Lamy, lody i jasełka

Krzysztof Błażyca

publikacja 18.01.2023 14:04

Zamiast zimy – lato. Wieczerza wigilijna po pasterce. A prezenty dopiero szóstego stycznia.

Dzieci podczas świątecznego poczęstunku przygotowanego  przez misjonarzy Dzieci podczas świątecznego poczęstunku przygotowanego przez misjonarzy
archiwum ojców werbistów

B oże Narodzenie inaczej niż w Polsce przeżywa się w Ameryce Południowej lub w Papui-Nowej Gwinei. Są na przykład loterie, aby pomóc najbardziej potrzebującym, by radość świąt była radością wszystkich. O swoich świętach na misjach opowiadają misjonarze werbiści w domu św. Małgorzaty w Bytomiu.

Słodki chlebek

– W Argentynie bardziej wystawne są święta w miastach. W górach i na wsiach ludzie przeżywają je dużo skromniej – mówi ojciec Mirosław Piątkowski, który przez pięć lat pracował jako misjonarz w argentyńskich Andach. – Zaczyna się pasterką o godzinie 20.00. Potem jest wieczerza wigilijna. Czasem nawet czeka się z wigilią do północy, a czasem… nie ma jej wcale. Bo najważniejsza jest Msza w dzień Bożego Narodzenia – opowiada misjonarz. Wigilia nie obfituje w potrawy tak jak wieczerza w Polsce. – To po prostu bardziej uroczysty posiłek – tłumaczy ojciec Mirosław. – Ludzie dzielą się opłatkiem i składają życzenia szczęśliwych świąt (Felices Fiesta lub Feliz Navidad). – A co pojawia się na świątecznym stole? – dopytuję. – Czasem pieczony prosiaczek – mówi zakonnik. – Ale przeważnie jednak podaje się wołowinę, kurczaki, empanadas, czyli rodzaj pierogów z mięsem i warzywami, i humitas z mąki kukurydzianej i mięsa (przypomina to polskie gołąbki). Są też różnego rodzaju sałatki warzywne i owocowe, a nawet… lody. Specyficzną potrawą świąteczną jest słodki chlebek z kruszonką, okrągły jak babka, w Argentynie nazywany pan dulce. Podaje się go z kawą lub herbatą. Dzieci natomiast ze smakiem zajadają mantecol. To coś w rodzaju chałwy z orzeszkami i marmoladą.

Taniec przy żłóbku

W domach czasem ludzie stawiają świąteczne drzewko – jodłę, sosnę lub jakieś inne. Przy kościołach budują natomiast stajenki. Dzieci, młodzież, a nawet dorośli przed Mszą bożonarodzeniową lub po niej odgrywają jasełka. – A po południu w Boże Narodzenie ludzie adorują Dzieciątko Jezus – opowiada misjonarz. – To czas na modlitwę i śpiew, a dzieci wtedy nawet tańczą przed żłóbkiem – dodaje. – Czy w Argentynie śpiewa się kolędy? – pytam. – Argentyńskie śpiewy bożonarodzeniowe to tzw. villancicos (czyt. visiansikos). Jest villancicos szczególnie chętnie śpiewana przez dzieci: Vamos pastores, vamos (Chodźcie, pasterze, chodźcie). W Argentynie święta Bożego Narodzenia, podobnie jak w Polsce, to czas z rodziną. – W górach mężczyźni często pracują poza domem i przyjeżdżają dopiero na ten wyjątkowy czas. Świętowanie trwa do 6 stycznia. Tego dnia, gdy Trzej Królowie przynoszą dary Jezusowi, w Argentynie ludzie obdarowują się prezentami. Czasem już w Boże Narodzenie znajdują pod choinką jakieś drobiazgi, ale poważniejsze prezenty rozdają sobie właśnie 6 stycznia. Podobnie jest w Boliwii. – W części andyjskiej ludzie obchodzą swoje pola z ustrojonym Dzieciątkiem Jezus. To dość duża figurka – mówi ojciec Adam Pirożek. – W domach mają różne ceramiczne figurki: Pana Jezusa, św. Józefa, Matki Bożej. To pozostałość kultury hiszpańskiej sprzed wieków – wyjaśnia.

Wiosła i żółwie wodne

Ojciec Grzegorz Wojtyna spędzał święta Bożego Narodzenia w Brazylii, m.in. nad rzeką Arapjuns. – To takie słabsze wydanie europejskich świąt pomieszane z wierzeniami tradycyjnymi – uśmiecha się misjonarz. – Szopka stylizowana na wzór europejskiej. W Amazonii nie ma choinek, więc dekorują inne drzewka. Budują na przykład platformę na wodzie i tam je ustawiają. Drzewko jest oświetlone przez cały miesiąc. W Wigilię ludzie świętują na ulicach. Wieczorem po kolacji wychodzą do barów. – Starają się, by stajenka była jak najbardziej naturalna. W żłóbku leży dziecko, ktoś jest przebrany za Maryję, Józefa, pasterzy. W nocy jest ciepło, 24 stopnie, więc malec spokojnie śpi – opowiada misjonarz. – A w czasie pasterki ludzie znoszą dary związane z Amazonią: łódki, owoce, wiosło, zwierzątka, nawet żółwie wodne. Przynoszą wszystko i w taki sposób dziękują Bogu.

Prosię zamiast wołu

Na wyspiarskiej Papui-Nowej Gwinei przez 14 lat pracował ojciec Józef Jonczyk. – To kraj kontrastów. Inaczej żyją ludzie w górach, inaczej na wybrzeżu. Ci z gór są ciemni, mają kędzierzawe czupryny, bruzdy na twarzach… – opowiada. – Są bardzo kreatywni. Wystarczy im niewiele, a potrafią zrobić wszystko. Sami wykonują instrumenty perkusyjne lub dęte, łącząc na przykład rury bambusowe. No i mają gitary. Komponują własne piosenki na różne okazje, również na Boże Narodzenie – wspomina misjonarz. –Choć zwyczaje pogańskie są wciąż między nimi żywe, to jest w nich wielka miłość do Matki Bożej, do Pana Jezusa. W Wigilię spotykają się w nocy i modlą się do rana. Podobnie jak w Brazylii stajenka jest żywa. – Ale nie znajdziemy w niej wołu i osła, bo tych zwierząt nie ma w Papui. Przy żłobku stoi… prosiak. To dla Papuasów takie zwierzęta jak dla nas koń czy krowa – śmieje się misjonarz. – Podczas pasterki śpiewają kolędy, czytają Pismo Święte, modlą się – jest radość – wspomina ojciec Józef. – Tak to przeżywają.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.