Upadłeś? Powstań

Rozmawiał Kamil Gąszowski

publikacja 17.03.2023 19:45

O tym, jak został wyrzucony ze zbiórki ministranckiej, o byciu następcą  sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego oraz o tym, dlaczego Triduum Paschalne jest jak najbardziej wciągający serial, mówi ks. Krzysztof Ora, krajowy duszpasterz Służby Liturgicznej.

Ksiądz Krzysztof Ora, krajowy duszpasterz Służby Liturgicznej podczas liturgii.  „Poprzez liturgię przemawia i działa sam Bóg. Najważniejsze, aby język liturgii umieć rozszyfrować. Wiedzieć, dlaczego klękam, dlaczego uderzam się w pierś czy robię znak krzyża na czole” – mówi ksiądz Ora Ksiądz Krzysztof Ora, krajowy duszpasterz Służby Liturgicznej podczas liturgii. „Poprzez liturgię przemawia i działa sam Bóg. Najważniejsze, aby język liturgii umieć rozszyfrować. Wiedzieć, dlaczego klękam, dlaczego uderzam się w pierś czy robię znak krzyża na czole” – mówi ksiądz Ora
Kamil Gąszowski /foto gość

Mały Gość: Był Ksiądz ministrantem?

Ks. Krzysztof Ora: Byłem, ale zostałem nim późno, bo dopiero w drugiej klasie liceum.

To mnie Ksiądz zaskoczył…

Próbowałem swoich sił jako ministrant, gdy byłem małym chłopcem, ale nie potrafiłem wyrecytować bez błędu modlitwy przed służeniem i ksiądz wyrzucił mnie ze zbiórki.

W liceum ministranci często odchodzą, dlaczego Ksiądz dopiero wtedy został ministrantem?

Należałem do Ruchu Światło–Życie, nasza wspólnota przeżywała rozkwit. Uczestniczyliśmy we Mszach św. nie tylko w niedziele, ale i w tygodniu. Zauważył to ksiądz prowadzący oazę i zaprosił chłopaków do ołtarza. Na fali tego zaproszenia zostałem ministrantem. Kiedy widzę maluchów przejętych tym, czy podać ampułkę z wodą, czy winem, albo zastanawiających się, kiedy uderzyć w gong, przypominam sobie, że ja taki stres przeżywałem w liceum. (śmiech)

Proszę Księdza, po co jest Wielki Post? Po to, byśmy stawali się lepsi?

W dużym uproszczeniu można tak powiedzieć. W tym czasie próbujemy pracować nad tym, co w nas niedomaga. Wielki Post jest jak wędrówka. Zaczynamy go Środą Popielcową, ale już w piątą niedzielę tego okresu inaczej będę przeżywał swoje postanowienia. Kiedy idzie się tą drogą, Pan Bóg odkrywa przed nami coraz więcej prawdy o tym, jacy jesteśmy i jak nas kocha. Warto zmierzyć się ze sobą. Takie doświadczenie prowadzi do pragnienia, żeby mieć więcej czasu dla Pana Boga.

A co zrobić, jeśli nie udało się zmierzyć ze swoimi postanowieniami?

Porażki też czegoś uczą. To, że coś mi nie wyszło, pokazuje, że nadal w czymś jestem słaby. Jednak im bardziej jestem słaby, tym więcej mogę w Tym, który mnie umacnia. Nasze słabości pokazują, że potrzebujemy Pana Jezusa. Upadłeś? Powstań – mógłby powiedzieć Jezus.

Czy małe postanowienie albo jednorazowy gest dobra ma w ogóle sens?

Nie chodzi o to, żeby prężyć muskuły przez 40 dni i starać się przez cały Wielki Post być wspaniałym, jeśli nic z tego dobra nie pozostanie na później. Nawet jednorazowy gest trzeba docenić i cieszyć się małymi zwycięstwami.

Jak to się stało, że został Ksiądz krajowym duszpasterzem ministrantów?

To jest właśnie humor Pana Boga. Po święceniach zostałem opiekunem Służby Liturgicznej w Bielawie na Dolnym Śląsku. Nie miałem doświadczenia, jak się prowadzi zbiórki, ale eksperymentowałem. I uzbierała się pokaźna grupa, około 100 chłopaków. Chyba właśnie dlatego zostałem ustanowiony diecezjalnym duszpasterzem Służby Liturgicznej. A potem, kiedy brałem udział w ogólnopolskich spotkaniach, uznano, że mam dobre podstawy, by zostać krajowym duszpasterzem. Tym bardziej że nikt wtedy nie sprawował tej funkcji. Pierwszym był ks. Franciszek Blachnicki, potem ks. Danielski i od 1985 roku nie było takiego duszpasterza.

