Umowa ze św. Antonim

Joanna Kojda

Mały Gość 11/2025 |

publikacja 23.10.2025 09:31

Pragnął być stolarzem, by mamie naprawić dom. U salezjanów w Oświęcimiu nauczył się zawodu, a Pan Bóg chciał, żeby był księdzem.

Misjonarz pracował w sierocińcu, w przedszkolu, w szkole, w internacie, a nawet w więzieniu Misjonarz pracował w sierocińcu, w przedszkolu, w szkole, w internacie, a nawet w więzieniu
archiwum ks. Jana Burego

Ksiądz Jan Bury pochodzi z Istebnej. Już od 51 lat jest misjonarzem w Japonii. – Przyjechałem tam 16 sierpnia 1974 roku jako kleryk, w garniturze. Pamiętam, było bardzo gorąco, 35–40 stopni – wspomina. – I zaczęła się nauka. Ja mam słabą pamięć, teraz mówię, że mam pamięć z konfesjonału. Nic nie pamiętam – śmieje się ks. Jan, dziś bardzo dobrze mówiący po japońsku. – Jak długo będzie ksiądz służyć w Japonii? – pytam. – Tak długo, żeby tam moje prochy zostawić – odpowiada misjonarz.

Jeny w skarbonce

– Mama chciała, żebym uczył się w Wiśle, ale mnie tam nie przyjęli – wspomina. – I bardzo się z tego cieszyłem – uśmiecha się. – Lubiłem św. Antoniego, jak moja mama, i mówiłem mu: „Jak zamiast mamy posłuchasz mnie, to dam ci zaskórniaka”. A mama czasem dawała mi 50 groszy na bułkę i potem pytała: „Zjadłeś bułkę?”. A ja kłamałem i odkładałem te pieniądze. Jak uzbierałem 50 złotych, dałem je św. Antoniemu i… dostałem się do szkoły w Oświęcimiu – opowiada. – Tam trzeba było płacić 600 złotych miesięcznie. Mama miała 800 złotych renty. Jak sobie radziła, nie wiem, ale zawsze na bieżąco płaciła.

Gdy ksiądz Jan, już jako misjonarz, przyjeżdżał do Istebnej, zawsze św. Antoniemu wrzucał do skarbony japońskie jeny. Tylko proboszcz martwił się trochę, gdzie je wymieni…

Święceń kapłańskich udzielił ks. Janowi w Japonii sam Jan Paweł II. – Gdy papież przekazywał mi znak pokoju, uściskał mnie i szepnął: „Żyj w zgodzie z wszystkimi na tym końcu świata”. A ja przetłumaczyłem to tak: „Żyj w zgodzie z wszystkimi w tym pięknym kraju”. Poprawiłem Ojca Świętego – śmieje się. – Chyba kiedyś mi przebaczy…

Ołtarz na stoliku

Pierwszą Mszę Świętą w Istebnej odprawił w kapliczce. – Przy stole, który jeszcze mój tata zrobił – opowiada. – Na nim jedliśmy, przy nim się uczyliśmy, na nim mama prasowała. I ten stolik wyniosłem ku kapliczce. To był mój ołtarz. Najpiękniejsze przeżycie. Stoi jeszcze gdzieś na górce w moim domu rodzinnym…

W Japonii ksiądz Jan pracował w sierocińcu, w przedszkolu, w szkole, w internacie, a nawet w więzieniu. Choć chrześcijan jest tam zaledwie 1 procent, bardzo ceni się w tym kraju wychowanie katolickie. – Kiedyś w sierocińcu zamieszkało czterech braci – opowiada ksiądz. – Po 30 latach przysłali mi… dwie pary butów. Pamiętali, że miałem problem, by dla siebie kupić odpowiedni rozmiar, czasami palec z butów mi wychodził – śmieje się i pokazuje skórzane porządne buty, które otrzymał od swoich wychowanków. Chodzi w nich do dziś.

W szkole ksiądz Jan prowadził zajęcia z etyki. – W klasie, przy małych stolikach, siedziało 48 chłopaków, lekcja trwa 50 minut – wspomina. – Podręcznikiem było… Pismo Święte. Kiedy po 6 latach skończyliśmy, prosiłem, żeby Biblii nie wyrzucali, żeby zostawili ją na moim biurku. Oddali cztery, może pięć egzemplarzy – cieszy się misjonarz.

Krzyż w torbie

Kiedy w Japonii zaczyna się wiosna, zakwitają wiśnie i rozpoczyna się nowy rok szkolny. – A na wakacje dzieci otrzymują bardzo dużo zadań – mówi ksiądz Jan. – I dwa razy w miesiącu muszą pokazać się w szkole z odrobionymi lekcjami. Przez jakiś czas pracowałem w internacie. W każdym pokoju wisiał krzyż. Kiedyś patrzę, a w jednym z pokoi krzyżyk został ściągnięty – opowiada. – Powiesiłem go z powrotem i… znowu to samo. Okazało się, że ściągał go jeden z chłopaków. Mówię do niego: „Na budynku jest wielki krzyż, nie dasz rady go ściągnąć”. A on do mnie: „Ja nie mogę spać, jak można tak człowieka przybić do krzyża?… Nigdy w życiu nie widziałem czegoś takiego”.

Po sześciu latach chłopak skończył szkołę, opuścił internat. Przy pożegnaniu powiedział do mnie: „Mam jedną prośbę, czy mogę wziąć ten krzyż?”. Zrobiłem wielkie oczy: „Tak, idź i ściągnij go ze ściany”. A on na to: „Już go mam w torbie…” – śmieje się ks. Jan. – Kiedyś buddyjskiemu kapłanowi chciałem dać Pismo Święte. Nie przyjął go. Ale się wygłupiłem, pomyślałem. A on do mnie: „Ja mam Pismo Święte. I trochę je znam”.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

Czytasz fragment artykułu

Subskrybuj i czytaj całość

już od 14,90

Poznaj pełną ofertę SUBSKRYPCJI

Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.