Uczenie przez leczenie

Adam Śliwa

|

Mały Gość 4/2025

publikacja 21.03.2025 08:43

Budynek szpitalny, oddziały i dźwięk aparatury. Zamiast lekarzy są dzieci. Reanimują, zaglądają do środka żyły, a nawet przeprowadzają operacje.

Na szczęście podczas operacji błąd kończy się tylko przegranym zadaniem,  a nie konsekwencjami  dla pacjenta Na szczęście podczas operacji błąd kończy się tylko przegranym zadaniem, a nie konsekwencjami dla pacjenta
Roman Koszowski /Foto Gość

Z zewnątrz piękny, ceglany budynek. W środku sale jak w nowoczesnym szpitalu, ale bez łóżek. Znajdziemy za to przeróżne urządzenia, ekrany i zadania, które poprowadzą przez podróż po ciele człowieka, chorobach i sposobach leczenia. Dobra zabawa, ale i spora porcja wiedzy. Jednym słowem edukatorium.

Pacjent uratowany

Ruszamy korytarzem. Przy jednym z ekranów grupa uczniów decyduje o kolejnych czynnościach przy pacjencie przywiezionym na oddział ratunkowy. Na szczęście tu można naprawić każdy błąd. Obok w małym pokoiku widać wnętrze karetki. Głos z głośnika alarmuje, że serce pacjenta przestało bić. Na wymalowany kontur człowieka trzeba przymocować elektrody, co wcale nie jest łatwe, a głos w głośniku przypomina, że trzeba się śpieszyć. Uff, udało się! I choć to tylko na niby, to jednak satysfakcja z dobrze wykonanego zadania jest jak najbardziej prawdziwa.

Ruszamy dalej. Przed nami 4 piętra szpitalnych korytarzy. – Cała wystawa, jak w prawdziwym szpitalu, podzielona jest na oddziały – wyjaśnia nasza pani przewodnik, Karolina Kozar. Ortopedia i traumatologia, neurologia, kardiologia, chirurgia, onkologia, okulistyka czy najtrudniejsza do wymówienia otorynolaryngologia to na razie bardzo tajemnicze nazwy, lecz na każdym oddziale szybko udaje się odnaleźć, o co chodzi. Na ortopedii widzimy różne metody leczenia złamań. Na ekranie już czeka gra. Motocyklista pędzi krętą drogą. Po chwili wywraca się. Jego ręka jest sina, a komputer pyta, czy to złamanie, czy zwichniecie. Moja odpowiedź niestety jest błędna, więc chyba najpierw trzeba jednak przeczytać na sąsiedniej planszy o prawidłowej diagnostyce. Po kilku pierwszych oddziałach czas na chwilę odpoczynku w… żyle. Słychać bicie serca. Tu można wygodnie usiąść na miękkich płytkach krwi i zregenerować siły.

Dobry doktor

Edukatorium Juliusz powstało w autentycznym dawnym szpitalu. Jeszcze 20 lat temu w tych salach leżeli pacjenci. Prezentowane na ostatnim piętrze szpitalne łóżko i lampa operacyjna to jedne z wielu pamiątek po dawnym wyposażeniu. Szpital Juliusz otwarto w Rybniku w 1869 roku. Cztery lata wcześniej zmarł jego pomysłodawca Juliusz Roger, który chciał stworzyć w mieście szpital dla kobiet. Ten lekarz, społecznik, miłośnik śląskiej tradycji ludowej i… chrząszczy, jako młody człowiek miał leczyć ludzkiego ducha jako benedyktyn. Wybrał jednak drogę leczenia ciała i skończył medycynę w Tybindze, a potem specjalizację okulistyczną w Wiedniu.

Za słowem okulistyka kryje się jeszcze jedna ciekawostka w dawnym szpitalu. Gdy otwierano muzeum, profesor okulistyki Dorota Pojda-Wilczek przekazała całe dawne wyposażenie gabinetu swojego dziadka Konrada i ojca Stefana. Szafy ze szkłami do okularów i skomplikowane przyrządy z początków zeszłego wieku to prawdziwy skarb. Obok na wystawie możemy zajrzeć także do miniaturowych gabinetów dawnych medyków, poćwiczyć na starym urządzeniu rehabilitacyjnym, a nawet przestraszyć się lekarza z czasów zarazy.

Operacja i emocje

Na kolejnych oddziałach można odkryć tajniki ludzkiego słuchu i węchu, zobaczyć wielką wątrobę i siłą własnego umysłu przesunąć piłeczkę. Dozując odpowiednie hormony, można też zobaczyć, jakie tworzą uczucia i emocje. – Prowadzimy w Juliuszu wiele warsztatów i spotkań, na przykład z psychologiem, który pomaga, gdy w klasie szkolnej są problemy – dodaje pani przewodnik.

W jednej z sal można poczuć się jak prawdziwy specjalista, używając laparoskopu, czyli urządzenia pozwalającego przeprowadzić zabieg za pomocą kamery i specjalnych narzędzi. Obsługiwanie szczypiec, aby nawinąć sznurek, to prawdziwe wyzwanie dla cierpliwości. Nagle słychać szum powietrza. To ludzkie płuca pompują pracowicie tlen, a więc trafiliśmy na oddział pulmonologiczny. – Podczas zajęć dzieci z worków i rurek tworzą także własny model płuc, aby zobaczyć, jak one działają – dodaje pani Karolina.

Docieramy w końcu na salę operacyjną. Na stole leży pacjent, a na ekranie czeka już zadanie. Trzeba wybrać jedną z ról – chirurga, instrumentariuszki lub anestezjologa. Wybieram chirurga i… zaczynam operację wycięcia woreczka żółciowego. Brzmi skomplikowanie i takie jest, ale dzięki wskazówkom operacja kończy się sukcesem. Na zakończenie można jeszcze ułożyć odpowiednio do swojego wieku i aktywności plan zdrowej diety, aby do takiego prawdziwego szpitala trafiać jak najrzadziej.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
  • Zobacz więcej w bibliotece
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.