Cmentarzy brak

Krzysztof Błażyca

Mały Gość 11/2025 |

publikacja 23.10.2025 09:30

Kiedy człowiek umiera, dusza go opuszcza i pozostaje w lesie, przy wodzie albo w wielkim drzewie.

Wyprowadzenie trumny z chaty i pochówek przy domu Wyprowadzenie trumny z chaty i pochówek przy domu
Krzysztof Błażyca /Foto Gość

W Nepalu, kraju niemal o połowę mniejszym od Polski, położonym między Indiami a Chinami, gdzie większość ludzi wyznaje hinduizm, zmarłych tradycyjnie poddaje się kremacji. Ceremonie pogrzebowe, również chrześcijan, odbywają się w stolicy kraju Katmandu, w kompleksie świątynnym Pashupatinath. W Ugandzie zmarli zostają… z rodziną albo w lesie. Z „Małym Gościem” byliśmy świadkami pogrzebów u podnóża Himalajów i w sercu Afryki.

Pogrzeb nad rzeką

Pastor Chandra w Katmandu był moim przewodnikiem. Pochodzi z rodziny hinduistycznej. – Przez lata wykonywałem religijne rytuały, wierzyłem w miliony bóstw – opowiadał. – W końcu porzuciłem to i zostałem komunistą. A potem przyjaciel zaprowadził mnie na spotkanie chrześcijańskiej grupy „Młodzi z misją”. Najpierw byłem wściekły – przyznał. – Z czasem przyjąłem chrzest… ale wtedy mój ojciec mnie wydziedziczył, nie chciał mnie znać. Dziś wiem, że chrześcijaństwo to relacja z żywym Bogiem – mówił podczas naszej rozmowy w cieniu hinduistycznej świątyni.

Podobną drogę przeszedł Chirendra, dziennikarz. Ten z kolei wychował się w rodzinie hinduistyczno-buddyjskiej. – Ale ja nie wierzyłem w żadnych bogów – zaznacza. – Studiowałem nauki ścisłe, potem wyjechałem do Indii. Tam spotkałem Matkę Teresę. Myła ciała umierających i mówiła, że to ciało Chrystusa. To mnie poruszyło. Gdy poznałem Ewangelię Jezusa i przyjąłem chrzest, znalazłem sens życia – wspomina.

Obaj, i Chandra, i Chirenda, wskazują, że chrześcijanie w Nepalu nie mogą być pogrzebani w ziemi. Nie ma tu cmentarzy. Ciała wszystkich zmarłych trzeba palić, a prochy rozsypywać w rzece Bagmati.

Bagmati ma swoje źródła w kilku małych strumieniach na terenie Nepalu. Płynie przez Nepal przez około 362 kilometry aż po Indie, uchodząc do innej rzeki, Burhi Gandaki. Dla wielu Nepalczyków Bagmati to rzeka święta. Hinduiści wierzą, że kąpiel w jej wodach oczyszcza z grzechów. Tu też odbywają się tradycyjne hinduskie pogrzeby. Ciało najpierw naciera się olejkami, a następnie podpala. Szczątki wrzucane są do rzeki.

Kościół katolicki w Nepalu jest młody. Ma niewiele ponad 70 lat. W XVIII wieku przybyli tu kapucyni, ale ich misja została przerwana. Dopiero w 1951 r. amerykańscy i indyjscy jezuici założyli w Katmandu szkołę św. Franciszka Ksawerego. A w 1955 r. siostry ze Zgromadzenia Jezusa otworzyły szkołę św. Maryi.

Taniec nie dla wszystkich

W Ugandzie też nie ma cmentarzy. Zmarłych chowa się po prostu przy domu. Podczas wędrówek po ziemiach ludu Aczoli kilka razy braliśmy udział w tradycyjnym pogrzebie. – My wierzymy w duchy zmarłych. Wiara w bliskość przodków jest żywa, również wśród chrześcijan – mówi ks. Quinto. – Dawniej ludzie wierzyli, że kiedy człowiek umiera, dusza go opuszcza i pozostaje na zewnątrz, w lesie, przy wodzie albo w wielkim drzewie.

Śmierci towarzyszą też specjalne tańce. – Acut to taniec tylko dla uczczenia osób starszych, powyżej siedemdziesięciu lat. Nie tańczy się go przy śmierci młodych – wyjaśnia ksiądz. – Nie możesz celebrować jej życia, bo ona jeszcze niewiele zrobiła – dodaje. – Dla zmarłego wydziela się specjalne miejsce w chacie. Przychodzą rodzina i mieszkańcy wsi, odprawiane są modlitwy, po czym ciało wyprowadzane jest z chaty. Gdy zmarły jest katolikiem, odprawiana jest Msza Święta, w której uczestniczy cała wieś, a po pogrzebie, wszyscy zbierają się na posiłku i wspominają życie zmarłego. Zmarli są z nami, zostają z rodziną – mówi ksiądz Quinto. – Gdy umiera małe, niewinne dziecko, staje się latin maleng, czyli dobrym, świętym dzieckiem.

A po ciało przyjdą lamparty

Jeszcze inaczej wygląda pogrzeb w plemieniu Karimodżong, pasterzy z północy Ugandy. Ich całe życie, można powiedzieć, toczy się przy krowach. – Kiedy ktoś umiera, to już koniec. Ciało zanoszą do buszu i zostawiają… zwierzętom: hienom, gepardom, lampartom – opowiada o. Josaphat pochodzący z tego plemienia. – To ludzie bardzo odważni. Pamiętam starego człowieka – wspomina. – To był czas głodu. Któregoś dnia poszedł on na górę, by… umierać. Ludzie wiedzieli o tym, ale nikt nie reagował, bo skoro dzieci nie mają jedzenia, stary człowiek postanowił, że już nie będzie jeść, że umrze.

Bardzo niewielu Karimodżong jest chrześcijanami. – Staramy się uczyć ludzi, aby z szacunkiem grzebać ciała, ale to bardzo trudne. Ich tradycje są często ważniejsze…

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

Czytasz fragment artykułu

Subskrybuj i czytaj całość

już od 14,90

Poznaj pełną ofertę SUBSKRYPCJI

Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.