Fryzjer chodzi z Bogiem

Agata Ślusarczyk

publikacja 20.06.2023 12:29

Pokonał 5600 kilometrów. Pieszo. Nie miał pieniędzy ani karty kredytowej. Zabrał tylko plecak, śpiwór i… gitarę. Drogę do Fatimy zawierzył Maryi.

Fryzjer chodzi z Bogiem Facebook Pod opieką Boga

– Halo, tu pielgrzym z Fatimy – słyszę radosny głos młodego mężczyzny. – Tak się zawsze przedstawiam. Nauczyłem się wymawiać słowo „pielgrzym” prawie we wszystkich językach – uśmiecha się. – Odkąd wyruszyłem z rodzinnego domu w Sejnach na Podlasiu, idę pieszo przez świat – mówi Jakub Karłowicz. – Moim celem jest Fatima. Idę prosić Matkę Bożą o pokój na świecie, którego dziś tak bardzo brakuje.

Golibroda z gitarą   
Jakub ma 23 lata, jest golibrodą i męskim fryzjerem. Pracuje w Łomży w zakładzie fryzjerskim. – Jak to się stało, że fryzjer został pielgrzymem? – pytam. – W zasadzie od dziecka pielgrzymuję. Na pierwszą pielgrzymkę poszedłem w intencji mojego chorego brata. Miałem wtedy osiem lat – wspomina. – Od tamtej pory co roku całą rodziną pielgrzymujemy do Matki Bożej Ostrobramskiej w Wilnie. – A kiedy zrodził się pomysł, by wyruszyć dalej? – dopytuję. – Choć z moją wiarą bywało różnie, zawsze chciałem iść na pielgrzymkę „pod opieką Boga”, bez zbędnych rzeczy, nawet bez pieniędzy, tylko z zaufaniem, że Bóg się o mnie zatroszczy – opowiada. – W Piśmie Świętym jest przecież napisane: „Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać” – dodaje. – I wiele razy się o tym przekonałem.
Jakub przemierzył już szlak z Sejn do grobu św. Jakuba w Hiszpanii i z powrotem – razem 4 tysiące kilometrów. W zeszłym roku, 17 lipca, wyruszył do Fatimy. – Spakowałem nożyce, maszynkę do golenia, grzebienie i powiedziałem w pracy, że wracam za rok – opowiada pielgrzym. – Po co zestaw fryzjerski? – dziwię się. – Na wszelki wypadek, gdybym znalazł się w kłopotach i pilnie potrzebował pieniędzy np. na nowe buty. Ale odkąd idę, jeszcze nigdy nie musiałem zarabiać, by przeżyć.

Trzydzieści złotych na drogę
Czasami zdarza się Jakubowi, że komuś obetnie włosy. – Ale nie dla pieniędzy – tłumaczy. – W ten sposób mogę się odwdzięczyć za okazaną mi pomoc nie tylko modlitwą – dodaje. Wielu jest życzliwych, którzy pomagają Jakubowi. – Dlatego na Facebooku założyłem profil „Pod opieką Boga” i na bieżąco zamieszczam relacje z pielgrzymki, dzielę się tym, jak Bóg mnie prowadzi.
Wyruszając z Sejn, Jakub miał przy sobie tylko dokumenty, śpiwór, karimatę, Pismo Święte, różaniec, telefon i gitarę. A w kieszeni… 30 zł. I to tylko dlatego, że tam już były wcześniej. – Postanowiłem, że o wszystko, co będzie mi potrzebne w drodze, będę prosił Boga – mówi. – I wszystko mam. Nie chodzę głodny. Ludzie, których spotykam i  którym opowiadam o swoim pielgrzymowaniu, dają mi jedzenie, czasem zabiorą na zakupy, zaproponują nocleg albo zapłacą za hotel. Oczywiście zdarza się, że śpię pod gołym niebem, wtedy cieszę się, że mogę oglądać gwiazdy – śmieje się. – Kiedyś popsuł mi się futerał na gitarę. Powiedziałem o tym Panu Bogu i… spotkałem księdza, który podarował mi swój futerał.

Uśmiechem zdobyte serca  
Jakub w drodze do Fatimy przemierzył już 10 krajów. Najpierw Słowację, potem Węgry i stamtąd przez Serbię ruszył do Medjugorja w Bośni i Hercegowinie – dotarł tam 12 września, dokładnie w dzień imienin Matki Bożej. – W sanktuariach maryjnych, które mijam, szczególnie proszę o pokój na świecie. Powierzam też Maryi intencje, które na szlaku przekazują mi ludzie – mówi.
Przez Chorwację i Słowenię przyszedł do Włoch, potem do Francji i przez Hiszpanię dotarł do Portugalii. Z mieszkańcami najczęściej dogaduje się po angielsku, choć, jak mówi, nie zawsze jest to łatwe. – Staram się zdobywać ich serca uśmiechem i serdecznością. Bo jako motto mojej pielgrzymki wybrałem słowa św. Jana Bosko: „Smutny święty to żaden święty” – uśmiecha się szeroko. – Tacy byli pierwsi chrześcijanie – dodaje. – Nie mieli zbyt wiele, ale wiara dawała im wielką radość i pokój serca. Ja także tam gdzie idę, chcę być świadkiem Boga. Kiedyś zawędrowałem do rodziny, która przeżywała żałobę po stracie kogoś bliskiego. Na koniec powiedzieli mi, że moja obecność, moje przyjście zostawiło im nadzieję.

Z bronią w ręku  
Do portugalskiego sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej – celu swojej wędrówki – Jakub dotarł po 221 dniach. Przeszedł 5600 kilometrów. Z różańcem w ręku – najskuteczniejszą bronią świata, jak mówi.
– A co planujesz po powrocie? – pytam na koniec. – Kolejną pielgrzymkę – śmieje się. – Mam nadzieję, że wrócę przed 15 lipca, by ze swoją rodziną pójść do Wilna, do Matki Bożej Ostrobramskiej, do której co roku pielgrzymuję. Teraz jestem w Brukseli.  Do rodzinnych Sejn zostało mi jeszcze 1400 km. Może napiszę książkę?... Chciałbym opisać to wszystko, co przeżyłem po drodze.

 

 
Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.