publikacja 25.09.2025 09:58
Obaj są Włochami. Jeden pochodził z Umbrii, drugi z Lombardii. Jeden założył franciszkanów, drugi został patronem internetu. Przyjaciele, których dzieli… 780 lat.
Malownicza Toskania i Umbria to jeden z powodów, dla których warto wyruszyć na szlak św. Franciszka
Agata Ślusarczyk
Ruszam do Asyżu, gdzie są pochowani obaj: Franciszek Bernardone i Carlo Acutis. Startuję z sanktuarium Stygmatów św. Franciszka w La Vernie we włoskiej Toskanii. W drewnianej skrzynce zostawiam list do św. Franciszka. Na specjalnie przygotowanej dla pielgrzymów kartce opisuję swoje marzenia. Taki tu zwyczaj, bo św. Franciszek też je miał, chciał zostać sławnym rycerzem, ale Bóg miał dla niego inną propozycję. Carlo, jak każdy młody człowiek, również miał swoje marzenia. Trzeba i można marzyć, ale ważne, by mieć serce otwarte i słuchać, co zaplanował Pan Bóg. Od tej pory Franciszek i Carlo będą mi towarzyszyć na szlaku.
Święta góra
Na górę La Verna Franciszek pielgrzymował zawsze, gdy w ciszy chciał posłuchać Pana. Tu odkrył, że „Bóg jest wszystkim i wszystko jest w Bogu!”. Tu, na górze La Verna, w 1224 roku jako pierwszy człowiek w historii Kościoła otrzymał stygmaty, znaki męki Pana Jezusa. Tu dziś znajduje się sanktuarium, które przypomina tamto wydarzenie. Można tu zobaczyć „łóżko” św. Franciszka wykute w skalnej grocie, pozostały też habit i przedmioty, których używał.
Niezwykła jest tu przyroda. Jedno z drzew – jodła biała, wysoka na prawie 52 metry – nosi imię Carla Acutisa. Zafascynowany życiem św. Franciszka Carlo odwiedzał to miejsce, o czym przypominają jego zdjęcia na ścieżkach wokół sanktuarium.
Na szlaku do Asyżu, podobnie jak kiedyś Carlo Acutis, wypatruję miejsc związanych ze św. Franciszkiem, patronem mojej wyprawy.
Niedaleko La Verny jest źródełko. Tomasz z Celano, kronikarz św. Franciszka, opisał jego historię. Biedaczyna z Asyżu, jak nazywano św. Franciszka, w drodze na górę spotkał człowieka, który prosił o wodę. Franciszek podniósł dłonie ku niebu i modlił się tak długo, aż ze skały wypłynęła woda.
Oswojony wilk i ocalone psy
W Gubbio, prawie sto kilometrów na południe od La Verny, mieszkańcy, wdzięczni Biedaczynie z Asyżu, który obłaskawił zagrażającego im wilka, postawili w miasteczku pomnik Franciszka w towarzystwie… wilka. Ta historia ujęła pewnie nastoletniego Carla, który miał swoich czworonożnych przyjaciół. Kiedyś mama Carla wspominała, jak syn modlił się, by Pan ocalił jego dwa psy, które rozpędzone runęły w przepaść. – Jezus ocalił je dla Carla – przyznała mama.
Docieram na nocleg. A tam niespodzianka – słyszę język polski. Okazało się, że polscy franciszkanie wędrują do Asyżu, tym samym szlakiem św. Franciszka. Od tej pory nasze drogi często przecinają się na szlaku. Opowiadają o pracy misyjnej w Ugandzie, na Ukrainie i w Ameryce. Pod koniec dnia zapraszają na kolację. W takim towarzystwie włoska kuchnia smakuje jeszcze lepiej.
Siódmego dnia wędrówki śladami św. Franciszka docieram do eremu San Pietro in Vigneto. Droga daje mocno w kość, bo szlak nagle się urywa. Drogę zalewa rzeka.
Za podwójne kilometry mam nagrodę: przepiękne, górskie widoki i dzikie figi, które można jeść prosto z drzewa!
Nie ja, ale Bóg
Na szlaku spotykam włoskiego dziennikarza. Daniele Morini, jako reporter telewizyjny, kilka razy podczas swej pracy spotkał Carla Acutisa. – Podchodził do nas dyskretnie, niemal na palcach, ale ze szczególnym blaskiem w oczach, pytał, dlaczego tu jesteśmy, o czym opowiadamy, dla kogo pracujemy i kiedy reportaż zostanie wyemitowany – wspomina dziennikarz. – Chciał go zobaczyć, jakby przeczuwał, że te narzędzia mogą stać się potężnym kanałem przekazywania wiary.
Dziś wiemy, że Carlo wykorzystał komunikację przez internet do opowiadania o cudach eucharystycznych na całym świecie!
