Mama zawsze przychodzi. Trzeba tylko wołać wytrwale.

publikacja 25.09.2025 09:55

Przypomniało mi się, kiedy miałam może sześć, siedem lat, mama zostawiała nas czasem z młodszą siostrą, bo musiała wyjść – czy do sklepu, czy doglądać robotników na budowie naszego domu. Nie miała dla nas żadnej opiekunki, nie było też w pobliżu babci. Wprawdzie za ścianą mieszkała ciocia, ale ona miała swoje sprawy i obowiązki. Nawiasem mówiąc, dzisiaj taka sytuacja byłaby nie do pomyślenia… Ale wtedy tak było i myślę, że to wcale nie było jakimś wyjątkiem.

Mama zawsze przychodzi. Trzeba tylko  wołać wytrwale.

Przypomniało mi się, kiedy miałam może sześć, siedem lat, mama zostawiała nas czasem z młodszą siostrą, bo musiała wyjść – czy do sklepu, czy doglądać robotników na budowie naszego domu. Nie miała dla nas żadnej opiekunki, nie było też w pobliżu babci. Wprawdzie za ścianą mieszkała ciocia, ale ona miała swoje sprawy i obowiązki. Nawiasem mówiąc, dzisiaj taka sytuacja byłaby nie do pomyślenia… Ale wtedy tak było i myślę, że to wcale nie było jakimś wyjątkiem.

Mama, zanim wyszła, wskazywała na zegarze, o której godzinie wróci. Zegar tykał i czas płynął. Pewnego razu, kiedy wskazówki znalazły się na wskazanej cyferce, a mamy jeszcze nie było, trzeba było wszcząć alarm. Przesadzam oczywiście, w każdym razie przez otwarte okno pytałam przechodzących o moją mamę, czy już idzie, czy może ją widzieli. Ze szczegółami umiałam opisać, w co była ubrana i jak wyglądała. Wydawało mi się, że jej nieobecność trwa wieki. W końcu mama wracała. Zawsze przychodziła.

Przypomniała mi się ta historia w związku z modlitwą różańcową. Czasem odmawiamy te zdrowaśki jedna za drugą, dziesiątkę za dziesiątką, cały Różaniec, i co? I nic. Wydaje się jakby te modlitwy leciały w jakąś próżnię, jakby nikt nas nie słuchał. Ktoś powie: to bez sensu. Po co powtarzać wciąż to samo… Ale właśnie to powtarzanie jest jak tamto moje wołanie: „Mamo, mamo…”. Mama nie zawsze przychodzi o razu, ale w końcu przychodzi i pyta: „O co chodzi? Czego potrzebujesz? Jaki masz problem? W czym ci pomóc?”. Tak samo nasza niebieska Mama usłyszy nas w końcu i przyjdzie w porę, i pomoże, jak trzeba.

Wiem, że trudne jest odmawianie Różańca, dla mnie też. Ojciec Mariusz Tabulski w rozmowie na str. 4–5 też to przyznaje. Wielu świętych, choćby Tereska od Dzieciątka Jezus, również miało z Różańcem problem. Wiem, że można się zniechęcić, ale wiem też, że Różaniec to niezwykła pomoc i ratunek. Pier Giorgio Frassati, niedawno ogłoszony świętym, codziennie go odmawiał. Nie wiem, czy bardzo pobożnie, czy nie, ale odmawiał, podobnie jak Carlo Acutis. Bo Różaniec to niezwykła siła. Szatan bardzo boi się tej modlitwy i zrobi wszystko, żeby Cię zniechęcić. Będzie Ci wmawiał, że nie masz czasu, że jesteś zmęczony, że przecież musisz się uczyć, że masz jutro sprawdzian albo musisz iść na dodatkowy angielski. OK, to wszystko jest ważne. Ale powiem Ci, jeśli znajdziesz czas na Różaniec, to będziesz mieć czas na wszystko. Nie przekonam nikogo. To trzeba sprawdzić samemu.

Musisz mieć przede wszystkim ten miecz przy sobie. I kiedy tylko masz okazję, sięgaj po różaniec. Czekasz na autobus, na tramwaj, u lekarza, masz chwilę przerwy? Zamiast smartfona wyciągnij miecz i przesuwaj paciorki różańca.

Pamiętam, kiedy po raz pierwszy chciałam odmawiać Nowennę Pompejańską, czyli trzy Różańce codziennie, od razu usłyszałam: „Nie dasz rady, nie masz tyle czasu”. Dobrze, że pomyślałam, ile czasu zabierają mi internet, telewizor…

Jestem pewna, że z tym mieczem pod ręką na pewno dasz radę, na pewno w życiu nie zabłądzisz i na wszystko znajdziesz czas.

Pozdrawia Was Gabi Szulik, pewna, że trzeba wołać do skutku