Pompa w sercu parafii

Katarzyna Jurków

Mały Gość 10/2025 |

publikacja 25.09.2025 09:55

W zegarku każdy trybik musi działać, gdy jeden się zatrzymuje, trzeba go naprawić. Każdy musi wiedzieć, kim jest i po co jest, że jest ważny i potrzebny.

Ksiądz Mateusz dobrze rozumie ministrantów, bo sam przeszedł podobną drogę, zaczynając  od chłopięcej ciekawości  po dojrzały wybór Ksiądz Mateusz dobrze rozumie ministrantów, bo sam przeszedł podobną drogę, zaczynając od chłopięcej ciekawości po dojrzały wybór
Archiwum parafii

W szystko zaczęło się w… zakrystii. – Chciałem potem próbować jako tancerz, myślałem o kółku teatralnym – przyznaje. – Ale tata powiedział: „Nie da się schwytać wszystkich srok naraz. Trzeba się skupić na jednym”. I zostałem przy ministrantach – dodaje.

Pewnie dlatego dziś tak dobrze ks. Mateusz Steczek rozumie ministrantów, bo sam przeszedł podobną drogę. Od chłopięcej ciekawości, po dojrzały wybór i odpowiedzialność. – Służba przy ołtarzu to nie tylko obowiązek, ale i powołanie – mówi opiekun ministrantów w parafii Radziechowy na Żywiecczyźnie.

Tata i koledzy

– Powiedziałem im kiedyś, że są najważniejszą grupą w parafii. I zobaczyłem zdziwienie w oczach chłopaków, bo nikt im tego wcześniej nie powiedział – uśmiecha się ks. Mateusz. – A taka jest prawda. Bo kiedy przy ołtarzu staje kilkudziesięciu ministrantów, to robi wrażenie. To jest znak, że Kościół żyje. Ja byłem w trzeciej klasie podstawówki, gdy zostałem ministrantem. To mnie ukształtowało na całe życie. Mój tata również był ministrantem. Dużo mi opowiadał o służbie. I to był pierwszy impuls – przyznaje ks. Mateusz. – Ale koledzy też mieli znaczenie – uśmiecha się. – Cała nasza klasa była zgrana i razem poszliśmy do ołtarza.

– Służba uczy nas także dyscypliny – dodaje Dominik Biela, jeden z animatorów. – Trzeba wstać rano, przygotować się, czasem przełamać lenistwo. Ale to się potem przydaje w całym życiu.

W parafii św. Marcina w Radziechowach jest około 60 ministrantów i lektorów. To sporo przy ok. 4 tysiącach parafian. – Oni są trochę jak zegarek. Każdy trybik musi działać, gdy jeden się zatrzymuje, trzeba go naprawić – mówi ksiądz Mateusz.

Nie tylko „fajnie”

Filip Michulec jest już lektorem. – Od dziecka lubiłem patrzeć na to, co dzieje się przy ołtarzu. W końcu sam spróbowałem i już zostałem – wspomina. – Teraz mam większą odpowiedzialność, starsi muszą pilnować młodszych, tłumaczyć im, jak się zachować. Ale to też daje dużo radości – przyznaje.

– Dla mnie służba jest naprawdę ważna. To coś całkiem innego niż siedzenie z rodzicami w ławce. Jestem jakby w środku liturgii. I dzięki temu wiem więcej, rozumiem więcej. A jako animator uczę się odpowiedzialności, prowadzę zbiórki… To daje satysfakcję – opowiada Konrad Pindel, animator.

Ksiądz Mateusz wie, że mocnej wspólnoty ministrantów nie zbuduje się na zasadzie: „jest fajnie, bo są wycieczki, bo ksiądz gra z nami na konsoli”. To jest również ważne, ale nie najważniejsze, bo wszystko się rozsypuje i kończy z chwilą zmiany księdza.

– Ja stawiam na formację – mówi ks. Mateusz. – Oni muszą wiedzieć, kim są i dlaczego stoją przy ołtarzu. Że służba nie tylko jest „fajna”, ale jest powołaniem, darem Boga. Zawsze im mówię: spójrzcie na swoją klasę, ilu was jest, a ilu zdecydowało się służyć przy ołtarzu – dodaje opiekun. – To znak, że każdy z was otrzymał od Pana Boga szczególny dar. A skoro już go dostaliście, to warto zrobić wszystko, by jak najlepiej go wykorzystać.

Pełne prezbiterium

W czasie wakacji ze swoim księdzem opiekunem wyjeżdżają na rekolekcje. Mają swój program, a w nim: codzienna Msza, modlitwa, zabawa, zajęcia sportowe i spotkania w grupach. – Nie da się takiego wyjazdu zorganizować bez wspaniałych animatorów – przyznaje ksiądz. – To między innymi dzięki nim wielu chłopców zaczyna pytać, rozmawiać, opowiadać o sobie i swoich problemach. Na pierwszy wyjazd w parafii trzeba było długo szukać chętnych. Rok później zapisy trwały zaledwie kilka dni – cieszy się ksiądz Mateusz.

– Zawsze lubiłem patrzeć na ministrantów, jak służyli księdzu, jak uderzali w gong i dzwonki. To mnie przyciągnęło – opowiada Tomasz Wilusz, animator. – Dziś wiem, że bycie ministrantem to szczególna łaska.

– Cieszę się, że chcą służyć – przyznaje kapłan. – Widok pełnego prezbiterium, chłopcy zapisujący się na służbę – to moja wielka radość. To motor, który napędza i mnie. Bo ministranci są jak pompą, która wtłacza życie do serca parafii.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

Czytasz fragment artykułu

Subskrybuj i czytaj całość

już od 14,90

Poznaj pełną ofertę SUBSKRYPCJI

Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.