No przecież to mama!

publikacja 18.05.2023 14:25

Znaleźli ją na targu. Małą, bezdomną dziewczynkę. Zaopiekowali się, dali dom, otwarli serce. Tu troszczą się o wszystkie dzieci. Nawet o te, których nie znają.

Dziecko w Afryce to błogosławieństwo. Na zdjęciu mama ze wsi Pigmejów (Rwanda) Dziecko w Afryce to błogosławieństwo. Na zdjęciu mama ze wsi Pigmejów (Rwanda)
Krzysztof Błażyca /FOTO GOŚĆ

W  Tanzanii „Mama” – to brzmi pięknie i dumnie – mówi siostra Cecylia Bachalska, misjonarka, dla której Tanzania stała się drugim domem. Obecnie pracuje w Dar es Salaam, w metropolii nad Oceanem Indyjskim, w ubogiej dzielnicy Tandale. W Afryce poznała wiele mam. Dzieliły się z nią swymi radościami, troskami. – Były prezydent Tanzanii Juliusz Nyerere, który być może zostanie ogłoszony błogosławionym, powiedział, że zapewniając edukację dziewczynkom, które staną się mamami, kształci się cały naród – przypomina misjonarka.

Siostra to nie ciężar

– W Tanzanii dziewczyna od dziecka przygotowuje się do tego, by być mamą. Często już jako sześciolatka ma pod opiekę młodsze rodzeństwo – opowiada siostra Cecylia. – Przygląda się swojej mamie, jak przygotowuje jedzenie, jak się ubiera, jak pozdrawia ludzi. Obserwuje, jak mama pracuje na polu czy w domu. Gdy młodszy brat albo siostra zapłaczą, od razu pyta: „Czemu płaczesz? Jest ci gorąco? Boli cię coś?”. Jest jeszcze dzieckiem, a już naśladuje swoją mamę. Tu dzieci uczy się, że nie żyją tylko siebie, że w rodzinie jesteśmy odpowiedzialni jeden za drugiego. Dziewczynka, która ma 8 lat, zajmuje się tym z rodzeństwa, które ma 4 lata. Czterolatka bawi się z tym, które ma 2 lata. – To jak ruch na drodze. Światła są wyłączone, ale wszyscy jadą, ruch trwa – porównuje siostra Cecylia. – A dzieci są dumne z młodszego rodzeństwa, nawet jeśli jest ich ośmioro albo dwanaścioro – dodaje. – Bo to nie ciężar, to moja siostra!

Imię po dziecku

Każda dziewczyna w Tanzanii po ślubie musi zostawić dom rodzinny i przeprowadzić się do rodziny męża. Poznaje nowe zwyczaje, czasem język, kulturę, jeśli mąż pochodzi z innej grupy etnicznej. – Mam przed oczyma twarze wielu kobiet, które pracują w polu albo idą z dzieckiem na plecach. Pamiętam je wszystkie z imienia – wspomina siostra. Ciekawym zwyczajem jest, że kiedy kobieta rodzi pierwsze dziecko, nazywana jest od jego imienia. Ma nową pozycję, jest już nie tylko żoną, ale przede wszystkim matką. – Nasza przyjaciółka Julia, pielęgniarka, urodziła córeczkę – opowiada siostra. – I nazwała ją imieniem Bakhita, czyli Szczęściara (po świętej Bakhicie). I teraz w miejscowości ludzie nazywają Julię Mama Bakhita. Tak od urodzenia swojego dziecka jest też znana szpitalu. Nazwisko i imię zostają tylko w dowodzie osobistym.

Wielkie serca

Kobiety mają wielkie serca. Bardzo dbają o swoje rodziny. Od rana do wieczora. Wielką wagę przywiązują też do strojów, szczególnie podczas świąt czy ważnych spotkań. Wtedy można zobaczyć kolorowe, piękne suknie. – Gdy idą na przyjęcie, robią wszystko, aby wyglądem podkreślić znaczenie uroczystości – mówi misjonarka. – Gdy mieszkałam w Mwanzie, nad Jeziorem Wiktorii każdego poranka słyszałam kobiety idące po wodę. Było jeszcze ciemno, a one już musiały ugotować posiłek dla dzieci, zanim pójdą do szkoły. A potem szły na pole – wspomina. W czasie wolnym, gdy nie pracują na roli, wykonują piękne przedmioty. Koszyki, biżuterię, maty. – Cały czas są zajęte – mówi misjonarka. – Każdą minutę dnia potrafią wykorzystać. I troszczą się nawzajem o dzieci, nawet te, które nie są ich. Nasza znajoma Agrypina wraz z mężem wzięła pod opiekę bezdomną małą dziewczynkę znalezioną na targu – wspomina siostra. – Tu wszystkie dzieci „są nasze” – uśmiecha się. – Kiedyś jechałam busem. Weszła mama z dzieckiem i od razu dała mi je na kolana. Tu to takie naturalne...

Oczy i serce mamy

Przepiękna jest w Tanzanii więź mamy z dzieckiem. – Cały czas uczę się tego. Mama ma opanowany każdy „detal” swojej pociechy – mówi siostra. – Jeżeli w kościele na przykład jest długie kazanie, a tu, w Afryce, są takie – uśmiecha się misjonarka – to mama głaszcze dłonie dziecka, każdy paluszek. Tysiące razy! Na misjach kobiety patrzą na inne dzieci oczami matek. Czują się odpowiedzialne za wszystkie dzieci. Nie tylko własne. – Odwiedziłam kiedyś jedną panią, miała może 80 lat. Siedziała na ziemi, na macie. Od żaru chronił ją słomiany daszek – wspomina siostra. – A ona siedziała i nauczała gromadkę dzieci. Pomyślałam: „Co sprawia, że w wieku 80 lat chce się jej jeszcze uczyć małe dzieci?”. To instynkt kobiety, matki. Tu sąsiedzi są jak rodzina. Wszystkie dzieci razem się bawią. Sąsiadka nakarmi dziecko sąsiada. Bo przecież to mama. Krzysztof Błażyca

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.