publikacja 21.03.2025 08:43
Jagiełło w ceglanej warowni był aż 36 razy. Tutaj przygotowywał się do wielkiej wojny z krzyżakami. Gościli tu też Kazimierz Wielki, Jagiellończyk i Zygmunt III Waza, ten z warszawskiej kolumny.
W łęczyckim zamku omawiano ostatnie szczegóły wielkiej wojny z krzyżakami
Roman Koszowski /Foto Gość
Czerwień cegły, z której królewski zamek wybudował Kazimierz Wielki, i zieleń okolicznych łąk to barwy tradycyjnego stroju łęczyckiego. Na pytanie, gdzie jest Łęczyca, odpowiedź pada: koło Łodzi. A przecież to Łódź leży na historycznej ziemi łęczyckiej. Senna dziś Łęczyca, pamiętająca czasy pierwszych Piastów, gościła królów, a wielka dziś Łódź była wtedy małą wioską.
Świadek wojen
Łęczyca wita nas sporym rynkiem. Za domami widać potężne ceglane mury. Co zaskakujące, zamek nie stoi na wielkim wzniesieniu, ale jakby na miejskim skwerze. – Dawniej był otoczony fosą – mówi nasz przewodnik, pan Jakub Prośniak. – Fosę zasilała świeża woda z płynącej tu kiedyś Bzury, więc w przypadku oblężenia można ją było czerpać bezpośrednio z rzeki – dodaje przewodnik.
Mijamy solidne mury i przez szeroką bramę wchodzimy na dziedziniec. Na wprost widać niewielki budynek. Dawniej zabudowania były znacznie większe i mieściły królewskie komnaty. Tu król Władysław Jagiełło podejmował ostatnie przygotowania przed Wielką Wojną z zakonem krzyżackim, która przyniosła zwycięstwo na polach Grunwaldu. Po wiktorii z kolei w zamku na wykup czekali ważniejsi krzyżaccy jeńcy. – Sprawy północnej granicy były dla Jagiełły niezwykle zajmujące, ponieważ odwiedził łęczycki zamek aż 36 razy – wyjaśnia pan Jakub. Poza nim w ceglanej warowni przebywali także Kazimierz Wielki, Kazimierz Jagiellończyk i raz, w drodze na swoją koronację w Krakowie, zamek odwiedził Zygmunt III Waza. Ten sam, który przygląda się dziś Warszawie ze swojej kolumny.
Zagadkowe łyżwy
W XVI wieku zamek po pożarach był w kiepskim stanie. Sprawujący wtedy swój urząd starosta łęczycki Jan Lutomierski przystąpił do remontu i budowy nowej części mieszkalnej, zwanej… domem nowym. Prace ukończono w 1563 roku. Zamek, nieużywany przez królów, był siedzibą starosty. W nowej części mieszczą się sale muzealne. Widać, jak długą historię ma osadnictwo na tym terenie. Na wystawie broń, ozdoby i topory, które, mimo że mają 1300 lat, są nadal ostre. – A do czego służyły te kości z nawierconymi otworami? – pytam. – To średniowieczne łyżwy. Zakładano je na buty – uśmiecha się drugi przewodnik, pan Krzysztof Baranowski. Wystarczy spojrzeć na mapę, by zrozumieć dlaczego właśnie w tej okolicy zbudowano gród, a następnie zamek i miasto. Tędy biegnie przesmyk zwany Pradoliną Warszawsko-Berlińską, łączący płaskim terenem te dwa miasta. Łęczyckie błota nad Bzurą były tak dogodne militarnie, że władze pruskie, które przejęły ziemię łęczycką po II rozbiorze, planowały nawet wznieść tu twierdzę, ale prace po obniżeniu zamkowych murów wstrzymano. Zamek wiele przeżył. W czasie potopu po krwawym szturmie zdobyli go Szwedzi, w 1769 roku nie utrzymali go konfederaci barscy, przegrywając z Rosjanami. W czasie walk w 1939 roku zamek był świadkiem odbicia miasta przez polskich żołnierzy w czasie wielkiej bitwy nad Bzurą.
Prawdziwy skarb
W kolejnej sali wita nas postać Krzyżaka w zbroi. Nie mogło zabraknąć także dwóch mieczy. Jeden z nich jest niezwykle ciekawy. To miecz półtoraręczny, z ledwie widocznym zarysem wilka. Tak znaczyła swoje wyroby wytwórnia w Passawie, która słynęła w całej Europie z doskonałej broni. Wzrok przyciąga również garnuszek pełen srebrnych monet. – To skarb ozorkowski. Właśnie w tym naczyniu znaleziono w 1972 roku te srebrne grosze praskie i grosze Kazimierza Wielkiego podczas wycinania starej gruszy – wyjaśnia przewodnik. Monet w garnuszku było ponad 2000. To jeden z największych skarbów późnośredniowiecznych groszy znaleziony na terenie Polski. Na jednej ze ścian widać także piękną polichromię z Chrystusem Pantokratorem. Oryginalną, pochodzącą z XII wieku, odkryto w znajdującej się kilka kilometrów od Łęczycy monumentalnej archikolegiacie w Tumie. Ten kościół, choć po licznych odbudowach, ma już ponad 800 lat.
Motyle jak malowane
Ruszamy dalej zamkowymi korytarzami. – To biurko ma pewną tajemnicę – wskazuje drewniany mebel pan Krzysztof. – Wystarczy wyjąć przegrody na listy, by znaleźć tajną skrytkę, o której wiedział tylko właściciel biurka i oczywiście jego twórca. Obok zegar, który nie chce chodzić. Był już kilka razy wożony do zegarmistrza, gdzie działa idealnie, ale po powrocie do zamku znów się zatrzymuje. W kolejnej sali na ścianie najcenniejszy eksponat muzeum: obraz Jacka Malczewskiego „Motyle”. Są tak doskonale namalowane, że wiosną, gdy okno jest otwarte, przylatują do niego prawdziwe motyle.
Wąskim przejściem i stromymi schodami wewnątrz zamkowych murów ruszamy na kolejne piętro. Tu cała kolekcja związana z diabłem Borutą. Według legendy potężny drwal Boruta, w czasie gdy budowano zamek, pomógł królowi Kazimierzowi Wielkiemu wydostać się z okolicznych mokradeł. Siłacz własnymi rękami wydobył karetę wraz z królem z błota. Król w zamian obiecał mu oddać zamek. W kolejnych ludowych opowieściach młodzieniec został, obok Rokity, najsłynniejszym polskim diabłem i stał się symbolem Łęczycy. Najczęściej przedstawiany jest jako wąsaty szlachcic. Na koniec podróży ruszamy jeszcze na wieżę. Widoczne z zewnątrz ubytki w jej murze to nie efekt starości, a pozostałość po rusztowaniu, czyli ciekawa pamiątka po budowniczych.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
już od 14,90 zł