Po dziewięciu dniach marszu i pokonaniu blisko 200 km mocno zalesionym zboczem góry docieram do Asyżu. Chłód lasu daje wytchnienie. W Asyżu mocno splata się ze sobą historia dwóch świętych przyjaciół, których dzieli 780 lat.
Carlo co roku z rodzicami przyjeżdżał tu na wakacje. Kochał to miasto, często spacerował po śladach św. Franciszka. Podobało mu się, że święty, choć pochodził z zamożnej, kupieckiej rodziny, potrafił zrezygnować z bogactwa, z majątku swojego ojca, ze wszystkich zbędnych rzeczy, a nawet kariery kupieckiej dziedziczonej po ojcu. Chciał żyć tylko tym, co przybliży go bardziej do Boga.
Święty z laptopem
Święty Franciszek był bardzo bliski Carlowi. Nastolatek nie gonił za modą, a pieniędzmi, których mu nie brakowało, często dzielił się z tymi, którzy ich nie mieli. Marzył, by po śmierci spocząć w Asyżu, w mieście, które tak bardzo inspirowało go do czynienia dobra. I tak się stało. Oszklony sarkofag z ciałem świętego nastolatka od 2019 roku znajduje się w kościele Santa Maria Maggiore. To sanktuarium Obnażenia św. Franciszka, miejsce, które ukazuje, że i św. Franciszek, i św. Carlo Acutis pokazali swoim życiem: „nie ja, ale Bóg”.
W zeszłym roku modliło się tu prawie milion pielgrzymów z całego świata!
Obok kościoła widzę nietypową rzeźbę – św. Carlo Acutis z plecakiem klęczący u stóp krzyża. W ręku trzyma laptopa. Na ekranie monitora widać symbole Eucharystii – kielich i patenę.
Carlo codziennie uczestniczył w Mszy św., kilka razy w tygodniu adorował Najświętszy Sakrament. To było dla niego tak ważne, dawało mu taką siłę, by być dobrym człowiekiem. Zachwycony tym odkryciem postanowił opowiedzieć o tym całemu światu! Stworzył stronę internetową o cudach eucharystycznych, czyli naukowych dowodach na to, że po konsekracji, po przeistoczeniu, na ołtarzu biały opłatek staje się prawdziwym ciałem Jezusa Chrystusa. Dwa dni przed kanonizacją Carla Domenico Sorrentino, biskup Asyżu, odsłonił jeszcze jedną rzeźbę: Carlo Acutis – Apostoł Eucharystii.
Rodzice, bliźniacy i niania
Z Asyżu już pociągiem jadę do Rzymu, by 7 września na placu św. Piotra być świadkiem ogłaszania świętości Carla Acutisa i żyjącego 100 lat wcześniej Piera Giorgia Frassatiego.
W uroczystej Mszy św. – po raz pierwszy w historii (!) – uczestniczyli w kanonizacji obydwoje rodzice: mama Antonina, która wiele razy mówiła, że to dzięki swojemu synowi uwierzyła w żywą obecność Jezusa w Najświętszym Sakramencie, i tata Andrea. Pojawiło się też jego rodzeństwo, bliźniacy, brat Michele i siostra Francesca.
Była Valeria Vargas Valverde z Kostaryki uzdrowiona za przyczyną Carla Acutisa. Ten cud sprawił, że włoski nastolatek został ogłoszony świętym.
Na ekranie telebimu ustawionego na placu św. Piotra dostrzegam jeszcze jedną ważną osobę. To Beata Sperczyńska, niania Carla, która nauczyła go pierwszej modlitwy: „Aniele Boży, stróżu mój”. I to po polsku! Pani Beata podarowała mu też obrazek z Matką Bożą Częstochowską. Uczyła, jak żyć blisko Jezusa, czytała opowieści o świętych. – Najbardziej zaciekawiło go życie św. Franciszka – wspominała niania.
Nie marnować życia
Na placu świętego Piotra razem ze mną było ponad 80 tysięcy osób z całego świata. Powiewały flagi z nowymi świętymi i transparenty. Wielu pielgrzymów, którzy uczestniczyli w uroczystości, miało założone koszulki ze słowami Carla: „Nie ja, ale Bóg” czy „Eucharystia to autostrada do nieba”.
– Nowi święci zapraszają wszystkich, zwłaszcza młodych, by nie marnowali swego życia, ale kierowali je ku górze i uczynili z niego arcydzieło – mówił papież Leon XIV, ogłaszając świętymi Carla Acutisa i Piera Giorgia Frassatiego.
Uwagę, nie tylko moją, zwracał potężny transparent trzymany przez grupkę Włochów: Santi con Carlo, czyli „Święci z Carlo”.
Bo świętość to nie coś odległego, dalekiego, nieosiągalnego. Świętość to droga, którą można iść codziennie! I to zabieram ze sobą do Polski.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
już od 14,90 zł