publikacja 19.12.2024 10:30
Każda grupa ma swojego lidera i patrona. Jest też prezes i są wiceprezesi. Umowa zlecenie, wypłata raz w roku. Fantastyczne warunki pracy.
Najmłodszy ministrant jest w zerówce, najstarszy ma 25 lat
Roman Koszowski /Foto Gość
Aż 93 chłopaków z 1,6 tys. parafian zgodziło się na taką umowę – śmieje się ks. Mariusz Wrzesiński, sercanin i opiekun ministrantów. Najmłodszy – Janek – jest z zerówki, najstarszy – Damian – ma 25 lat. Służą w dwóch kościołach diecezji tarnowskiej – we Florynce przy Sercu Pana Jezusa i na Wawrzce u Matki Bożej Szkaplerznej.
Mama się zgodziła
Ministranci na Wawrzce sami przygotowują wszystko do Mszy Świętej. – Bardzo to cenię – mówi ks. Mariusz. – We Florynce mamy siostrę zakonną, która opiekuje się zakrystią i ministrantami.
– Jak to się dzieje, że w tak małej parafii jest tak wielu ministrantów? – pytam. – Nie wiem, dlaczego tak się stało. Wiem, że dziś do każdego trzeba podchodzić bardzo indywidualnie. Kiedy widzę jakichś chłopaków w kościele, to potem w szkole zagaduję ich. Bardzo dobrym momentem jest też kolęda. Zawsze mówię: dam ci fantastyczne warunki pracy: umowa zlecenie i raz w roku, po kolędzie, wypłata – śmieje się ks. Mariusz. – Prawdą jest też, że oni nawzajem zachęcają się do służby. Młodszy brat patrzy na starszego i wstępuje do ministrantury. Namawiają się też w klasie. Taki Bartek od trzeciej klasy próbował przekonać mamę, że chce zostać ministrantem. Teraz już jest w siódmej klasie. Pewnego dnia przyszedł do zakrystii i powiedział: „Chcę zostać ministrantem”. „Mama się zgodziła, jak to zrobiłeś?” – zapytałem. „Ostatnio ksiądz powiedział takie kazanie o ministrantach, że chociaż się wiercą, to są najodważniejszymi ludźmi w kościele. Są najbliżej ołtarza i nie wstydzą się tego, nie wstydzą się Jezusa. Wróciłem do domu, wszystko powiedziałem mamie, i jestem”.
– W jednym tygodniu miał przyjęcie na ministranta, w międzyczasie kończył kurs lektorski i tydzień później był przyjęty na lektora – cieszy się ksiądz.
Piąty na „F”
Mateusz jest prezesem. Tak jak Kacper służy już osiem lat przy ołtarzu. – U nas to rodzinne, ministrantami zostaje pokolenie za pokoleniem – mówią obydwaj. – Gdy byliśmy młodsi, widzieliśmy tych starszych przy ołtarzu. Zawsze nas to fascynowało – przyznaje Mateusz, który niedawno świętował swoje urodziny. Właśnie ministranci zaskoczyli swojego prezesa prezentem i życzeniami. Razem śpiewamy „Sto lat”.
Ksiądz opiekun organizuje wiele atrakcji dla ministrantów. Jest z nimi. – To jest bardzo fajne – przyznaje lektor Mikołaj z siódmej klasy, który gra na trąbce. Co piątek razem z orkiestrą ma próbę w domu kultury.
– Jeździmy z księdzem na wycieczki, na turnieje piłki nożnej… Lubię grać i dobrze mi to idzie – cieszy się Hubert z trzeciej klasy. – Na jakiej pozycji zazwyczaj grasz? – pytam. – Na dobrej… – odpowiada zadowolony. Krzyśka namówili koledzy, gdy miał dziesięć lat. – Nie żałuję – zapewnia. Dziś chodzi do siódmej klasy i jest lektorem. Dominik, też siódmoklasista, najbardziej lubi rozkładać kielich i chodzić z pateną. – Teraz jest już dobrze – przyznaje – ale za pierwszym razem był stres…
Podobnie Feliks, który z kolei lubi czytać słowo Boże. Teraz już nie czuje stresu, ale za pierwszym razem… Jest piątym chłopakiem w rodzinie, który służy przy ołtarzu. – Wszyscy moi bracia służyli i wszyscy mamy imię na „f” – uśmiecha się.
Bartek z trzeciej klasy lubi czytać i uderzać w gong. Musi sobie podstawić stołeczek, ustawić mikrofon, żeby go było dobrze widać i słychać. – Inaczej przeżywa się Mszę przy ołtarzu, niż siedząc w ławkach – mówi Hubert, licealista. – Najważniejsza jest bliskość Boga i ołtarza.
Milion kroków
Ministranci co tydzień grają w piłkę nożną. Najstarsi już trzy razy zdobyli Puchar Księdza Prowincjała Księży Sercanów. – Dla mnie to najbardziej dramatyczne dni w roku – śmieje się ks. Mariusz. – Zdzieram wtedy gardło, robię milion kroków, ale wiem, że trzeba tam z nimi być. Na turniej wystawiamy aż pięć drużyn.
Ministranci z Florynki nie mieszczą się w zakrystii. – Kiedyś była tu cerkiew, a cerkwie nie miały zakrystii – tłumaczy ks. Mariusz. – Albo miały je bardzo małe. Nasza zakrystia dzieli się na dolną i górną. W dolnej jest szafa z albami dla księży, szafarzy i prezesów. W górnej alby mają ministranci.
Ponieważ nie mieszczą się w zakrystii, przed Mszą idą modlić się na kościół.
Jest ich tak dużo, że czasem nie potrafią dopchać się do funkcji. – Niektórzy specjalnie przychodzą pół godziny przed Mszą, żeby sobie coś zająć. Czasem już w szkole podchodzą do mnie i mówią: „Ja dziś podczas adoracji zaklepuję ogień” – tłumaczy ksiądz opiekun.
– Dbamy też o strój, by przy ołtarzu byli ładnie ubrani. W tygodniu, wiadomo, przychodzą po szkole, więc to trudne, ale w niedzielę – biała koszula, sweter, porządne buty. Za strój są dodatkowe punkty – uśmiecha się ksiądz. – Zdarza im się oczywiście o coś pokłócić w zakrystii. To wojownicy, mocno stoją za sobą. Wspierają się i szanują. Jak w rodzinie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.