Jak to jest być następcą kogoś takiego?

Brzmi to bardzo poważnie. Sam drżę, kiedy to mówię.Mam poczucie odpowiedzialności. Oaza, kiedy w niej uczestniczyłem, była potęgą. Zdobywaliśmy w niej formację, także liturgiczną. Ksiądz Blachnicki tworzył wiele materiałów na ten temat, nadal są one aktualne. Zbierał młodzież, angażował, wszystkich traktował bardzo poważnie. Gdy byłem w liceum i zostałem ministrantem, mówiło się o dwóch wielkich postaciach – Janie Pawle II i ks. Franciszku Blachnickim, który już wtedy nie żył, ale wciąż było o nim głośno. Dzięki niemu moja wiara rosła. Stworzył ruch, w którym jako młodzi ludzie mogliśmy czuć się dobrze w Kościele. Myślę, że dobrze byłoby, gdyby dzisiaj dla chłopców takim środowiskiem była Służba Liturgiczna. Jeśli doczekamy beatyfikacji ks. Blachnickiego, mógłby być doskonałym patronem ministrantów.

Czy liturgia jest jak teatr?

Może przypominać teatr, bo jest w niej dużo znaków, gestów i ruchów, natomiast przemawia przez nią i działa w niej sam Bóg. Najważniejsze, aby język liturgii umieć rozszyfrować. Wiedzieć, dlaczego klękam, dlaczego uderzam się w pierś czy robię znak krzyża na czole. Po drugie, nawet kiedy na Mszy św. znajduję się w ławce, nie jestem tylko widzem, przecież aktywnie uczestniczę w liturgii.

Co to znaczy?

Nieraz ministranci mówią, że nie ma sensu służyć przy ołtarzu, jeśli nie podają księdzu ampułek czy nie dzwonią gongiem. Ale nadal przecież aktywnie uczestniczą w liturgii – choćby przez swoją postawę, złożone ręce, śpiew. Ksiądz Blachnicki także dla dziewcząt widział miejsce w liturgii, choćby w roli kantora.

Czyli każdy jest tam ważny i potrzebny, tak jak w domu?

W kościele możemy się czuć jak w domu. Tak jak w domu każdy ma tam inne zadanie do wykonania. Ktoś sprząta, ktoś jest zakrystianem, ktoś śpiewa w chórze, ktoś inny jest ministrantem. Najważniejsze, żeby nikogo w tym miejscu nie zabrakło.

Przed nami Triduum Paschalne. Co jest najważniejsze w tym czasie?

Liturgia Triduum Paschalnego różni się od tej w całym roku liturgicznym, ma inny porządek. Jest bogata w znaki i ma dodatkową, ważną wymowę. Ministranci spotykają się na specjalnych zbiórkach. Chcą zadbać, aby wszystko miało swój ład, przebieg. Dobrze, żeby nie była to tylko forma treningu, ale konkretna świadomość, w czym uczestniczymy. Triduum trwa trzy dni, ale tak naprawdę uczestniczymy w jednym wydarzeniu. To jakby trzy odcinki tego samego serialu. Nierozłączne. Ktoś może chcieć uczestniczyć tylko w liturgii Wielkiego Czwartku i Wielkiego Piątku, a w sobotę może nie chce mu się przyjść na obchody Wigilii Paschalnej.

Jeśli ktoś tak zrobi, to ominie go happy end?

(Śmiech) Ta historia ma swój dramatyzm, ale także swój blask. Z ciemności i mroku wyłania się światło, ze smutku i łez jest radość.

Jak przeżyć Triduum z takim samym napięciem, z jakim ogląda się dobry serial?

Podoba mi się sformułowanie, że liturgia jest jak wehikuł, który przenosi nas w te wydarzenia. To nie jest bajka o Panu Jezusie. Ta historia dotyczy również nas. To jest moja i twoja historia. Liturgia opowiada nam o tych wydarzeniach, o smutku, żałobie, które odnoszą się do Pana Jezusa, a przez to uczy nas przeżywania życia.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.