Ksiądz z osiedla

Agata Ślusarczyk

publikacja 19.10.2023 14:39

Przekonywał, że będzie miał żonę i dużo dzieci. Wydawało się, że ma to z Bogiem „dogadane”. Czegoś mu jednak wciąż brakowało...

Chciał być misjonarzem  w Meksyku, został wikarym w Elblągu. Od trzech lat posługuje w podwarszawskim Piastowie Chciał być misjonarzem w Meksyku, został wikarym w Elblągu. Od trzech lat posługuje w podwarszawskim Piastowie
zdjęcia facebook

Taki chłopak z sąsiedztwa, tyle że w koloratce – mówi o sobie. Ma swój profil w mediach społecznościowych. Śledzą go tysiące internautów. Księdza Rafała Główczyńskiego, salwatorianina, wikariusza w parafii św. Michała Archanioła w podwarszawskim Piastowie i katechetę w podstawówce i liceum, pytam: – Jak to się stało, że został ksiądz „Księdzem z osiedla”?

Dobra, Jezu, spróbuję

– Moja historia jest trochę śmieszna – zaczyna rozmowę salwatorianin. – Bo tak naprawdę wcale nie chciałem zostać księdzem. Wychowałem się na jednym z warszawskich osiedli – opowiada. – Co tydzień szedłem do kościoła. Starałem się modlić, chociaż krótko. Moja wiara zmieniła się, gdy zacząłem chodzić na pielgrzymki. Ale nie od razu, na początku – zawsze to podkreślam – byłem „uczestnikiem obozu wędrownego z dobrym wyżywieniem i towarzystwem”. A co było potem? – dopytuję. – Zacząłem studia, socjologię w warszawskiej Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Miałem wielu znajomych, były imprezy, spotkania, rodzice kupili mi mieszkanie. Przekonywałem Boga, że będę miał żonę i dużo dzieci. Przez jakiś czas wydawało mi się, że mam to z Nim „dogadane”. Żyło mi się bardzo fajnie. Ale wewnętrznie… czułem pustkę. Czegoś mi brakowało. Wtedy nie rozumiałem, że tę pustkę może wypełnić tylko Bóg. Pewnego razu nie wytrzymałem. Powiedziałem: „Dobra, Panie Jezu, spróbuję!”.

W niezłym Bagnie

Na pielgrzymkach do Częstochowy poznał salwatorianów. – Byli tacy otwarci i serdeczni – wspomina. – Wtedy zrozumiałem, że ksiądz wcale nie musi być nudny, że może być gościem z pasją, z którym o wszystkim można pogadać. Pod drzwi seminarium zawiozła go mama. – Była trochę przerażona moją decyzją, na dodatek Wyższe Seminarium Duchowne Salwatorianów mieści się w miejscowości Bagno – uśmiecha się ksiądz Rafał. – „No, to znalazłem się w niezłym bagnie”, zażartowałem. Ksiądz Rafał jest wikarym i katechetą, opiekuje się młodzieżą z Ruchu Młodzieży Salwatoriańskiej. – Prosiłem Boga, żeby moje kapłańskie życie nie ograniczało się do odprawienia Mszy św., spowiedzi i pracy w parafii – mówi. – Pewnego razu moja uczennica dodała mnie do jednej z grup na Facebooku. Było tam 20 tys. osób. Przedstawiłem się, że jestem księdzem, że nie piję alkoholu, ale jak ktoś chce ze mną pogadać, zapraszam. Mój wpis polubiło 2 tys. osób. I tak się zaczęła moja obecność w sieci. Na TikToku założyłem profil „Ksiądz z osiedla”, czyli chłopak z sąsiedztwa, tylko że w koloratce. Sam wychowałem się na warszawskim osiedlu i problemy nastolatków są mi bliskie.

Nauka klękania

Profil „Ksiądz z osiedla” obserwują tysiące internautów. Ksiądz Rafał opowiada o swojej codzienności i odpowiada na pytania dotyczące wiary. Nagranie, jak prawidłowo klękać w kościele, jak zachować się przed ołtarzem, podczas komunii czy mijając tabernakulum, ma ponad trzy i pół miliona wyświetleń. To jak dotąd najpopularniejszy filmik księdza Rafała. Internauci cenią także serię „Spowiedź księdza”, kiedy odpowiada na ich przeróżne pytania. Poza tym w internecie zaprasza też młodzież na wyjazdy, wycieczki, pielgrzymki i proponuje udział w akcjach charytatywnych. – Internet to dla mnie miejsce siania ziaren Ewangelii – mówi. – Dzięki mediom społecznościowym mogę dotrzeć do młodych, których nie ma w kościele.

Spotkanie na „schodkach”

„Jeśli chcesz, ze mną pogadać, zapraszam pod most” – napisał na początku lata ksiądz Rafał. – Przez całe wakacje pod mostem Świętokrzyskim organizowałem imprezy. Brałem głośnik, ekipę i szedłem tam, gdzie w Warszawie spotykają się młodzi – na „schodki” nad Wisłę. Impreza to tylko wędka, na którą mogę złowić młodych – opowiada. – Belgijkę czy „Góry do góry” tańczyło w ciepłe, letnie wieczory nawet kilkaset osób. – Większość nie wierzyła, że jestem księdzem. Byli w szoku. Teraz młodzież spod mostu spotyka się w mojej parafii, w grupie „Ekipa spod mostu”. Rozmawiamy o Bogu, szukamy odpowiedzi na pytania. To dla mnie kolejny dowód, że Bóg ma różne sposoby na to, żeby nas do siebie przyprowadzić. I że w życiu nie ma przypadków. Także w moim. Chciałem wyjechać na misję do Meksyku, a zostałem wysłany na pierwszą parafię do Elbląga. Ja całe życie mieszkałem przy ulicy Elbląskiej w Warszawie. Pan Bóg ma poczucie humoru...

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.