Ratownicy na czterech łapach

Agata Ślusarczyk

publikacja 25.01.2023 09:29

Najpierw był Cygan, potem Bućko, Irys… W kilka minut potrafią odnaleźć zasypanego pod śniegiem człowieka.

Ratownicy na czterech łapach Pies lawinowy potrafi wyczuć zapach człowieka zasypanego nawet kilkumetrową warstwą śniegu Archiwum Tomasza Kamińskiego

Przykryte białym puchem góry zachęcają do wypraw na szlak. – Turyści zaopatrują się w specjalistyczny sprzęt, raki i czekan i chcą wspinają się coraz wyżej. Kiedy na górskich szlakach ludzie zaczęli pojawiać się także zimą, wzrosło zagrożenie lawinowe i pojawiła się potrzeba szkolenia psów – mówi Jerzy Maciata, przewodnik psa lawinowego, ratownik tatrzański od 40 lat. – Najpierw do TOPR-u poszedł mój brat, a ja za nim – wspomina. – A że bardzo lubiłem psy, postanowiłem zająć się ich szkoleniem – dodaje. Posłuchajmy o pracy psów lawinowych.

Rasa i rodzice
– Nie każdy pies nadaje się na ratownika – przyznaje przewodnik, pan Jerzy. – To długa i skomplikowana droga. Zaczyna się już na etapie szczenięcia – dodaje.
Pierwszy krok to wybór hodowli. Do ratownictwa przeznaczonych jest kilkanaście ras. W Tatrzańskim Ochotniczym Pogotowiu Ratunkowym pracują owczarki niemieckie, belgijskie, holenderskie i staroniemieckie, a także border collie. – Te psy są z natury gotowe do pracy, uważne, żywiołowe i czujne – zapewnia pan Jerzy. – Oprócz rasy zwracamy też uwagę na to, jakich rodziców miał pies. To od nich w dużej mierze zależy, jakie geny przekazali potomstwu – dodaje.
Krok drugi to test na hałas, stres i umiejętność zabawy z człowiekiem. – Psy lawinowe nie mogą bać się jazdy samochodem, skuterem, górską kolejką czy śmigłowcem, bo często w ten sposób docieramy do poszkodowanych – mówi ratownik. – Muszą też lubić zabawę, na przykład aportowanie zabawek czy szukania człowieka. Później, na etapie szkolenia, ta umiejętność jest niezwykle cenna, bo ostatecznie prowadzi do znalezienia człowieka pod śniegiem.

 

„Siad”, „waruj” i „szukaj”
Po testach wstępnych przewodnik zabiera zwierzę do domu. – To tak jak z małym dzieckiem, wszystkiego trzeba go nauczyć – uśmiecha się pan Maciata. – Na tym etapie uczymy psa przede wszystkim posłuszeństwa i reagowania na komendy „siad”, „waruj”, „szukaj” – informuje pan Tomasz Kamiński, przewodnik psa lawinowego. – To też czas, kiedy przewodnik i pies poznają się nawzajem. Ja na przykład przeprowadziłem się z moim szczeniakiem do osobnego pokoju – wspomina.
Kolejny krok to poznawanie miejsca pracy, czyli siedziby TOPR, i osób, które tam pracują. – Zabierałem psa na dyżur – przyznaje pan Tomasz. – A kiedy trochę podrósł, zaczął się trening. To bardzo ważny etap. Wtedy uczy się wszystkiego, co będzie mu potrzebne w przyszłej pracy. Na początku to proste zabawy. Ktoś woła psa i chowa się za drzewem. Na komendę „szukaj” pies musi odnaleźć wołającego. Jeśli wykona zadanie, otrzymuje nagrodę – wyjaśnia pan Tomasz. – Jakiś przysmak? – dopytuję. – Mogłoby się tak wydawać. Jednak dla naszych psów największą nagrodą jest zabawa, na przykład w przeciąganie – na przykład liny – albo szarpanie szmacianej zabawki i aportowanie jej.

