publikacja 18.06.2025 11:59
O świętym, który nie zdał łaciny, miał wyjątkowy kontakt z siostrą, i tłumach najbiedniejszych na jego pogrzebie rozmowa z panią Wandą Gawrońską, siostrzenicą Pier Giorgio Frassatiego.
Pier Giorgio Frassati z ukochaną siostrą Lucianą
Facebook Frassati
Mały Gość: Urodziła się Pani dwa lata po śmierci swojego wujka Pier Giorgia, czy w rodzinie mieliście o nim jakieś szczególne wspomnienia?
Wanda Gawrońska: W domu stały fotografie, owszem, ale nie uważaliśmy go za świętego. Z dzieciństwa pamiętam, że za każdym razem gdy przyjeżdżał dziadek, czyli ojciec Pier Giorgia, musieliśmy chować fotografie.
Dlaczego?
Bo bardzo mocno przeżył śmierć swego jedynego syna. Po jego tak wczesnej, nagłej śmierci nigdy już nie popatrzył na jego fotografie ani nie wypowiadał jego imienia. Jeżeli mówił o nim, to określał go jako „ten, którego już z nami nie ma…”.
Kiedy rodzina zauważyła, że Pier Giorgio był wyjątkowy?
Gdy tylko rozeszła się informacja, że nie żyje, do domu zaczęli przychodzić jacyś ludzie, żeby go pożegnać. A pogrzeb to było takie wydarzenie w Turynie, takie tłumy przyszły, że tramwaj nie mógł przejechać. Rodzina była zdziwiona tym, co się dzieje, tyle nieznajomych ludzi, kim oni są? A biedni pytali, kto to są ci bogaci? Bo kiedy Pier Giorgio przychodził do nich, nikt nie mówił skąd jest, gdzie mieszka, do jakiej rodziny należy, a należał do rodziny wtedy bardzo ważnej w Turynie, tata był właścicielem gazety, ambasadorem, senatorem.
Czyli w domu był dzieckiem takim jak inne, nie urodził się z aureolą?
Pier Giorgio był zwyczajnym, normalnym dzieckiem, bratem, synem. Nikt uważał, że był jakiś inny. Co nie zmienia faktu, że był dzieckiem wybranym przez Pana Boga, żeby być tym, kim był. To nie zależało od wychowania.
Jeżeli mały Pier Giorgio, który nie ma jeszcze pięciu lat, oddaje swoje buty dziecku biednej kobiety, która przyszła, by prosić o pomoc. I mówi jej „idź sobie szybko”, żeby tylko ktoś nie zauważył, żeby nie zabronił mu tego zrobić. To nie jest normalne. To nie zależało od wychowania. On nie był tak wychowany, żeby oddawać swoje rzeczy. Pan Bóg mu dał łaskę, a Pier Giorgio bardzo, bardzo pracował nad swoim charakterem.
Pani mama, a jego siostra, pewnie opowiadała Wam o wuju?
Najczęściej opowiadała takie historie z jego życia, które nas bawiły. Pamiętam, jak mówiła, że kiedyś weszła do jego pokoju, Pier Giorgio siedział przy biurku, a na nim był kot. „Bawisz się z kotem?” – zapytała moja mama. „Nie, uczę go, jak ma łapą zatykać usta, kiedy ziewa”– odpowiedział.
Jako rodzeństwo bardzo byli ze sobą związani?
Byli wychowani tak, żeby być zawsze razem. Ich mama, a moja babcia, nie robiła różnicy między nimi. Do tego stopnia, że chodzili do tej samej szkoły, do tej samej klasy i siedzieli w tej samej ławce. Mimo że między nimi był ponad rok różnicy. Ich mama chciała, żeby wszystko robili razem, żeby mogli na siebie liczyć. I była między nimi wyjątkowa więź.
A w szkole jakim był uczniem?
