Knot, kapelusz i szajba

Adam Śliwa

publikacja 19.10.2023 14:48

Pod sufitem jak na karuzeli wiszą białe świece. Co kilka minut oblewane są parafiną albo gorącym woskiem. Są coraz grubsze i całkiem gładkie.

Gotowe świece, póki są gorące trzeba szybko pociąć.  Gdy się zwleka i zastygną  przy odwijaniu popękają Gotowe świece, póki są gorące trzeba szybko pociąć. Gdy się zwleka i zastygną przy odwijaniu popękają
zdjęcia henryk przondziono /foto gość

Wytwarzanie świec zwano dawniej laniem światła. Początkowo robiono je z wosku pszczelego. Dużo (choć nie wszystko) zmieniło się, gdy z ropy naftowej pozyskano parafinę. Aby świeca ładnie i równo się paliła, a jednocześnie pięknie wyglądała, potrzeba sporo umiejętności. Świece z krakowskiej wytwórni cenione są bardzo. Można je zobaczyć m.in. w „Koronie Królów” czy „Stuleciu Winnych”. Tu wytwarza się je tak samo jak setki lat temu.

Ze szpuli na szpulę

Na środku znajduje się metalowa wanienka z płynną parafiną, wyglądającą trochę jak mętna woda. Wanienka ma podwójne ścianki, a przestrzeń między nimi wypełniona jest podgrzewanym olejem. Dzięki temu może on dłużej oddawać ciepło i podgrzewać parafinę. – Wystarczy temperatura ok. 70 stopni Celsjusza – tłumaczy pan Paweł, nawijając bawełniany knot na wielką szpulę stojącą obok wanienki. Po drugiej stronie stoi taka sama drewniana szpula. Jeden koniec knota zanurza się w wanience, przewleka przez metalową tarczę (tzw. szajbę) z coraz większymi otworami i zawija na drugi bęben. Panowie Paweł i Krzysztof kręcą szpulami, a knot, zanurzając się i chlapiąc parafiną, przechodzi na drugą szpulę. I zmiana. Teraz knot przechodzi przez większy otwór w szajbie, a parafina, oblepiając knot kolejnymi warstwami, pozwala przyszłej świecy się pogrubiać. – Musimy się spieszyć, bo jeśli na szpuli wszystko wystygnie, to się połamie i trzeba będzie zaczynać od nowa – wyjaśnia pan Paweł.

Lanie światła

Panowie tworzą właśnie cieniutkie świeczki, więc na efekt czekamy tylko dwie godziny. Długa świeca nawinięta na szpulę wygląda zabawnie. Teraz – równie szybko – za pomocą gilotyny trzeba świecę podzielić na mniejsze. – Jutro włożymy je do gorącej wody, aby znów zmiękły, i rozwałkujemy je ręką, aby były proste – wyjaśnia pan Paweł. Ostatnim etapem jest sztucowanie, czyli odcinanie świec tak, by wydobyć knot. Następnego dnia będą gotowe. Grubsze czeka jeszcze jeden zabieg. Ruszamy do... kapelusza. To duża okrągła wanna ogrzewana olejem. Pod sufitem na czymś w rodzaju karuzeli wiszą białe świece. Obok pan Marek wprawnym ruchem okręca je i polewa... wodą? – To parafina, tylko cieplejsza niż w poprzedniej wanience, więc rzeczywiście przypomina wodę – wyjaśnia rzemieślnik. Co kilka minut świece oblewa się parafiną lub gorącym woskiem. Dzięki temu są coraz grubsze i zupełnie gładkie. Doświadczenie podpowiada, kiedy jest odpowiedni moment na ponowne oblanie świecy. Jeśli zrobi się to zbyt szybko, roztopi się poprzednia warstwa, jeśli zbyt późno – powstaną zacieki.

Oblewane paschały

Wielkie paschały oblewa się tak samo. – Gdy robimy największy, mierzący 180 cm, wisi prawie pod sufitem. Zawsze boję się, żeby się nie urwał – przyznaje pan Marek. A to się zdarza… Chlapnięcie gorącą parafiną nie należy do przyjemnych. – Pamiętam, gdy oblewałem woskiem taki właśnie duży paschał. Po kolejnej warstwie wyszedłem na chwilę. Kiedy wróciłem, zobaczyłem, że jest jakoś dziwnie długi. Okazało się, że świeca się urwała, wpadła do wiadra z woskiem i tak zastygła w pionie – wspomina nasz przewodnik. – Całą pracę trzeba było zaczynać od nowa. Trzon grubych paschałów tworzy się w formie. W metalowej tubie zawiesza się knot i całość zalewa. Po wyschnięciu wyjmuje się go i rozpoczyna oblewanie. Knot w świecy nie jest przypadkowy. Jeżeli zapalimy świecę i płomień zgaśnie po wypaleniu się samego środka, to znaczy, że knot był źle dobrany. – Świeca powinna się spalać równomiernie – tłumaczy pani Agnieszka Kędziołek, pokazując świece płonące już kilkadziesiąt godzin. Im grubsza świeca, tym grubszy powinien być knot. Do filmów tworzy się też świece z dwoma knotami, a nawet z trzema, aby dawały więcej światła.

Malowane i tankowane

Gładkie świece w dekoratorni stają się dziełami sztuki. Tam są odpowiednio ozdabiane: na chrzest, gromnice, ołtarzowe, paschały. Najprostszymi ozdobami są zwykłe naklejki, ale dużo ciekawsze są świece malowane. – Maluję rysikiem zanurzonym w rozgrzanej, barwionej parafinie – wyjaśnia pani Joanna Wasilewska. Trzeba dużej wprawy, aby stygnącą parafiną szybko namalować skrzydła gołębicy czy krople krwi z cierniowej korony. W połączeniu z farbami akrylowymi powstają całe obrazy choinek, kwiatów, a nawet jesiennych grzybów. Nie jest to łatwe, bo świeca nie jest płaska jak kartka papieru. – Wymaga to nawet siły, kiedy duży paschał trzeba trzymać w ręce i jeszcze obracać – dodaje pani Joanna. Wśród świec są też „oszukane”, czyli olejowe. Kartonową rurkę tak samo oblewa się parafiną, ale zamiast samego knota wkłada się do nich zbiornik na olej i knot. Taka świeca się nie spala, tylko trzeba ją tankować.

Błażejka

To dwie zakręcone świece wykorzystywane 3 lutego, we wspomnienie św. Błażeja. Przykłada się je do gardła i modli o wstawiennictwo świętego, by chronił przed chorobami górnych dróg oddechowych. Św. Błażej był lekarzem, zakonnikiem i biskupem. Kiedyś uzdrowił chłopca duszącego się ością, która utkwiła mu w gardle.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.