Zielone mamby na dzień dobry

Krzysztof Błażyca

publikacja 20.09.2023 10:28

W sercu Afryki, w Munyonyo, splatają się historie św. Franciszka i afrykańskich świętych.

O. Piotr „Mpiima” Dąbek (z lewej) i o. Józek „Mulindwa” Matuła na jeepie przy jednej z kaplic dojazdowych misji w Kakooge O. Piotr „Mpiima” Dąbek (z lewej) i o. Józek „Mulindwa” Matuła na jeepie przy jednej z kaplic dojazdowych misji w Kakooge
Krzysztof Błażyca /foto gość

Z Krakowa przybyli do Ugandy. Był rok 2001. W wiejskim Kakooge założyli misję. Przy misji powstały szpital i szkoła techniczna – jedna z najlepszych w Ugandzie. Dziewczęta uczą się tu krawiectwa, cateringu i fryzjerstwa. Chłopcy obróbki metali, stolarstwa, rolnictwa. Przy szkole powstała też ekologiczna farma. Kilka lat później, niedaleko stolicy Ugandy, Kampali, powstała misja w Matugga. I kolejna szkoła, przedszkole, a niedawno szpital. W Munyonyo nad Jeziorem Wiktorii wybudowali sanktuarium. Tysiące osób, nie tylko z Ugandy, odwiedza to miejsce i franciszkanów.

Węże i medal

Franciszkanie to tutaj „grey friars” (szarzy bracia). – Takie były pierwotnie nasze habity. Nie brązowe, nie czarne, tylko szare – wyjaśnia ojciec Wojtek Ulman, kustosz sanktuarium. Gdy franciszkanie przybyli do Munyonyo, były tam tylko drzewa, bagna i... węże. Biskup powiedział misjonarzom: „Waszą pierwszą misją jest oczyścić ten teren z węży”. – Z tego mangowca, pod którym siedzimy – wspomina ojciec Marian Gołąb – wprost spadały czasem zielone mamby. Odkąd franciszkanie przybyli do Ugandy, wiele się wydarzyło. Ludzie widzą, ile dobra otrzymują od misjonarzy. Franciszkanie pobudowali szkoły, przedszkola, szpitale i przede wszystkim sanktuarium. – To ludzi zachęca i przekonuje – przyznaje ojciec Wojtek, którego przyjaciele nazywają „Bob budowniczy”. Ojciec Wojtek otrzymał nawet ugandyjskie obywatelstwo, a od polskiego ambasadora medal „Bene merito” (łac. Dobrze zasłużonemu) „za działalność wzmacniającą pozycję Polski na arenie międzynarodowej”. – To nie tylko dla mnie – mówi ojciec Wojtek. – To dla wszystkich współbraci franciszkanów w Ugandzie.  

Chłopiec z rowu

Gdy przed laty o. Wojtek pracował w Matudze, miał problem z lokalnymi czarownikami, zresztą nie on jeden. Czary to w Afryce poważny i groźny kłopot. A ofiarami czarowników często padają dzieci. Kiedyś poszliśmy z o. Wojtkiem na górę zamieszkaną przez czarownika. Pod skałą były jeszcze pozostałości po magicznych praktykach: kawałek koźlej skóry, kości... „Chcę tu postawić krzyż, aby górował nad miastem i żeby oni przestali wykorzystywać ludzi” – powiedziałem wtedy. Dziś oświetlony krucyfiks góruje nad miastem. – Chcemy być z ludźmi nie tylko duchowo , ale też pomagać wtedy, gdy ciało choruje, Tak misjonarze zawsze robili i dalej tak robią – dodaje ojciec Adam Klag, proboszcz misji w Matudze, gdzie franciszkanie wybudowali szpital. Razem odwiedzamy Beatrice i Amosa, i ich córeczkę Juliet. Rodzina zaopiekowała się bezdomnym chłopcem. – Babcia znalazła chłopca w rowie i przyniosła do domu – opowiada Juliet. – Gdyby nie to, dziecko umarłoby przy drodze albo zjadłyby je psy... – zamyśla się misjonarz. – Sami mają niewiele, ale nie zastanawiali się, czy pomóc malcowi – dodaje. – Dzięki dobrym ludziom możemy ich wspomóc, opłacać szkołę. W stolicy są setki porzuconych dzieci – przyznaje.

Franciszkański boom

Polscy franciszkanie zapalili iskrę. Teraz czas na Ugandyjczyków. A nie brakuje ich w franciszkańskim zgromadzeniu. Nawet 50 młodych ludzi w ciągu roku zgłasza się do zakonu. W Kakooge, gdzie powstała pierwsza franciszkańska misja, mają postulat, czyli pierwszy etap formacji. A w Munyonyo, obok sanktuarium, seminarium, gdzie studiują. – Jako franciszkanie jesteśmy obecni na portalach społecznościowych. Nie ma więc problemów z dostępem do informacji o nas – mówi ojciec Marcin Załuski, odpowiedzialny za formację. Bracia przybliżają kandydatom życie zakonne w duchu św. Franciszka z Asyżu. Zanim ktoś zostanie przyjęty do zgromadzenia, musi uczestniczyć w wielu spotkaniach organizowanych przez franciszkanów i dwa razy w roku w pięciodniowych rekolekcjach. – Jeśli dotrwają do końca, to z czasem będą pracować na tej misji – mówią polscy franciszkanie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.