Starał się, ale nie był dobrym uczniem. W szkole podstawowej do domu przychodził nauczyciel i uczyli się razem z siostrą. Potem poszli do gimnazjum i w pierwszej klasie Pier Giorgio nie zdał z łaciny. Żeby nie stracić roku, mama wysłała go do jezuitów, do prywatnej szkoły. Tam mógł zrobić dwa lata w jednym roku i dzięki temu wrócił do tej samej klasy. Ale potem znowu nie zdał i znowu to się powtórzyło. Ale to była właściwie łaska…
Dlaczego?
Bo u jezuitów miał okazję pogłębić swoją wiarę. Tam pozwolili mu, a nawet zachęcali, żeby codziennie przyjmował Komunię św. Pier Giorgio miał wtedy 13 lat. W tamtych czasach to było coś wyjątkowego. Do tego stopnia, że mama nie chciała się zgodzić, ale nie na Komunię św., tylko nie chciała, żeby Komunia mu spowszedniała
Wujek Pier Giorgio wspiera Panią?
Wydaje mi się, że Pier Giorgio całą naszą rodzinę wspiera, wszyscy to odczuwamy. Czasem myślimy, jak to się stało, że coś było niemożliwe do przeżycia, a skończyło się dobrze. Niedawno moja siostra odpłynęła dość daleko łódką w morze, co jakiś czas wychodziła z niej, żeby się wykąpać i w pewnej chwili powiał silny wiatr. Pełne morze, daleko od brzegu, łódki nie było, a fale coraz większe. Wydawało się, że to koniec, że nie da rady dopłynąć do brzegu. I nagle pojawiła się duża łódź motorowa. Ktoś z niej zauważył jakiś dziwny punkt, ale pozostali zlekceważyli to i popłynęli dalej. Co ciekawe, tamten człowiek uparł się i prosił, żeby jednak wrócić i sprawdzić, co to. Gdyby nie to, moja siostra by utonęła. To na pewno była pomoc Pier Giorgio
Co chciałaby Pani powiedzieć naszym czytelnikom w imieniu Pier Giorgia?
On zawsze mówił, że być katolikiem to jest wielka łaska, że życie bez wiary to nie życie, lecz wegetacja, my nie możemy wegetować musimy żyć.
Dla Pier Giorgia ważne było włączanie się w politykę. Gdy miał 20 lat powstała katolicka partia ludowa założona przez księdza Sturzo. Od razu się zapisał, bo uważał że miłość, dobroć, pomoc innym nie wystarczą. Że są potrzebne odpowiednie reformy prawa, żeby polepszyć życie ludzi. Ale żeby były zgodne z nauką Kościoła i z Ewangelią, katolicy muszą się w to angażować. Zapisał się też do Pax Romana, ruchu katolickich studentów europejskich. To też było dla niego niezwykle istotne.
Ale przecież nie z tego był znany w Turynie…
Oczywiście. Pier Giorgio był bardzo obecny w życiu swojego miasta. Gdzie tylko było coś do zrobienia, on się w to włączał. Szpitale, strajki robotników, więzienia, biedni, szukający pracy. No i naturalnie na uniwersytecie. Jeśli gdzieś można było pomóc, mogłeś być pewny, że Pier Giorgio tam będzie. Kto czegoś potrzebował, to wiedział, że na niego mógł liczyć.
Zapytany przez kolegę, jak może chodzić po tych okropnie brudnych miejscach, gdzie mieszkali najbiedniejsi, odpowiedział „Chrystus mnie odwiedza codziennie w Komunii Świętej, to ja Mu się odwdzięczam, odwiedzając Jego ubogich”. I zawsze był radosny. Do swojej ukochanej siostry Luciany, mojej mamy, napisał w liście, że smutek powinien być wygnany z dusz katolików, to najgorsza ze wszystkich chorób. „Póki wiara daje mi siły, zawsze wesół”. To chciałabym zostawić czytelnikom „Małego Gościa” od Pier Giorgia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.