdarzam go grzechami, które popełniam. Bóg chce, bym zbliżał się do Niego, przeobrażając się i stając się coraz lepszym…”. Faustino Pérez-Manglano urodził się 4 sierpnia 1946 r. w Walencji.

Dzieci idą do nieba

Był radosnym dzieckiem, lubił chodzić do szkoły, grać w piłkę nożną, jeździć na wycieczki, czytać książki, chodzić do kina. Gdy miał 13 lat postanowił, że codziennie będzie modlić się Różaniec. W przyszłości chciał zostać kapłanem. „Chcę być zakonnikiem marianistą i wykładowcą chemii” – pisał. „Cudownie jest myśleć o tym, że przez całe życie będę w służbie Jezusa i Maryi. Będę pasterzem dusz” – zapisał innym razem dodając, że chętnie wyjechałby na misje do Ameryki Południowej, „gdzie tak bardzo brak ludzi do ratowania dusz”.

W 1961 r. jego stan zdrowia znacznie się pogorszył z powodu choroby Hodgkina, zwanej też ziarnicą złośliwą. Jest to choroba nowotworowa atakująca węzły chłonne. Jej przebieg długo jest bezobjawowy. Chłopiec wiadomość o zbliżającej się śmierci przyjął z naturalnością.

Będąc ciężko chorym, w 1962 r. został członkiem Sodalicji Mariańskiej. 9 lutego 1963 r. otrzymał sakrament namaszczenia chorych. „Niech przyjdzie śmierć wtedy, kiedy Bóg zechce. Niech przyjdzie w takim czasie, w takim miejscu i w taki sposób, jaki jest dla mnie najlepszy” – modlił się, prosząc Maryję o orędownictwo.

Zanim umarł 3 marca 1963 r. obiecał zająć się w niebie sprawą powołań. Swoje przeżycia Faustino opisał w „Dzienniku”.  „Jestem bardzo szczęśliwy. Pragnę cierpieć dla Chrystusa, który tak wiele wycierpiał dla mnie. Chcę zostać świętym. Chcę przez swoją obecność dawać świadectwo Chrystusowi” – zapisał.

Dekret o heroiczności cnót został ogłoszony 14 stycznia 2011 r.