Potrafią zagrać i do tańca, i do różańca. To 200-osobowa muzyczna rodzina. Z wielką energią i radością reprezentują Sądecczyznę.
Zawsze serdecznie oklaskiwani przez publiczność
Jan Głąbiński /Foto Gość
Małopolskie Łącko – tam swoją siedzibę ma Akademia Ciupaga, którą kieruje Piotr Krzywdziński, znany muzyk, zakochany w regionie. Zespół występuje w tradycyjnych strojach regionalnych Górali Białych i Lachów Sądeckich. – Nasze koncerty to też dla słuchaczy lekcja naszej kultury i naszych tradycji – mówi pan Piotr.
Zapraszamy do krainy uśmiechu, do miejsca, gdzie bije wielkie muzyczne serce Akademii Ciupaga.
Na walizkach
Taniec zbójnicki wychodzi im znakomicie. Chłopcy podskakują prawie do nieba.
– Nie tylko śpiewamy, gramy, ale i tańczymy. W naszym repertuarze znaleźć można rodzime melodie ludowe, religijne, patriotyczne, rozrywkowe i najpiękniejsze polskie kolędy i pastorałki. Jest w czym wybierać – uśmiecha się pan Piotr. To on dokłada wszelkich starań, by zawsze wszystko było perfekcyjnie. – Koncert trwa około godziny, a wcześniej wiele prób… – mówi szef Akademii. – To dla mnie często osobista modlitwa, bo w głowie słyszę słowa „Czarnej Madonny” czy„Barki” – przyznaje.
Piotr Krzywdziński wyrósł w rodzinie z tradycjami muzykowania regionalnego. Oboje rodzice tańczyli, a tata był instruktorem w zespole, do którego też należała siostra Ewa i brat Jacek. – To właśnie rodzice zaszczepili we mnie zamiłowanie do kultury Górali Białych – mówi pan Piotr. – To było życie na walizkach, non stop wyjazdy, koncerty, albo próby rodziców, albo nasze. Obiecywaliśmy sobie, że my tak nie będziemy robić. Oczywiście, nie dotrzymaliśmy słowa… – śmieje się muzyk.
Jak w rodzinie
Dzieci tak pokochały Akademię Ciupaga, że podobno niektóre nawet śpią ze skrzypcami. – Nam chodzi po prostu o to, by, odkrywały i rozwijały swoje talenty – mówi pan Krzywdziński. – A potem przyjdzie taki moment, że uczeń przerasta mistrza. Naszym dorosłym członkom Akademii już do tego blisko, grają w kapelach, zakładają swoje zespoły, wszak rozpiętość wieku członków – to przedział od 5 do 70 lat – przyznaje nauczyciel.
13-letni Maciej jest jednym z akordeonistów. – Najbardziej chyba lubię grać melodie biesiadne. Dobrze też idzie mi śpiewanie – przyznaje. – Z konkursów prawie zawsze wracam z nagrodami. Ale nie to jest najważniejsze – dodaje. – Cieszę się, że mam fajnych kolegów w Akademii, że razem spędzamy czas.
– Maciek nawet w czasie wakacji myślał o próbach, żałował kiedy nie mógł być na jednej z nich – dodaje mama, pani Zuzanna.
W Akademii u pana Piotrka jest jak w rodzinie. – Tu spędzamy sporo czasu, tu zawiązały się przyjaźnie nie tylko między dziećmi, ale i między rodzicami – przyznaje pani Paulina, której dwie córki grają na skrzypcach.
Przy choince papieskiej
10-letnia Lena też gra na skrzypcach. – Chyba najbardziej stresuje mnie początek utworu „W moim ogródeczku” – przyznaje. – Bo jest taki szybki… – zamyśla się dziewczynka. Ale wiadomo, grę ma świetnie opanowaną. Nie ma imprez rodzinnych bez dźwięków skrzypiec, na których gra również jej siostra Kaja. – Ostatnio grałyśmy na 35. rocznicy ślubu naszych dziadków, Janiny i Jerzego – uśmiecha się Lena. – A ja wolę koncerty, które są wieczorami i blisko domu – przyznaje z kolei Milena, ich zespołowa koleżanka.
Początkowo Akademia śpiewała i grała podczas Mszy św. w parafii. Bardzo szybko stali się znani i lubiani w swojej gminie i powiecie. Obecnie koncertują nie tylko na Sądecczyźnie, ale w całej Polsce i niedługo za granicą. Zespół oklaskiwano m.in. w Operze Krakowskiej, w Toruniu i Dąbrowie Tarnowskiej. Kilka razy śpiewali podczas zapalenia światełek na choince papieskiej w Krakowie przy Franciszkańskiej 3. W tym roku w Ludźmierzu, podczas koncertu letniego, wystąpili 15 sierpnia przy Matce Bożej na zakończenie uroczystości odpustowych.
Osa, bąk i łzy
Trzeba jeszcze zajrzeć za kulisy. Tam kręci się nieoceniony pan Wiesław. – Chociaż nasze koncerty trwają zwykle około godziny, to przygotowania, zdecydowanie dłużej – mówi pan Majerski. – Żeby dotrzeć na miejsce, trzeba ogarnąć kilka autobusów. Potem obserwować małych artystów, czy dobrze się czują. Kiedyś latem, mieliśmy akcję z osą i bąkiem. Pamiętam też, jak jedna z naszych małych artystek zaczęła bardzo płakać – opowiada. – To było w Operze Krakowskiej, przed wyjściem na scenę, dziewczynka nie mogła sobie poradzić ze wzruszeniem... Ale kiedy już wszyscy wyjdą na scenę, cieszę się, że udało się pomóc i zapiąć wszystko na ostatni guzik.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
już od 14,90 zł