Rura pod śniegiem
Z czasem treningi są coraz trudniejsze. Pies musi odnaleźć człowieka, ale już nie za drzewem, lecz pod śniegiem. – W Tatrach, gdy zejdzie lawina, człowieka przykrywa średnio 75-centymetrowa warstwa. Podczas treningu zasypujemy ochotnika, tak zwanego pozoranta, w specjalnej rurze z dostępem do tlenu, na głębokość około metra do półtorej – wyjaśnia pan Jerzy. – Zdarzało się, że nasze psy potrafiły odnaleźć podczas szkolenia zapach człowieka nawet kilka metrów pod śniegiem – dodaje.
Intensywne treningi czworonogów trwają półtora roku. Potem zdają egzamin na psa lawinowego. – Pozorujemy zejście lawiny o rozmiarach zbliżonych do tych, które najczęściej schodzą w Tatrach, czyli 120 metrów długości i 80 metrów szerokości – wyjaśnia pan Jerzy. – Potem przewodnik psa lawinowego dostaje informację, ile osób znajduje się pod śniegiem, i wyrusza z psem na akcję. Zwierzę ma 20 minut, by odnaleźć pozorantów, a bardzo często udaje się mu wykonać zadanie w ciągu 5–10 minut – mówi.

Lawinowe ABC
A jak wygląda praca psa lawinowego tak „na poważnie” ? – dopytuję. – Po zdanym egzaminie przewodnik razem z psem lawinowym pełni tygodniowy dyżur w centrali TOPR. Są zimy, że nie ma żadnego zgłoszenia o wypadku lawinowym, a są i takie jak w tym roku, kiedy śmierć pod śniegiem poniosły już dwie osoby – mówią TOPR-owcy . – Dlaczego ludzie giną pod lawinami? Nie są odpowiednio przygotowani, ratownicy nie docierają do nich na czas? – pytam.
W odpowiedzi pan Tomasz Kamiński prowadzi mnie do TOPR-owskiego magazynu. Oprócz folii termicznych, raków i czekanów niezbędnych przy zimowych wyprawach znajduje się tam też lawinowe ABC: sonda, detektor i łopatka. – Detektor to nadajnik i odbiornik w jednym. Jeśli zasypie cię lawina, detektor włączony na tryb odbioru wysyła sygnały i zasypaną osobę łatwiej wtedy zlokalizować – wyjaśnia pan Tomasz. – Sonda służy do nakłuwania śniegu, dzięki niej można potwierdzić, czy faktycznie ktoś jest pod śniegiem, a dzięki łopatce możemy człowieka odkopać.

Ważny czas
Dzięki takiemu wyposażeniu turysta zwiększa swoje szanse na odnalezienie go albo pomoże innym, na których zeszła lawina. – Podobnie działa system RECCO – dodaje pan Kamiński. – Nawet do 200 metrów wykrywa osobę, która ma przy sobie coś elektronicznego, np. aparat lub telefon. Ale nigdy nie wiadomo, w co turysta jest zaopatrzony, dlatego potrzebne są też przeszkolone psy. Trenujemy je tak, by umiały szukać człowieka nawet przez godzinę. Czas jest bardzo ważny, bo już po około 15 minutach szanse na przeżycie pod śniegiem maleją – mówi.
Wyszkolony pies oszczekuje miejsce, w którym znajduje się zasypany człowiek albo po prostu zaczyna kopać. – Taki teren oznacza się chorągiewką i zaczyna się akcja wydobywcza – mówi ratownik. – W Tatrach mało kto ma szansę przeżyć zejście lawiny, bo zwały śniegu schodzące ze stromych zboczy mają taką siłę, że powoduje ona liczne złamania i uszkodzenia ciała. Chociaż zdarza się, że ludzie sami się odkopią albo pomogą im inni turyści.

Obroża z GPS-em
W Tatrzańskim Ochotniczym Pogotowiu Ratunkowym pracuje obecnie siedem psów lawinowych. Najstarszy ma siedem lat, najmłodszy, Kromek, jeszcze się uczy. Kiedy skończy się zima, zmienią charakter pracy – zamiast ludzi pod śniegiem będą szukać tych, którzy zagubili się w lasach lub górach. – Bardzo pomaga nam system GPS zainstalowany na obroży – przyznaje pan Jerzy Maciata. – Dzięki niemu, po zgraniu na komputer, możemy przeanalizować, jaki obszar zwierzę już przeszukało.
Psy lawinowe służą 9–10 lat. Potem przechodzą na zasłużoną emeryturę. – Wszystko jednak zależy od kondycji – mówią przewodnicy. – Jeśli pies szybciej się męczy albo ma słabą motywację do pracy, wycofuje się go wcześniej. Nasze najstarsze zwierzęta bardzo dobrze pracują. Czasem i one mają gorsze dni – przyznają. – Trzeba mieć wtedy wiele cierpliwości i wyrozumiałości, tak jak do najlepszego przyjaciela.

 

 
Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.