Zdobyć siebie nawzajem

Katarzyna Jurków

|

Mały Gość 7/2025

publikacja 18.06.2025 12:03

Na jednym szlaku, w tym samym tempie. Ojciec i syn, mama i córka, przyroda i… rozmowa, na którą przez lata brakowało czasu oraz odwagi. To czasem zmienia wszystko.

Podczas tych wypraw dzieje się coś więcej, niż tylko zdobywanie górskich szczytów. Rodzice i dzieci spotykają siebie i Pana Boga Podczas tych wypraw dzieje się coś więcej, niż tylko zdobywanie górskich szczytów. Rodzice i dzieci spotykają siebie i Pana Boga
Tatry po męsku

To przeżycie, które zostaje w sercu. „Tatry po męsku” to nie tylko wyprawa. Pomagają docenić to, co naprawdę ważne.

Wszystko zaczęło się w 2013 roku, kiedy podczas pierwszego wyjazdu w Tatry kazanie wygłosił ks. Piotr Pawlukiewicz. „Gdzie są ci mężczyźni, którzy jak Jan Paweł II chodzą z różańcem w ręku po górach i się modlą?” – zapytał. Jego słowa jednak nie były tylko pytaniem. Stały się też wezwaniem. Podjął je pan Mirosław Banach, założyciel inicjatywy „Tatry po męsku”.

Jaki ojciec, taki syn

Trasy dostosowane są do możliwości idących, a tempo zależy od grupy. Chodzi tylko o wspólne przeżywanie, szczytów do zdobycia nie brakuje. Dla jednych to dosłownie zdobycie góry, dla innych rozmowa, na którą przez lata brakowało czasu oraz odwagi.

– Podczas tych kilku dni można zachwycić się światem stworzonym przez Boga i obecnością ukochanej osoby – przyznaje pan Janusz Harazin, organizator wyjazdów. – Jako odpowiedzialny za organizację zwykle na tych wyjazdach jestem sam, bez swoich dzieci. Mam dwie córki i syna, więc siłą rzeczy mocno przeżywam, gdy patrzę na innych, np. ojca z córką, matkę z synem. Kiedy widzę ich na szlaku, jak rozmawiają, wspólnie idą, śmieją się, za każdym razem przypominają mi moją rodzinę. Myślę, co mogę jeszcze poprawić, jak mogę być lepszym ojcem. I choć nie ma najbliższych koło mnie, ten czas też zbliża mnie do nich.

– Ten wyjazd uświadomił mi, że jeśli będę dobrym ojcem, to mój syn także kiedyś będzie chciał być takim tatą – przyznaje jeden z uczestników wyprawy.

Na trasę wyruszają ochotnicy dosłownie z całej Polski. Każdy niesie rodzinny bagaż: swoje uczucia, emocje i oczekiwania. Do mężczyzn szybko dołączyli synowie, potem córki, stworzono osobne grupy dla matek, a nawet małżonków, którzy chcą razem wyjść na randkę w góry.

Pękające napięcia

– Dziewczynki często są bardziej zdeterminowane niż niektórzy chłopcy! Gorzej czasem z kondycją mam… – uśmiecha się pan Janusz Harazin. – Jedna z nich opowiadała mi kiedyś, że gdy nie mogła już iść wyżej, usiadły razem z córką i zaczęły rozmawiać. I to był ich moment. Nie chodzi przecież o zdobycie szczytu, ale o to, żeby zdobyć siebie nawzajem.

– Nam udało się wreszcie przełamać barierę, jaka między nami zaczęła się tworzyć – opowiada jeden z uczestników. – W drodze na szczyt miałem z ojcem szczerą rozmowę, która bardzo nas do siebie zbliżyła.

Często przyjeżdżają rodzice, którzy chcą coś odbudować: zaufanie, czas, który przegapili. Inni chcą po prostu pobyć razem. Na szlak wychodzą kilkuletnie dzieci, maluchy noszone na plecach, nastolatkowie, ale i trzydziestoletnie córki z ojcami, którzy są po sześćdziesiątce. I nagle… zaczynają się dziać cuda. – Jeden z ojców opowiadał, że przed wyjazdem jego relacja z córką właściwie nie istniała. W codziennym życiu brakowało czasu, rozmowy – opowiada pan Janusz. – Tutaj, w górach, choć na początku było widać pewne napięcie, już wkrótce coś pękło. Jakby spadł im kamień z serca. Zaczęli ze sobą rozmawiać, śmiać się, byli coraz bliżej, jakby zaczęli coś budować od nowa.

Błogosławienie dzieci

Dla wielu ważna jest też wspólna Msza, modlitwa, adoracja. Choć są i tacy, którzy pierwszy raz od dawna zobaczyli żywy Kościół. Nie tylko przytulili swoje dziecko, ale sami zostali przytuleni przez kochającego Ojca. Przekonali się też, jak ważne jest błogosławienie swoich dzieci. – I żebyśmy pamiętali, że nasz Ojciec w niebie każdemu z nas codziennie błogosławi – przyznaje jeden z uczestników.

Błogosławieństwo dziecka to stały i bardzo poruszający moment każdego wyjazdu. – Robimy to zwykle w sobotni wieczór – mówi pan Harazin. – Rodzic staje przy dziecku i modli się za nie. – Mój syn jest ministrantem i zwykle jest przy ołtarzu. To był czas, gdy mogliśmy modlić się obok siebie – opisywał jeden z ojców. – To było niezwykłe. Syn płakał razem ze mną i to nie były łzy smutku...

Jedno jest pewne: podczas tych wypraw dzieje się coś więcej, niż tylko zdobywanie górskich szczytów. Rodzice i dzieci spotykają siebie i Pana Boga. To najlepszy czas, najlepsze minuty podarowane swoim najbliższym.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
  • Zobacz więcej w bibliotece
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.